Pierwszy tom krytycznego wydania dzieł literackich Karola Wojtyły przynosi odkrycia ciekawe nie tylko dla filologów.
Publikowanie po latach czyichś młodzieńczych tekstów zawsze nosi w sobie element ryzyka. Bo przecież juwenilia to zwykle utwory niedoskonałe, często niewolne od banału i nieuświadomionych wpływów innych autorów. Jeśli są wydobywane z zapisków odręcznych, pełnych skreśleń, nastręczają dodatkowych trudności związanych z ustaleniem właściwej wersji. O ile w ogóle taka istnieje, a tekst został ukończony.
Z drugiej strony juwenilia rzucają czasem nowe światło na późniejsze teksty autora. Pozwalają nam śledzić jego rozwój, a czasem też lepiej rozumieć decyzje, które podejmował po latach – zarówno te artystyczne, jak i życiowe. Szczególnie zaś ciekawe mogą okazać się, gdy rzecz dotyczy przyszłego papieża i świętego.
Nasz papież niezbadany
Młodzieńcze utwory Karola Wojtyły znalazły się w pierwszym tomie „Dzieł literackich i teatralnych”, który za kilka dni trafi do księgarń. Obejmuje on lata 1938–1946, czyli okres od pierwszych prób pisarskich do momentu przyjęcia święceń kapłańskich. Drugi tom ma zawierać poezje dojrzałe, a trzeci – dramaty napisane po 1946 r. i ewentualne uzupełnienia. Redaktorzy mają bowiem nadzieję, że dwa pierwsze tomy zachęcą posiadaczy nieznanych utworów Wojtyły do przekazania ich wydawcom.
Ta ostatnia informacja może budzić pewne zdziwienie. Wydawać by się przecież mogło, że twórczość ukochanego papieża Polaków musi być przez naszych filologów przebadana wzdłuż i wszerz; że w jej recepcji nie ma miejsca na białe plamy. Nic bardziej mylnego. Okazuje się, że publikacja wydawnictwa Znak jest pierwszym wydaniem krytycznym pism literackich Karola Wojtyły.
Przymiarki do tego dzieła trwały długo. Pierwsze rozmowy zaczęły się toczyć w 2005 roku – kilka miesięcy po śmierci papieża. Musiało jednak upłynąć aż dziesięć lat, by powstał Komitet Naukowy Krytycznego Wydania Dzieł Literackich Karola Wojtyły. Na czele tej instytucji, powołanej przez kard. Stanisława Dziwisza, ówczesnego metropolitę krakowskiego, stanął prof. Jacek Popiel z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Realizację projektu powierzono Instytutowi Dialogu Międzykulturowego im. Jana Pawła II w Krakowie i Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie.
Jaki jest efekt ich pracy? Już na pierwszy rzut oka imponują rozmiary wydawnictwa. Pierwszy tom liczy bowiem prawie 550 stron. Wszystkie pomieszczone tu utwory redakcja opatrzyła szerokimi komentarzami informującymi o historii powstania utworu i źródłach, z których korzystano przy jego opracowywaniu, a także o istniejących wariantach tekstu i dotychczasowych wydaniach. Solidnie przygotowano też objaśnienia, dzięki czemu nie tylko możemy zrozumieć wiele archaicznie brzmiących dziś wyrazów, ale i osadzić poszczególne utwory w kontekstach historycznych, bez zrozumienia których duża ich część pozostawałaby dla współczesnego odbiorcy nieczytelna.
Sztuka towarzyszką religii
Pierwszy tom publikacji zawiera przede wszystkim wiersze i dzieła teatralne, w tym pierwotne wersje dramatu „Brat naszego Boga” o bracie Albercie Chmielowskim – tu zatytułowanego jeszcze „Przyjaciel naszego Boga”. Znajdziemy także listy Karola Wojtyły do Mieczysława Kotlarczyka – mistrza i nauczyciela teatralnego, z którym przyszłego papieża łączyła wieloletnia przyjaźń. Korespondencja ta jest nie tylko kopalnią informacji o tym etapie biografii Wojtyły, ale także ważnym komentarzem do jego wczesnej twórczości literackiej. Przeczytajmy fragment listu: „Trzeba sprecyzować tę ideę, która w nas trwa, trzeba objawić ten nurt, który prze strumień naszej młodości, a objawić się dotąd nie mógł. A strumień ten źródło ma w nas wspólne: Miłość głęboką, Wolność słowiańską i sarmacką i – nie pragnienie już, ale żądzę Piękna. To, o czym nieraz mówiliśmy na Długiej, że nie jest Sztuka, aby była li tylko prawdą realistyczną, albo li tylko zabawą, ale nade wszystko jest nadbudową, jest spojrzeniem w przód i wzwyż, jest towarzyszką religii i przewodniczką na drodze ku Bogu; ma wymiar romantycznej tęczy: od ziemi i od serca człowieczego ku Nieskończonemu – bo wtedy stają przed nią horyzonty przeogromne, metafizyczne i anielskie. I taką ona była nade wszystko u nas w Polsce. Oto jest to, co dzieli na przykład Wyspiańskiego od Szekspira, dzieli i różni” – pisze Karol Wojtyła do Kotlarczyka.
