Za tydzień rozstrzygniemy o przyszłości Polski. Wydaje się, że wygra PiS, ale o tym, czy będzie mogło rządzić samodzielnie, zadecyduje frekwencja.
Ta kampania nie jest debatą o przyszłości Polski. Toczyła się wewnątrz własnych elektoratów. Dlatego mieliśmy w niej kilka lepiej bądź gorzej wygłaszanych monologów. Zabrakło debat liderów, które powinny być solą każdej kampanii. Zawiodły także media, zarówno publiczne, jak i prywatne. Nie były płaszczyzną wymiany myśli, ale tubami – rządzących bądź opozycji. W tej sytuacji spora część kampanii przeniosła się do internetu. Tam nie obowiązywały już żadne reguły. W tym kontekście należy ubolewać, że przekraczająca granice dobrego smaku i przyzwoitości youtuberka Klaudia Jachira startuje w tych wyborach z list Koalicji Obywatelskiej. To przykład, że takie zachowanie może być w polityce opłacalne, a nie powinno.
Ponieważ o programach partie rozmawiały w tej kampanii niewiele, spróbuję scharakteryzować najważniejsze postulaty wyborcze komitetów, które mają szansę zdobyć sejmowe mandaty.
Trzecia droga PiS
Prawo i Sprawiedliwość postawiło na szereg konwencji oraz spotkań z własnym elektoratem, uznając najwyraźniej, że wystarczy jego mobilizacja, aby odnieść końcowy sukces. Jednocześnie przygotowało także obszerny program. Zawiera on szczegółową wizję dochodzenia do państwa dobrobytu, będącą próbą realizacji polskiego modelu rozwoju społeczno-politycznego. Sztandarową postacią kampanii PiS jest prezes Jarosław Kaczyński. Wziął na siebie cały ciężar odpowiedzialności za dotychczasowe rządy, jak również stał się gwarantem tego, że obietnice składane w trakcie kampanii będą wypełnione. Postacią numer dwa w obozie rządzącym jest premier Mateusz Morawiecki. Niezwykle aktywny w całym kraju, pomimo obciążeń wynikających z kierowania rządem. Dla niego to debiut, gdyż w wyborach parlamentarnych startuje po raz pierwszy. Walczy nie tylko o mandat, ale i o własną pozycję w partii. Jednym z głównych atutów PiS w tej kampanii były wielkie transfery społeczne, które partia obiecywała w poprzednich wyborach i słowa dotrzymała. Ten prospołeczny kierunek ma by kontynuowany. Zapowiadane są: wzrost pensji minimalnej i wypłata dwóch dodatkowych emerytur co rok oraz wielkie nakłady państwa na służbę zdrowia.
Ważną częścią kampanii PiS są kwestie światopoglądowe. W programie znalazła się zapowiedź ochrony modelu tradycyjnej rodziny oraz sprzeciw wobec eksperymentów w tej dziedzinie. PiS prezentuje w programie wizję państwa scentralizowanego, aktywnego na płaszczyźnie społecznej i gospodarczej. Próbuje w nim godzić model państwa opiekuńczego z akceptacją dla zasad wolnego rynku. Pytanie, czy ten program będzie można realizować w warunkach recesji gospodarczej, zweryfikuje przyszłość.
Nijaka opozycja
W odróżnieniu od precyzyjnego i pełnego szczegółów programu PiS opozycja przedstawiła jedynie jego zarys. Główną osią programu Koalicji Obywatelskiej jest negacja wszystkiego, co dokonało się w Polsce w ostatnich czterech latach, chociaż Grzegorz Schetyna jednocześnie deklaruje, że nic, co zostało dane przez PiS, nie zostanie zabrane. W programie Koalicji jest wiele akapitów na temat ekologii, poprawy sytuacji w służbie zdrowia oraz zapewnienia godnej starości emerytom, jak również odpolitycznienia mediów publicznych, ale szczegółów niewiele. Bardziej konkretne są passusy dotyczące samorządności (m.in. zapisany został postulat pozostawienia całości wpływów z podatków dochodowych PIT i CIT w regionach). Zapowiadany jednak od dawna „Akt odnowy demokracji” pozostaje tylko deklaracją. Projekty ustaw, m.in. w kluczowej sprawie reformy sądownictwa, poznać mamy dopiero, gdy partia zacznie rządzić.
Koalicja Obywatelska w sprawach obyczajowych przesunęła się na lewo i nie zmienia tego start z jej list grupy polityków o wyrazistych konserwatywnych poglądach. Dowodem jest zapowiadana instytucjonalizacja związków partnerskich. To niebezpieczna propozycja. Może być furtką otwierającą w przyszłości drogę do zakwestionowania konstytucyjnego porządku prawnego w dziedzinie ochrony rodziny.
Ewenementem w działaniach Koalicji była zmiana w jej trakcie lidera. Grzegorza Schetynę zastąpiła Małgorzata Kidawa-Błońska. Dla programu nie ma to znaczenia, celem było ocieplenie wizerunku lidera, co może przynieść pewne efekty. Trudno jednak nie zauważyć, że Schetynę zachowującego dystans względem obyczajowych eksperymentów zastąpiła polityk reprezentująca liberalne skrzydło Platformy.
