Sklepy muszą pracować w niedziele, żeby się utrzymać – przekonują przeciwnicy zakazu handlu w niedziele. To nieprawda. Oto dowody.
Wbrew obiegowej opinii, nie wszystkie sklepy handlują w niedziele. Istnieją miejsca, które szanując prawa pracowników do wolnych niedziel, utrzymują się na rynku wiele lat. I bankructwo wcale im nie grozi.
Szacunek to podstawa
Sklep spożywczo-przemysłowy Chatka w Rzeszowie działa od wielu lat. Prowadzi go Łukasz Wajda. – Z zawodu jestem technikiem mechanikiem, ale życie pokierowało mnie w kierunku handlu. Chciałem działać na własny rachunek, bez szefów, w wolności. Praca na swoim to komfort, bo to ja podejmuję decyzje dotyczące mojej firmy i mojego życia – opowiada pan Łukasz. – Już na samym początku zdecydowałem, że w niedziele nie pracujemy – ani ja, ani mój personel.
Co ciekawe, niedaleko sklepu pana Łukasza były jeszcze dwa inne duże sklepy. Handlowały w niedzielę. Zbankrutowały. – Zachowuję przykazanie Boże: „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”. Tego się trzymam, i to z sukcesem. Bo zaczynałem ze sklepem 50-metrowym, a obecnie mój sklep ma już 90 metrów. Musiałem go rozbudować.
Bywa jednak, choć rzadko, że klienci proszą, żeby sklep był otwarty w dni świąteczne chociaż cztery godziny. Pan Łukasz odpowiada krótko: „Nie. Zapraszam w sobotę i poniedziałek”. A ponieważ obsługa i towar są dobre, klienci nie odchodzą do konkurencji handlującej w niedziele. – Jestem pewien, że gdy się jest wiernym zasadom, ufa się Bogu, to Pan błogosławi. Bez Niego żadne moje wysiłki nie miałyby sensu – mówi pan Łukasz. A inną sklepową (niepisaną) zasadą jest wzajemny szacunek: on szanuje pracownice, one doceniają warunki pracy i dobrze wykonują swoje obowiązki. – Jeśli wciąż porównujemy się do Zachodu, to może w końcu weźmy z niego to, co dobre, a nie to, co złe? Bo akurat sklepy wielkopowierzchniowe, które u nas działają 24 godziny na dobę, tam są zamykane w sobotę po południu… – mówi pan Łukasz i dodaje, że praca w niedziele generuje ogromne koszty. – Osoby pracujące w tym dniu muszą odebrać wolne w tygodniu. Wtedy pozostali muszą pracować i za siebie, i za nieobecną osobę. Moi rodzice walczyli, żeby mieć wolne soboty. A teraz takie czasy, że trzeba walczyć o wolną niedzielę…
W sklepie Fanti w Dębicy obowiązują podobne zasady. Małgorzata Źródło-Loda z Dębicy od lat obserwuje z podziwem pracę męża – handlowca. A mąż nie pracuje w niedziele i nie wymaga tego od pracowników. – Jest współwłaścicielem dużego sklepu wielobranżowego. Mąż świadomie nie podejmuje współpracy z galeriami handlowymi, bo tam jest wymóg otwierania w niedziele, a to jest sprzeczne z wyznawanymi przez niego zasadami – mówi pani Małgorzata.
Te zasady to przede wszystkim Dekalog. – Mąż jest codziennie w kościele. Uważa, że jego obowiązkiem jest dbanie o personel, czyli m.in. zapewnienie im czasu dla rodziny – mówi pani Małgorzata. – Sama pracuję ze studentami, jestem wykładowcą. Bywa, że muszę pracować w niedziele, i widzę, jak moje dzieci na tym tracą. Ale nie mam wyboru, bo to studenci zaoczni. W handlu natomiast wybór jest. To wyłącznie kwestia przepisów i ludzkiego przyzwyczajenia.
Faleniccy klienci natomiast przyzwyczaili się, że w sklepie o wdzięcznej nazwie Serek, Mleczko i Ciasteczko nie kupują w niedziele. – To sklep małżonki, ja jestem do pomocy i tu pracuję – śmieje się Jacek Niedbałka. – Nie handlujemy w niedziele, bo… mama nie kazała. Tak czasem odpowiadam z przymrużeniem oka. A tak naprawdę to nigdy nawet o tym nie pomyśleliśmy. Handel to nasza tradycja rodzinna i zawsze wystarczało nam sześć dni na interesy. Uważam, że dwie wolne niedziele w miesiącu to jest jakiś krok naprzód. Ale tak naprawdę sklepy w ogóle nie powinny być czynne w niedziele – twierdzi pan Jacek. – To nie spowoduje kryzysu w handlu, bo po prostu kupimy więcej w zwykłe, nieświąteczne dni.
