Robert Kubica ogłosił odejście po sezonie z zespołu Williamsa. Zarówno u niego, jak i wśród polskich kibiców radość z powrotu do Formuły 1 mieszała się ostatnio z rozczarowaniem słabymi wynikami.
Poświęciłem dużo czasu i energii, by wrócić do Formuły 1, i chciałbym w niej zostać, ale najpierw muszę znowu poczuć trochę radości ze ścigania – powiedział Robert Kubica na konferencji prasowej 23 września po zakończeniu Grand Prix Singapuru. Sezon kończy się 1 grudnia, jednakże zespół Williamsa tak bardzo odstaje od reszty stawki, że już teraz można powiedzieć, że nie ma żadnych szans na opuszczenie ostatniego miejsca w klasyfikacji Formuły 1. Polak rozpoczął więc negocjacje z innymi zespołami F1, jak również rozważa możliwość startu w innej serii wyścigów.
Załatwił zwrot kosztów
Na początku 2011 roku Kubica był o krok od absolutnego szczytu sportów motorowych. Po udanym sezonie 2010 w barwach Renault związał się wstępną umową z najlepszym wówczas zespołem – Ferrari. Jednak 6 lutego 2011 roku uległ bardzo poważnemu wypadkowi (zmiażdżona została prawa ręka). Kubica nie poddał się, odbywając bolesną i żmudną rehabilitację. Choć wielu lekarzy uważało, że nadszedł kres uprawiania przez niego sportów wyczynowych, Polak już we wrześniu 2012 roku powrócił do rajdów. Kibicował mu w tym cały świat sportowy. Słynny magazyn „Top Gear” uznał go nawet za Człowieka Roku 2012. Zwieńczeniem reaktywowanej kariery rajdowej był powrót do Formuły 1 w 2019 roku. Samo w sobie już to jest wielkim osiągnięciem.
W sezonie Kubica najbardziej zaimponował 28 lipca w Grand Prix Niemiec. Podczas przebiegającego w trudnych warunkach wyścigu (na przemian słońce i ulewny deszcz) pokazał doświadczenie i opanowanie, zdobywając 1 punkt za 10. miejsce. Został rekordzistą świata, jeśli chodzi o przerwę, która dzieli kierowcę Formuły 1 między dwoma punktowanymi wyścigami – dokładnie 8 lat, 8 miesięcy i 51 dni. Biorąc pod uwagę przepaść technologiczną, dzielącą Williamsa od innych zespołów, był to gigantyczny wyczyn. Co więcej, Polak uratował w ten sposób finanse zespołu. Organizatorzy Formuły 1 na koniec sezonu płacą zespołom tzw. travelcosts. To zwrot za koszty transportowania po całym świecie sprzętu. Portal f1destinations.com przytoczył statystyki od zajmującej się logistyką wyścigów firmy DHL. Na każde Grand Prix wysyła ona 6 lub 7 boeingów 747. Roczny koszt takich wypraw to około 8–10 mln dolarów dla zespołu. Jednak zwrot kosztów dostają tylko te, które zdobyły minimum 1 punkt. Po GP Niemiec Williams spełnia warunek. Niezdolność wypełnienia tego wymogu przyczyniła się na początku dekady do wycofania z F1 kilku zespołów.
To także dzięki Robertowi Kubicy świat Formuły 1 znów ujrzał fantastycznych polskich kibiców. Wspierają oni naszego kierowcę na każdym wyścigu. Rekord padł 4 sierpnia, gdy na GP Węgier na tor Hungaroring przyjechało 50 tys. Polaków.
Furmanką za bolidami
Kibice regularnie śledzący wydarzenia w Formule 1 przewidywali przykry scenariusz. Przygotowania do sezonu w Williamsie przebiegały powoli i w fatalnej atmosferze. Z zespołu odeszli szef projektantów bolidów Ed Wood, główny specjalista od aerodynamiki Dirk de Beer oraz inżynier Rob Smedley. Brytyjski team jako jedyny w stawce nie zdążył w lutym na początek przed- sezonowych testów w Barcelonie. Kubica ruszył do jazdy dopiero trzeciego dnia testów i musiał je przedwcześnie zakończyć, gdyż zabrakło… części zamiennych do auta. Obietnice Claire Williams – szefowej brytyjskiego teamu – o nadrobieniu strat w trakcie sezonu okazały się bez pokrycia. O nieustannych problemach z samochodem Kubicy dziennikarze napisali mnóstwo artykułów, ale do dziś nie ma zgody co do przyczyn słabości bolidu. Mówiono o kłopotach ze sztywnością nadwozia, dociskiem, przyczepnością, a nawet o tym, że pojazd Williamsa po prostu został zaprojektowany z wadami konstrukcyjnymi. Polscy kibice określali go już m.in. mianem „furmanki” lub „drezyny”. Im dłużej trwał sezon, tym trudniej było Kubicy ukryć frustrację. Po GP Belgii powiedział w wywiadzie dla Eleven Sports: „Williams jeździ we własnej lidze”.
Niezależnie od słabości organizacyjnej Williamsa i niskiej klasy bolidu z czasem na Kubicę zaczęła spadać krytyka ze strony mediów i ekspertów. Po pierwszej połowie sezonu portal RaceFans.net obwołał go najgorszym zawodnikiem. Pisano, że Kubica nie radzi sobie z wyczuciem opon, których specyfika znacznie zmieniła się przez 9 lat. Krytyka nieco zelżała po jednym punkcie zdobytym w Niemczech. Nie zmienia to faktu, że przez 15 wyścigów sezonu Polak tylko 4 razy wyprzedził jakichkolwiek innych kierowców. Nie licząc tych, którzy nie docierali do mety.
Powrót wciąż realny
Kubica swoim wcześniejszym ogłoszeniem odejścia popsuł plany Williamsa. Jego kierownictwo chciało ukryć tę informację do końca sezonu, by podbijać cenę oferowaną przez sponsorów kierowców chętnych do zastąpienia Polaka.
Choć Robert Kubica jest jednym ze starszych zawodników w stawce, nie brakuje chętnych na jego usługi. Po pierwsze, uchodzi za kierowcę dobrze wpasowującego się w zespół, zawsze mającego cenne uwagi dla inżynierów; po drugie, ze względu na potwierdzenie przez PKN Orlen pokaźnego wsparcia finansowego na kolejny sezon. Zespół, który zatrudni Kubicę, może liczyć na sponsoring rzędu około 10 mln euro. Toczą się rozmowy z dwoma teamami Formuły 1 – Haas i Racing Point, rozważany jest też udział w serii wyścigowej DTM (Deutsche Tourenwagen Masters).
Polak wie, że w sezonie 2020 w F1 może liczyć już tylko na angaż w roli kierowcy testowego. Ten krok w tył jednak ma pozwolić mu pozostać w świecie F1, mieć regularny kontakt z bolidem i torami. Celem jest powrót do ścigania w 2021 roku. Wtedy licznej grupie zawodników kończą się kontrakty i w zespołach dojdzie do dużych przetasowań. Oby trzecie podejście do Formuły 1 zakończyło się angażem do lepiej zorganizowanej stajni niż Williams.•