O skrajnie lewicowym projekcie realizowanym przez instytucje Unii Europejskiej i narastającym sprzeciwie wobec niego mówi wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, kandydat Prawa i Sprawiedliwości do tego gremium, prof. Zdzisław Krasnodębski.
Bogumił Łoziński: Program PiS na wybory do Parlamentu Europejskiego otwiera deklaracja o działaniu na rzecz powrotu UE do wartości, które głosili jej twórcy. O jakie wartości chodzi?
Prof. Zdzisław Krasnodębski: Początki integracji europejskiej tworzyli tacy politycy jak Robert Schuman, Konrad Adenauer czy Alcide De Gasperi. Oni pragnęli, aby Unia Europejska opierała się na wartościach chrześcijańskich, m.in. pokoju, przyjaźni i współpracy narodów, określonej koncepcji osoby ludzkiej, na Dekalogu. My chcielibyśmy, aby te wartości w Unii Europejskiej znów obowiązywały.
Wartości chrześcijańskie zostały przez Unię odrzucone już kilkanaście lat temu, m.in. przy okazji prac na traktatem ustanawiającym Konstytucję dla Europy w 2004 r. PiS chce przywrócić podstawy aksjologiczne UE z okresu, gdy powstawała w latach 50.?
Nie przywrócić, ale pójść naprzód w odpowiednim kierunku, choć zdajemy sobie sprawę, że to będzie trudne. Chcemy wyzwolić Unię ze skrajnie liberalno-lewicowej ideologii, która dziś właściwie stała się rodzajem jej filozofii publicznej, czyli filozofii zakorzenionej w jej instytucjach. Podam przykład z ostatnich dni. Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani na początku sesji plenarnej został zaatakowany za to, że zamierza brać udział w Światowym Kongresie Rodzin, który ma się odbyć od 29 do 31 marca w Weronie. Według ogłoszonego w internecie programu miał być jednym z mówców. Zarzucono mu, że kongres ten organizują środowiska homofobiczne, odrzucające równość, dyskryminujące osoby LGTB, naruszające wartości głoszone w PE. W rzeczywistości są to organizacje broniące tradycyjnej rodziny. Pod wpływem nacisków przewodniczący Tajani, deklarujący się jako katolik, bronił się, że nie będzie na tym spotkaniu, ponieważ ma być w innym miejscu. Nie miał na tyle odwagi, żeby powiedzieć, iż popiera tradycyjną rodzinę. To tylko przykład terroru moralnego w UE i atmosfery zastraszania osób o odmiennych poglądach. A przecież kwestie polityki rodzinnej, wychowania, kultury i obyczajowości w ogóle nie podlegają kompetencjom Unii Europejskiej.
Parlament Europejski realizuje lewicowy projekt ideologiczny, który nie ma podstaw w unijnym prawie?
Niestety tak właśnie jest. Nadawanie nowych treści europejskim wartościom i instytucjom wynika z faktycznej dominacji myślenia skrajnie lewicowo-liberalnego i szantażu moralnego w stosunku do części konserwatywnej, która nominalnie jest nawet większością w PE. Radykałowie powołują się na zasadę godności osoby, tolerancji, potępienia dyskryminacji mniejszości. Twierdzą, że obrona tradycyjnych wartości i instytucji jest prześladowaniem ludzi, którzy wyznają inne zasady, że jest łamaniem zasad demokracji liberalnej. Dominacja tej ideologii wynika w dużej mierze z układu sił w Parlamencie. Przewodniczącego Tajaniego atakowała lewa strona sali PE, ale uderzające było to, że nie wsparli go jego koledzy, chadecy z Europejskiej Partii Ludowej, do której należy. Niestety, w PE ze strony chrześcijańskiej demokracji prawie nigdy nie płyną słowa obrony wartości, które wynikają z chrześcijaństwa.
W programie na wybory europejskie PiS złożył deklarację, że będzie występował w obronie prawa rodziców do wychowywania dzieci. Jarosław Kaczyński mówił o tym w kontekście prób wprowadzenia w Polsce do szkół ideologii LGTB. To zapowiedź walki PiS ze skrajną lewicą o wartości?
