Nowy numer 19/2024 Archiwum

Na łeb, na szyję

A inne „piękne katastrofy”?

– Było ich sporo… Jechałem w Toruniu samochodem. Była zima, nawierzchnia zmarznięta. Nagle jakiś starszy pan wtarabanił się przede mnie i wlecze się: pyr, pyr. Nie mogłem go wyprzedzić, bo było ślisko. Nagle zgasł mu silnik. Nacisnąłem hamulce, ale zobaczyłem, jak pomalutku na niego wjeżdżam. Trzask. Zdruzgotane lampy. Facet biadoli: Jezus Maria! Nagle patrzy na mnie: A czemu pan się śmieje? Przecież wjechał mi pan w samochód! A ja do niego: Śmieję się, bo pomyślałem sobie: Panie Boże, dziękuję ci, że tylko tyle! Ja zasłużyłem na dużo więcej

Gorsze są upadki, którym towarzyszy rechot, ironia...

– Przeżyłem coś takiego w rodzinnej Bachledówce. Mój brat miał dużego fiata, ja jakiegoś forda. Wracamy z kościoła. Tłum wracający z kościoła widzi, że zakon dał mi samochód na wakacje. Szpan. Nagle jadącemu przede mną bratu zachciało się podwieźć do domu jakąś ciotkę i stanął. Nie zauważyłem tego i na oczach całej wioski wjechałem w niego. Huk, aż echo niosło. Cała wioska się śmiała: no to Jaros dojechoł! Pamiętam, jaki byłem zbuntowany. Chciałem skopać ten samochód. Taki wstyd! Kiedyś miałem też wypadek pod Jasną Górą. Znajomi kiwali głowami: Pan Bóg cię pokarał! A ja im mówię: Gdyby chciał mnie pokarać, to byście śrubki zbierali po całej Częstochowie. Coraz wyraźniej widzę, jaki jestem fałszywy. Dopiero po latach zobaczyłem, że zrobiłem krzywdę, pisząc na grobie mojego brata: „Bogu uwielbienie, synowi i bratu modlitwa, a zabójcy przebaczenie”…

Brzmi pobożnie, ale każdy, kto przechodzi koło grobu, widzi, że było tu morderstwo i zaczyna oskarżać w sercu zabójcę...

– Tak. Sam przez ten napis go oskarżałem. Muszę go zmienić. Usprawiedliwia mnie to, że chciałem uciąć zakusy mojej rodziny, by dochodzić samemu sprawiedliwości. Czytali: „Zabójcy przebaczenie” i byli zmuszeni „zamknąć dziób” w sądzie. Ten zabójca już zmarł. Długo modliłem się o to, bym nie chciał go ciąć na plasterki. Naprawdę długo się o to modliłem. I Pan Bóg zabrał z mojego serca nienawiść. Przebaczyłem.

Gdy kiedyś składał Ojciec życzenia współbratu: „Życzę ci, abyś skończył jak Jezus Chrystus”, facet niemal się obraził. My życzymy sobie raczej: Zdrowia, szczęścia, pomyślności…

– Raz w życiu modliłem się o cierpienie. Po święceniach wyjechałem do Rzymu na naukę języka. Tam złamałem przymierze, dzięki któremu Bóg wyciągnął mnie z grzechu. Upadłem, wszedłem w bagno. Zadziałał mechanizm alkoholika, który po latach abstynencji sięga po kieliszek. Zobaczyłem, że jeśli Bóg nie weźmie mnie za frak, to wywinę Mu jakiś numer. I prosiłem Go o cierpienie.

« 1 2 3 4 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Jakimowicz

Dziennikarz działu „Kościół”

Absolwent wydziału prawa na Uniwersytecie Śląskim. Po studiach pracował jako korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej i redaktor Wydawnictwa Księgarnia św. Jacka. Od roku 2004 dziennikarz działu „Kościół” w tygodniku „Gość Niedzielny”. W 1998 roku opublikował książkę „Radykalni” – wywiady z Tomaszem Budzyńskim, Darkiem Malejonkiem, Piotrem Żyżelewiczem i Grzegorzem Wacławem. Wywiady z tymi znanymi muzykami rockowymi, którzy przeżyli nawrócenie i publicznie przyznają się do wiary katolickiej, stały się rychło bestsellerem. Wydał też m.in.: „Dziennik pisany mocą”, „Pełne zanurzenie”, „Antywirus”, „Wyjście awaryjne”, „Pan Bóg? Uwielbiam!”, „Jak poruszyć niebo? 44 konkretne wskazówki”. Jego obszar specjalizacji to religia oraz muzyka. Jest ekspertem w dziedzinie muzycznej sceny chrześcijan.

Czytaj artykuły Marcina Jakimowicza