W listach ujawnia się głęboka fascynacja polskimi romantykami – przede wszystkim Słowackim, z jego ideą pracy ducha i „przeanielaniem”, przemienianiem rzeczywistości, które dla Wojtyły wiążą się ściśle z odkrywaniem jej religijnego wymiaru. Religijny sens otrzymuje tu także pojęcie narodu, a Polska staje się uczestniczką wizji rodem z dzieł Mickiewicza: „Polska jest wśród Europy Męczennicą największą: ta, którą On rzucił jako przedmurze Chrystusowe tyle wieków i dziś. Przecież w cierpieniach Jej jest jakaś może nadwyżka nad pokutę za popełnione winy, jakiś zadatek na przyszłość, znamię fundamentów, prelud psalmierzy przyszłości” – czytamy w tym samym liście. A przecież Karol Wojtyła bynajmniej nie idealizuje swoich rodaków, poddaje ich też surowej ocenie: „Polska – zespół przedziwnych nierówności. Obok mistycznego wręcz idealizmu – kabotyństwo i ów srebrnik judaszowy, za który rozkradano duszę narodu, mamiąc go drukarskim kłamstwem i patriotyczną bajdą” – pisze w kolejnym akapicie.
Nienasycona tęsknota
We wczesnej poezji Karola Wojtyły, obok wpływów romantycznych i norwidowskiego spiętrzenia metafor, widać też silne zanurzenie w tradycji młodopolskiej, z jej wizyjnością, obrazami kosmosu i bujnej przyrody, która często pełni funkcję symbolu. Słońce, góry, zieleń drzew, nawet pojedyncze liście – wszystko to ostatecznie odsyła do Stwórcy i Go przywołuje. Z obserwacji przyrody rodzi się trudna do nazwania tęsknota za Nim:
Gdy z bezmiaru wyłaniałeś czas i opierałeś się na przeciwnym brzegu, usłyszałeś daleki mój płacz, i od wieków wiedziałeś, dlaczego. Wiedziałeś, że takiej tęsknoty, która raz się napiła z Twych ócz nie nasycą słoneczne zachwyty, lecz rozkrwawią jak brzegi róż
Tak czytamy w „Pieśni o Bogu ukrytym”, bodaj najciekawszym utworze poetyckim w tomie. Z całą pewnością to nie przypadek, że mamy tu do czynienia z jedynym dziełem literackim z tego okresu podanym do druku – anonimowo zresztą – przez samego autora. Oznacza to, że Karol Wojtyła był artystą, który z właściwym dystansem podchodził do swojej twórczości i miał świadomość, co jest w niej najbardziej wartościowe. A jeśli godził się po latach na publikację innych utworów, to musiał raczej dostrzegać ich walor poznawczy, bo można w tych tekstach zauważyć wyraźne ślady rodzącego się powołania. W tym kontekście bardzo ciekawa wydaje się teza redaktorów – poparta zresztą mocnymi argumentami – że „Pieśń o Bogu ukrytym” powstała jeszcze przed wstąpieniem Wojtyły do seminarium.
Podobnych odkryć jest w tomie zresztą więcej. Wśród nich zwraca uwagę zwłaszcza utwór prozatorski zaczynający się od słów „Ciągle jestem na tym samym brzegu”, nigdy wcześniej nie publikowany, a odnaleziony przez Annę Karoń-Ostrowską w Archiwum Kurii Metropolitalnej w Krakowie. Odczytanie pięciu bardzo pożółkłych kartek zapisanych obustronnie ołówkiem było podobno nie lada wyzwaniem. Ten dość enigmatyczny tekst zdaje się łączyć w sobie elementy opowiadania, prozy poetyckiej i traktatu filozoficznego. Z pewnością nie jest to arcydzieło, prawdopodobnie jednak mamy tu do czynienia z roboczą wersją utworu. Kto wie, czy w zamyśle Wojtyły nie stanowił on fragmentu większej całości, nad którą z jakiegoś powodu autor przerwał pracę. Jednak także i ten, mocno niedoskonały utwór zawiera pewne rysy autobiograficzne (nauka francuskiego w czasie okupacji, lektura dzieł Jorisa-Karla Huysmansa), a jego bohaterem jest człowiek, który dokonuje właśnie ważnych rozstrzygnięć dotyczących własnej drogi życiowej. Dzięki takim odkryciom nasza wiedza na temat Karola Wojtyły poszerza się o kolejne – drobne, ale czasem bardzo istotne – fragmenty. Chociażby z tego powodu warto czytać papieskie juwenilia.•
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się