Nowy numer 11/2024 Archiwum

PodKarpackie mocarstwo

Wschodnia Azja jest dzisiaj synonimem rozwoju gospodarczego. Co stoi na przeszkodzie, aby stała się nim również Europa Wschodnia?

Rekordowy wzrost gospodarczy w Rumunii w Polsce czy na Węgrzech. Budżet bez deficytu w Czechach czy na Słowacji. Bezrobocie w Europie najniższe w Czechach, na Węgrzech w Rumunii czy w Polsce. Z naszego regionu coraz częściej płyną doskonałe informacje gospodarcze. I kontrastują one ze złymi informacjami płynącymi chociażby z Europy Południowej. Czy u podnóża Karpat rodzi się nowe mocarstwo ekonomiczne?

Kraje Europy Wschodniej często porównuje się z Chinami. Porównanie dotyczy głównie kwestii wychodzenia z komunizmu. O ile Chiny postawiły na transformację gospodarczą, nie pozbywając się autorytarnej fasady, to Europa Wschodnia postawiła na demokrację w zachodnim stylu. Ale oba bieguny świata postkomunistycznego postawiły na otwarcie się na handel ze światem. I oba na tym dużo zyskały.

Optymizm wschodnich Europejczyków tonować może bliższe przyjrzenie się mechanizmowi wzrostu gospodarczego w ich krajach. Wzrost ten jest napędzany popytem ze strony gospodarki niemieckiej. Nasza dobra koniunktura jest więc uzależniona od czynników zewnętrznych. Co więcej, jesteśmy w tym układzie z Niemcami przede wszystkim podwykonawcą dla niemieckiego przemysłu. Czyli jesteśmy tą słabszą stroną. Ale własne słabości zawsze można przekuć w atuty.

Z podobnej pułapki, w której znalazły się teraz kraje Europy Wschodniej, po kolei wychodziły kolejne kraje Azji Wschodniej. Ostatnio bliskie wyjścia z niej są Chiny. Państwa wschodnioazjatyckie potrafiły z roli podwykonawców i dostarczycieli taniej produkcji, do roli liderów w nowoczesnej produkcji przemysłowej. Państwa wschodnioeuropejskie mają więc gotowy schemat działania, jeśliby chciały stać się nowymi Koreami czy Tajwanami.

Wbrew obiegowej opinii, azjatyckie tygrysy nie zawdzięczają swoich sukcesów liberalizmowi gospodarczemu. Wschodnioazjatycki model, który doprowadził do tak imponujących skoków cywilizacyjnych, opierał się w dużym stopniu na zaangażowaniu państwa. Jednak zaangażowaniu mądrym, służącym wspomaganiu prywatnego biznesu, a nie nad nim kontroli. Zaangażowanie wschodnioazjatyckich państw w gospodarce służyło lepszemu wykorzystaniu szans, jakie daje wolny rynek, a nie tego rynku ograniczaniu.

Choć w głowach Polaków czy Czechów wciąż jest bardzo silna obawa przed interwencjonizmu państwa, to musimy pamiętać, że cały czas znajdujemy się pod wpływem interwencjonizmu. Politykę interwencjonistyczną prowadzi przecież Unia Europejska, do której i my należymy. I ta polityka nie zawsze jest korzystna dla naszego regionu. Skoro np. Niemcy są w relacjach z nami silniejszym partnerem, to jaki będzie ich interes, aby Unia to zmieniła?

W interesie Europy Wschodniej jest skok podobny do skoku Wschodniej Azji. Ale czy taki sam jest interes Europy Zachodniej? Jeśli odpowiemy negatywnie na to pytanie, to musimy się zastanowić, czy wspólna polityka gospodarcza Unii Europejskiej służy nam tak samo. Jeśli nasza odpowiedź po raz kolejny będzie negatywna, to czy nie powinniśmy może w naszej części Europy zastanowić się nad własną, regionalną polityką gospodarczą?

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Bartosz Bartczak

Redaktor serwisu gosc.pl

Ekonomista, doktorant na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach specjalizujący się w tematyce historii gospodarczej i polityki ekonomicznej państwa. Współpracował z Instytutem Globalizacji i portalem fronda.pl. Zaangażowany w działalność międzynarodową, szczególnie w obszarze integracji europejskiej i współpracy z krajami Europy Wschodniej. Zainteresowania: ekonomia, stosunki międzynarodowe, fantastyka naukowa, podróże. Jego obszar specjalizacji to gospodarka, Unia Europejska, stosunki międzynarodowe.

Kontakt:
bartosz.bartczak@gosc.pl
Więcej artykułów Bartosza Bartczaka