Kłamstwo zawsze wydaje się korzystne, prawda zawsze jest korzystna.
Wszystko mamy dziś lepsze. Takie „amerykańskie”. Ot choćby to: kiedyś były prostackie kłamstwa, a dziś mamy fake newsy (po polsku fałszywe wiadomości, ale to już tak nie brzmi). Producenci fake newsów to nie są tacy tam pospolici łgarze, to są artyści. Fake-newserzy działają wszędzie, ale ich matecznikiem jest, oczywiście, internet. Nigdy nie było tak łatwo wpuścić w ogólnoświatowy obieg każdego kłamstwa i też nigdy chyba kłamstwo nie było tak lekko traktowane. Fake news wydaje się czymś nieszkodliwym, normalnym, nawet zabawnym.
Papież jednak jakoś nie podzielił tego przekonania. W orędziu na Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu ostrzegł przed fake newsami właśnie. Tego też dnia opublikował na Twitterze jedno zdanie: „Żadna dezinformacja nie jest nieszkodliwa; ufanie temu, co fałszywe, powoduje szkodliwe następstwa”.
Uderzyło mnie słowo „następstwa”. To w nich chyba tkwi istota szkodliwości kłamstwa. „Bo i skryte słowo nie jest bez następstwa, a usta kłamliwe zabijają duszę” – przeczytałem dziś w Księdze Mądrości.
Właśnie to widzimy. Różni ludzie przez lata wpuszczali w obieg publiczny sugestie, że z tymi obozami koncentracyjnymi to różnie mogło być. Niby niemieckie, ale może też polskie? Tu kłamstewko, tam kłamstewko – nigdy nic oficjalnego. Ale ktoś temu ufał. I choć wydawać się mogło, że coś takiego nie przyniesie poważnych następstw, to jednak przyniosło. Dawno zasiane ziarno fałszu w końcu wykiełkowało i zaczyna rozrastać się w potężne drzewo. A nawet w cały las. Ciężko to będzie wykarczować.
Widzę to też w swoim życiu. W dzieciństwie nawet nie myślałem, że kłamstwo to coś złego. Ono wynikało z „potrzeby chwili” – tak to sobie tłumaczyłem. Dziś wiem, że każda z tych i późniejszych „dezinformacji” miała fatalne następstwa, choć większości z nich nie jestem w stanie powiązać z konkretną przyczyną. Ale one były – i szkodziły.
Na każdym kroku to mamy. Banalne rzucenie sekretarce „Proszę mu powiedzieć, że mnie nie ma” jest nie tylko kłamstwem, ale też zmuszaniem do kłamstwa kogoś innego. Zaś adresat tego łgarstwa jest w gorszej sytuacji niż byłby po usłyszeniu prawdy. Prawda prowadziłaby go do czegoś dobrego, bo zawsze do tego prowadzi. Kłamstwo w najlepszym razie zatrzyma go w drodze i skieruje w złą stronę.
Nie może inaczej być, bo to diabeł jest ojcem kłamstwa i wszelkie ludzkie kłamstwo jest udziałem w jego sprawach.
Piłat pytał cynicznie: „Cóż to jest prawda”. A przecież miał ją przed sobą, bo Jezus jest prawdą. Udział w prawdzie jest udziałem w życiu z Bogiem.
Gdyby pierwsi chrześcijanie nie żyli w prawdzie, byliby też ostatnimi chrześcijanami. Kto uwierzyłby świadkom Chrystusa, mówiącym, że On zmartwychwstał, gdyby i w mniejszych rzeczach nie mówili prawdy? A wszystkie są mniejsze.
Dziennikarz działu „Kościół”
Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.
Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się