Jeszcze mniej konkretny jest program komitetu Lewica Razem. Nie ma w nim żadnej myśli przewodniej poza ogólną konstatacją, że ważny jest człowiek, a nie pieniądze. Liderzy tej formacji mówią o planie wybudowania miliona mieszkań, ale nie wskazują, skąd wezmą na to środki. Tradycyjnie – jak to nowoczesna lewica ma w zwyczaju – sporo uwagi poświęca się sprawom światopoglądowym. Prawo do aborcji na życzenie do 12. tygodnia jest przedstawiane jako najważniejszy postulat kobiecego programu tego komitetu, kolejne to powszechne refundowanie in vitro oraz edukacja seksualna w szkołach. Dopiero w kolejnych punktach mówi się o opiece lekarskiej, równości płac czy zwalczaniu przemocy domowej, co pokazuje, jaka jest prawdziwa hierarchia wartości lewicy.
Nowecentrum?
Nową jakością w tych wyborach próbuje być komitet PSL – Koalicja Polska, startujący wraz ze środowiskiem Pawła Kukiza i grupą konserwatywnych polityków, niegdyś aktywnych w PO. Cel jest ambitny: wbić się klinem między PiS i Koalicję Obywatelską, tworząc nowe centrum polskiej polityki. Temu ma służyć m.in. zapowiedź przełamania wrogości w polskiej polityce. Komitet zabiega o elektorat wiejski, do którego adresowana jest spora część programu, dotycząca m.in. budowy zbiorników retencyjnych, promocji polskiej żywności, otwarcia na rynki wschodnie, ale widoczne w nim są również starania o głosy elektoratu miejskiego. Mówi o wzroście nakładów na ochronę zdrowia do poziomu 6,8 proc. PKB oraz uznaniu za obligatoryjne wyników referendum przy obniżeniu wymaganej frekwencji do 30 proc. Proponuje wprowadzenie instytucji sędziów pokoju, co miałoby odciążyć sądy. Echem dawnych postulatów Pawła Kukiza jest propozycja zmiany ordynacji wyborczej, aby połowa posłów była wybierana w okręgach jednomandatowych, co miałoby umożliwić zamianę państwa partyjnego w obywatelskie.
Wielką niewiadomą jest wynik Konfederacji Wolność i Niepodległość. Ugrupowanie promuje się jako zjednoczenie środowisk wolnościowych, narodowych, patriotycznych i konserwatywnych. Było wyraźnie dyskryminowane w mediach. Do wyborców dociera przez internet i w trakcie spotkań. Głównym postulatem konfederatów jest program 1000+, czyli powszechna ulga podatkowa. Jej celem jest „największa w historii Polski obniżka podatków”, czyli redukcja PIT do zera procent, dobrowolny ZUS oraz „benzyna po 3 zł” za litr. Konfederacja zapowiada wprowadzenie pełnej ochrony życia od poczęcia. Stanowczo odrzuca majątkowe roszczenia środowisk żydowskich i zapowiada alternatywną wobec PiS politykę zagraniczną. Ważną częścią jej programu jest usprawnienie sądów, co ma zostać osiągnięte dzięki ich cyfryzacji i uproszczeniu procedur. Konfederaci chcą „oddać rodzicom prawo do wychowania i edukacji ich dzieci” oraz wyposażyć ich w „narzędzia do obrony przed przymusową indoktrynacją, na przykład ze strony ideologii LGBT”.
Senat będzie ważny
Jeśli wynik wyborów do Sejmu jest przewidywalny, wybory do Senatu są wielką niewiadomą. Jeśli PiS nie wygra w Senacie, będzie to miało istotny wpływ na dalszy bieg wydarzeń. Wprawdzie partia rządząca prawdopodobnie będzie mogła w Sejmie odrzucać poprawki Senatu, ale będzie to już znacznie trudniejsze. Senat dysponuje także kilkoma istotnymi kompetencjami, jak chociażby możliwością ogłaszania referendów, a ich znaczenie podkreślane jest zarówno w programie Koalicji Obywatelskiej, jak i PSL. Senat ma więc różne instrumenty, aby skutecznie wpływać na kształt stanowionego prawa. Dlatego walka o mandaty senackie jest w tych wyborach wyjątkowo zaciekła. Opozycja: obywatelska, peeselowska i lewicowa porozumiała się w sprawie utworzenia wspólnych list w ramach tzw. paktu senackiego. Zwiększa to szanse ich kandydatów, a bezpośrednim efektem było obniżenie liczby kandydatów ubiegających się o mandaty do izby wyższej. W 2015 r. było ich 423, a teraz jedynie 280. Według sondaży niewielką przewagę mają kandydaci PiS (dominują w 39 okręgach, opozycja w 38), ale w 23 okręgach sytuacja nie jest rozstrzygnięta. Każdy wynik jest więc możliwy, zwłaszcza że pakt senacki nie działa w całym kraju. Jedynie w 42 okręgach będziemy mieli rywalizację tylko dwóch kandydatów. W pozostałych kampanię prowadzą także kandydaci spoza duopolu PiS–zjednoczona opozycja, i przynajmniej w kilku okręgach mają szansę na mandat.
Sondaże wskazują na sejmowe zwycięstwo PiS, dające mu możliwość samodzielnego rządzenia. Jednak ostateczny podział mandatów będzie zależał nie tylko od wyników partii rządzącej oraz opozycji liberalno-lewicowej, ale także rezultatu uzyskanego przez mniejsze komitety: PSL – Koalicja Polska oraz Konfederację. Jeśli przekroczą próg wyborczy, mniej mandatów otrzymają największe partie. Wiele zależy także od frekwencji. Jeśli będzie duża, mniej komitetów zdobędzie mandaty do Sejmu, a to premiować będzie największe ugrupowania. Jedno jest pewne: 13 października zadecydujemy nie tylko o tym, kto będzie rządził, ale czy będą kontynuowane reformy PiS, czy nastąpi ich zasadnicza korekta.•