Chleb powszedni
Małgorzata Smolak prowadzi rodzinną firmę – bardzo dużą piekarnię Soplicowo i wiele sklepów firmowych, w których jest też dział ogólnospożywczy. – Firmę założył mój tata i zawsze pracowaliśmy od poniedziałku do soboty – mówi. – Nie wiadomo, czy opłacałby się nam handel w niedziele, bo nie próbowaliśmy. Jeśli klient twierdzi: „Nikt nie będzie mi mówił, kiedy mam kupować”, to ja odpowiadam podobnie: „Nikt nie będzie mi mówił, kiedy mam handlować”. Dzień święty święcić! I koniec. Poza tym jestem pragmatyczna: mój pracownik musi mieć normalne życie. Jeśli ma zwyczajne, dobre życie rodzinne, to jest lepszym pracownikiem.
Oczywiście, przy prowadzeniu sieci sklepów czy piekarni istnieją prace produkcyjne, które trzeba wykonywać w niedziele, a wymuszone jest to technologią. – Jednak w sklepie nie ma takiej potrzeby. Ludzie mogą zaplanować zakupy na sobotę i w wielu środowiskach to funkcjonuje.
Pani Małgorzata na obroty nie narzeka, bo towar jest świetnej jakości i ma renomę, więc klientów nie brakuje. Czasem jednak staje przed trudnymi wyborami: – Mieliśmy wejść z kolejnym sklepem do jednego z tzw. parków handlowych. W umowie był zapis, że musimy pracować siedem dni w tygodniu, bo inaczej będziemy płacić duże kary. Jednak udało się tak sprawę załatwić, że nie płacimy i pracujemy do soboty, po swojemu. Chleb powszedni jemy codziennie, również w niedziele. Ale zakupy robimy tylko w dni powszednie.
Podobnie jak rodzina Rajskich, która już na początku istnienia dużej obecnie firmy handlowej przyjęła zasadę, że w niedziele nie pracuje. – Nasza zasada, którą dumnie prezentujemy na drzwiach sklepów, to: „W dni święte zamknięte”. Bo tu przecież nie chodzi o dni świąteczne, czyli teoretycznie jakieś imieniny czy uroczystości, ale właśnie o dni święte, czyli uroczystości religijne – mówi Stanisława Rajska, prokurentka.
Firma Rajskich działa 18 lat. Prowadzi 10 dużych sklepów o nazwie Supermarket Rajski na południu kraju: m.in. w Nowym Targu, Jordanowie, Krościenku, Kościelisku… – Ważne są też nasze pracownice – matki i żony. One zasługują na odpoczynek. Zatrudniamy obecnie ponad 300 osób. Ale też naszym klientom podoba się, że szanujemy niedziele i święta. Jest duża grupa klientów, którzy właśnie z tego względu wybierają nasze sklepy. I chętnie do nas wracają – mówi pani Stanisława. Ich supermarkety działają w Polskiej Sieci Handlowej Lewiatan, Oddział Małopolska. By do niej należeć, sklepy muszą spełnić konkretne warunki, np. mieć odpowiednio dużą powierzchnię. Sieć jest zrzeszeniem polskich handlowców, prywatnych właścicieli sklepów. Każdy właściciel sam decyduje, czy otwierać sklep w niedzielę, czy nie. – Jesteśmy w jednej sieci, ale nikt nie wymusza na nas handlu w dni święte – mówi pani Rajska. – To nasz wolny wybór. Stąd też niektóre sklepy pod szyldem „Lewiatan” są zamknięte w niedzielę, a inne otwarte.
Czy sukces sklepów „niepracujących w święto” można łączyć z miejscem, w których one funkcjonują? Południe Polski jest dość konserwatywne… – Moim zdaniem wszędzie jest podobnie: jeśli się na coś pozwala, to część osób z tego korzysta. Jeśli tworzy się zasady, to je stosujemy. Po prostu powinno się zamknąć sklepy w niedziele i klienci na nowo nauczą się kupować w dni powszednie. Nie ma tu znaczenia miejsce – twierdzi pani Stanisława.
Uważa też, że warto przypomnieć sobie pełne brzmienie przykazania „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”, ponieważ w skróconej formie być może już nie przekonuje. W formie dawnej, rozwiniętej, to mocne przesłanie: – Brzmi ono następująco: „Nie możesz przeto w dniu tym wykonywać żadnej pracy ani ty sam, ani syn twój, ani twoja córka, ani twój niewolnik, ani twoja niewolnica, ani twoje bydło, ani cudzoziemiec, który mieszka pośród twych bram. Bo w sześciu dniach uczynił Pan niebo, ziemię, morze oraz wszystko, co jest w nich, w siódmym zaś dniu odpoczął. Dlatego pobłogosławił Pan dzień szabatu i uznał go za święty”. Nasza rodzina tego przykazania bezwzględnie przestrzega.•
W całej Polsce na pewno jest sporo sklepów zamkniętych w niedziele – zarówno małych, rodzinnych, jak i należących do ogólnopolskich sieci handlowych. Pokażcie się, napiszcie o swoich doświadczeniach, przyślijcie zdjęcie na adres: redakcja@gosc.pl.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się