Nie możemy się zgodzić na kulturowy przewrót, do którego dążą środowiska radykalne. Chcę jednak podkreślić, że to nie oznacza, jak twierdzi część mediów w Polsce i krajach zachodnich, że PiS chce prześladować ludzi o odmiennym stylu życia, dyskryminować osoby wyznające inne wartości, czy nawet poddawać je represjom. Przecież nic takiego ze strony PiS nie padło, wprost przeciwnie, Jarosław Kaczyński długo mówił o polskiej tolerancji i wolności. Tylko ta wolność nie może spychać na margines tych form życia, które są budowane na konserwatywnym fundamencie aksjologicznym. Kiedyś przygotowywałem sprawozdanie na temat współpracy państw członkowskich UE w dziedzinie edukacji i zostawiła tam wpisana rola rodziców w wychowaniu dzieci. Natychmiast pojawiły się protesty skrajnej lewicy i liberałów, którzy domagali się wykreślenia tego zapisu. Te środowiska są skrajnie nietolerancyjne, wojownicze, skłonne do przemocy, i to nie tylko symbolicznej. Ich radykalny projekt ideologiczny to przeprowadzenie głęboko sięgającej rewolucji obyczajowej i etycznej, której celem jest stworzenie „nowego człowieka”. Odbywa się to m.in. przez odwrócenie znaczeń. Strona, która w tym sporze jest agresywna, prezentuje się najczęściej jako ofiara. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. To oni chcą wyrugować chrześcijaństwo z historii i teraźniejszości Europy, zmienić dziedzictwo europejskie, zamazać różnice między płciami itd.
Pojawia się pytanie o wiarygodność PiS w tej sprawie. Dlaczego w ciągu prawie czterech lat rządów, mimo próśb wielu środowisk, w tym katolickich, Zjednoczona Prawica nie wypowiedziała konwencji stambulskiej, tzw. antyprzemocowej, która zawiera prawne podstawy ideologii LGTB?
Na tym przykładzie widać nasz problem. Przecież to oczywiste, że jesteśmy przeciwko przemocy, przeciwko nierównościom między kobietami i mężczyznami. Jednak gdy wypowiemy tę konwencję, natychmiast zostaniemy oskarżeni przez drugą stronę, że tolerujemy, a wręcz akceptujemy przemoc i nie chcemy z tym zjawiskiem walczyć. Będziemy musieli wówczas udowadniać, że to nieprawda.
Wszystkie strony zgadzają się, że Unia Europejska przeżywa kryzys. Jakie są według Pana jego główne przyczyny?
O zasadniczym problemie już mówiliśmy, jest to kryzys wartości i próby narzucenia skrajnie lewicowej ideologii. Z tym wiąże się radykalna filozofia życia publicznego wprowadzana przez instytucje unijne, która wzbudza sprzeciw. Coraz więcej Europejczyków czuje się zagrożonych w swojej wolności.
Na czym polega to zagrożenie?
Ktoś, kto żyje w małżeństwie, ma dzieci, kieruje się tradycyjnym systemem wartości, co wydaje się całkowicie naturalne, nagle zaczyna czuć się niepewnie, bo nakazuje się mu żyć w zupełnie inny sposób, ingeruje się w jego prywatność. Każe mu się inaczej wychowywać dzieci, odrzucić to, czym się dotychczas kierował. W krajach Europy Zachodniej zmienia się skład etniczny jego miasteczka, przestaje się czuć u siebie gospodarzem. Jego miejscowość jest zaniedbywana kosztem metropolii. Cały czas przekonuje się go, że jego głos nie ma znaczenia, że można go zignorować. I mimo że rośnie bogactwo jego kraju, jego sytuacja ekonomiczna nie poprawia się. Na przykład w Niemczech warstwa średnia żyje gorzej niż 20 lat temu. Jednocześnie postępuje proces wyobcowania się elit europejskich. Wytworzyła się warstwa ludzi niezwiązanych z miejscem, świetnie czujących się w tym nowym projekcie Europy i zglobalizowanego świata.
Lewicowa ideologia przebudowy cywilizacyjnej nie jest skierowana tylko przeciwko rodzinie, ale też przeciwko lokalnym wspólnotom, narodom, ich kulturze. Te procesy prowadzą do poczucia, że ludzie nie kontrolują swojego losu, że nie oni decydują, jak mają żyć, jak wychowywać swoje dzieci, jaką mają tożsamość narodową, nie kontrolują też procesów gospodarczych. Tak jest w naszym przypadku. Unia, ale też nasi sąsiedzi wtrącają się w to, co mają pokazywać w Polsce muzea i kto ma nimi kierować, mimo że instytucje unijne nie mają kompetencji w sprawach kultury. W Unii Europejskiej rozwiązania są narzucane z zewnątrz, przez osoby, których nikt z nas nie wybierał w demokratycznym głosowaniu. Ośrodek decyzyjny przeniósł się gdzieś do Brukseli lub Berlina. Nic dziwnego, że prawie we wszystkich krajach Europy i w USA wśród ludzi, których elita władzy i pieniądza pomijała, ignorowała, narasta sprzeciw wobec takiego lekceważenia. W gruncie rzeczy jest to spór o wolność i godność.
Niektóre kraje próbują zdominować UE. To jest poważny problem?
To jest jeden z powodów kryzysów UE. Wolność podejmowania decyzji, działania, suwerenność niektórych państw, np. Niemiec, ogromnie się powiększyły. Tymczasem niektórym zmniejszyły się możliwości działania, niemalże do utraty suwerenności, jak w przypadku Grecji, która nie jest w stanie prowadzić własnej polityki finansowej.
Rząd PiS krytykuje instytucje unijne właśnie za zbyt dużą ingerencję w wewnętrzne sprawy państw i ich obywateli. Na poparcie kogo Polska może w tym sporze liczyć?
Na pewno naszym sojusznikiem są Węgry Viktora Orbána, może nim być też obecny rząd we Włoszech, a także w Austrii. W wielu innych krajach też są partie krytykujące UE, choć nie ze wszystkimi PiS byłby skłonny zawrzeć sojusz, niektóre są zbyt skrajne albo mają inne cele czy motywacje.
We Francji mamy protesty żółtych kamizelek, które są m.in. wyrazem niezgody na marginalizację ekonomiczną. Według mnie te procesy, ta nowa europejska „wiosna ludów”, zaczęły się w Polsce od demonstracji w latach 2010–2015 przeciwko ówczesnej władzy pod hasłami obrony tożsamości narodowej, wartości chrześcijańskich i warstw ignorowanych. W 2015 r. część społeczeństwa, która czuła się wykluczona z procesów transformacji lat 90. i ich owoców, wybrała partię opozycyjną, antyestablishmentową, czyli PiS. Obecnie w wielu krajach obserwujemy podobne procesy. Przywódcy różnych większych i mniejszych partii, stowarzyszeń czy ruchów patrzą na Polskę z nadzieją i, co więcej, chcieliby z Polską pod rządami Prawa i Sprawiedliwości współpracować, a nawet widzą w nas lidera. Następuje też bardzo ciekawy proces przesuwania się na prawą stronę niektórych partii mainstreamowych, np. francuskich Republikanów czy Austriackiej Partii Ludowej kanclerza Sebastiana Kurza.
Za kilka tygodni wybory. Czy ugrupowaniom kontestującym obecny sposób funkcjonowania UE uda się zebrać większość?
Obawiam się, że obecna większość składająca się z socjaldemokratów i chadeków dokooptuje zielonych albo liberałów i utrzyma przewagę. Ale będzie to już znacznie mniej jednorodna większość, a przez to słabsza. Do tego będzie miała naprzeciwko siebie silniejsze ugrupowania opozycyjne. Myślę, że w nowym Parlamencie takie zdarzenia jak z przewodniczącym Tajanim nie będą już możliwe, bo spotkają się ze skutecznym odporem. Zmieni się też sytuacja w Radzie Unii Europejskiej, już teraz są mniejszości blokujące. Ważny będzie także skład Komisji Europejskiej. Musimy przestać myśleć o UE jedynie jako o źródle pieniędzy. Unia jest też miejscem wielkiej pokojowej bitwy politycznej i historycznej, w której decydują się losy kontynentu. Dlatego nasz komisarz nie może być tylko specjalistą w danej dziedzinie, ale musi także mieć siłę i autorytet polityczny. Powinniśmy dążyć do tego, aby mieć na czele Komisji Europejskiej lub w jej kierownictwie naszego „konserwatywnego Fransa Timmermansa”. •