Nowy numer 38/2023 Archiwum

Odpowiedzią jest Bóg

Polska jest dla mnie wzorem katolicyzmu – mówi James Caviezel, odtwórca roli Chrystusa w „Pasji” Mela Gibsona.

Edward Kabiesz: Dzisiaj w nocy dowiedział się Pan, że zmarł brat Pana żony…

James Caviezel: Dzisiaj mój syn płacze z powodu śmierci wujka. Śmierć jest jednak częścią życia. Najważniejsze to być gotowym. Być przygotowanym na to w każdej chwili. Był u niego ksiądz, otrzymał ostatnie namaszczenie.

Z jakiej okazji przyjechał Pan do Polski?

Z okazji premiery filmu „Wyzwolenie kontynentu: Jan Paweł II i upadek komunizmu”, nakręconego dla Rycerzy Kolumba, w którym jestem narratorem.

Z czym kojarzy się Panu Polska?

Na razie zobaczyłem Kraków i katedrę. Polska jest dla mnie jednym z najważniejszych krajów na świecie. Jest dla mnie wzorem katolicyzmu. Tu Jezus jest na krzyżu, a Maryja ma przebite serce. Najważniejszą i najtrudniejszą dla mnie częścią dokumentu „Wyzwolenie kontynentu” były sceny rozgrywające się w Warszawie podczas niemieckiej okupacji. I ta zdrada w Jałcie, kiedy alianci przekazali Polskę w ręce kolejnego rzeźnika. To niezwykłe, że wasz kraj nie stał się krajem ludzi, którzy nienawidzą. Oczywiście nie mówię o wszystkich. Ale z czasem i oni zrozumieją, że najlepszą odpowiedzią jest Bóg. To Bóg stworzył supermana Karola Wojtyłę, który przyniósł Chrystusa całemu światu z tak płodnej ziemi śmierci. Z tej ziemi wyszedł człowiek, który przez Chrystusa i Maryję Dziewicę zamierzał zniszczyć zło. Prawda była silniejsza niż każda swastyka czy sierp i młot. Silniejsza niż wszystko, co chce przynieść diabeł.

Czy udział w „Wyzwoleniu kontynentu” był dla Pana czymś szczególnym?

Można powiedzieć, że był takim punktem zwrotnym, gdy uświadomiłem sobie, jak niesprawiedliwie potraktowana została Polska. To był moment, w którym zobaczyłem, co jest sprawiedliwe, a co niesprawiedliwe. Kiedy grałem Jezusa w „Pasji”, każdego dnia, od drugiej w nocy do dziesiątej rano, robiono mi charakteryzację, od dziesiątej do czwartej po południu cierpiałem z zimna albo przegrzania, krzyż, który niosłem, uszkodził mi bark, zachorowałem na zapalenie płuc, a w scenie upadku krzyż przygniótł mi głowę do ziemi. Jeżeli dobrze przyjrzeć się tym scenom, można zauważyć, że z ust wypływa moja własna krew. Gdyby film był realizowany w studiu, nie osiągnęlibyśmy takiego poziomu autentyczności. To wszystko było naprawdę, jak narodzenie w bólach. Polska również była odrodzona przez wielkie cierpienie. Wymagało to wiele sił i poświęcenia, by doprowadzić do upadku komunizmu. Pan powołuje wszystkie swoje dzieci, by były blisko Niego, ale nie wszystkie tego chcą. Wasz naród jest bliżej, ponieważ idziecie właściwą drogą do Chrystusa – przez Jego Matkę. Jan Paweł II na swoim krzyżu, przez swoje cierpienie zawierzając Bogu, mówi: „Totus Tuus”.

Czy znał Pan Mela Gibsona, zanim otrzymał Pan rolę w „Pasji”?

Nie, nie znałem. Zobaczył mnie w filmach „Cienka czerwona linia” i „Hrabia Monte Christo”. Kiedy spotkałem go po raz pierwszy, nie był pewien, jaki film nakręci i czy byłem właściwą osobą, aby zagrać Chrystusa. Gibson pracował nad scenariuszem już bardzo długo, ponad dziesięć lat. Spotkałem się z jego producentem, Steve’em McEveety. Czterdzieści minut później na spotkaniu pojawił się Mel Gibson. I tak to się zaczęło. Mel zadzwonił do mnie dwa dni później i powiedział, że jeżeli zagram w tym filmie, może już nigdy nie dostanę innej roli w tym mieście. Odpowiedziałem, że jesteśmy wszyscy powołani wziąć swój krzyż. W pewnej chwili westchnąłem: „O Boże”. Zapytał, o co chodzi. A ja uświadomiłem sobie, że moje inicjały to JC i mam 33 lata. Powiedziałem mu to. A on zawołał: „Przerażasz mnie” i przerwał rozmowę. Wczoraj poszedłem do katedry i zobaczyłem św. Stanisława. Zawsze świat będzie stał w opozycji do prawdy Kościoła. Św. Stanisław stanął naprzeciw zła i zapłacił za to życiem, podobnie jak wielu męczenników Kościoła. Niektórzy nie chcą poświęcać życia, współpracują z nazistami czy komunistami. Ale czas tych systemów się kończy. Kiedy Mel robił film, nie był zainteresowany pójściem na kompromis ze światem. Chciał go zrobić zgodnie z Ewangelią, która zawsze jest kontrowersyjna, bo kontrowersyjna jest miłość.

Czy nie obawiał się Pan przyjąć roli Jezusa?

Jako chłopak uczyłem się, kim był Jezus. Ważne było dla mnie przesłanie miłości. W dzieciństwie uczono mnie, że trzeba robić słuszne rzeczy, nieważne, ile to kosztuje. Oczywiście ta historia jest kontrowersyjna. Kontrowersyjne jest także zło. Wierzę, że nasz film pomógł zrozumieć ludziom, kim naprawdę jest Syn Boży. Mnie wydawało się, że nie jestem wystarczająco dobry, by Go zagrać. Ale i tego nauczyłem się od Jana Pawła II – zadałem sobie pytanie: „Dlaczego nie ty?”. Dlaczego nie mam pójść śladem chłopaka z Krakowa? Gdzie byśmy byli, gdyby przyszły papież powiedział sobie: „Moja matka zmarła, mój ojciec zmarł, jestem biednym chłopakiem, moi żydowscy sąsiedzi zostali zamordowani, teraz rządzą komuniści. Nie jestem tą właściwą osobą”. Przez 550 lat, do czasu wyboru Jana Pawła II, nie było papieża spoza Włoch. Pomyślałem więc sobie, dlaczego Jezusem na ekranie nie mógłby być chłopak z Mount Vernon w Washington...

Czy uderzenie pioruna na planie „Pasji” odczuł Pan jako znak?

Mojżesz otrzymał znak po tym, jak spotkał Boga. A mnie dał znak w inny sposób. Dla mnie było ważne, że Jan Paweł II w 1993 roku przyjechał do USA. Spotkanie odbywało się niedaleko mojego domu. Jednak nie pojechałem na nie. Byłem młodym chłopcem, bałem się, że spojrzy na mnie, a jego spojrzenie uderzy mnie jak błyskawica. Myślałem, że nie jestem wystarczająco święty. Pomyślałem, że to jest dla kogoś innego, a nie kogoś takiego jak ja. Kiedy nakręciliśmy „Pasję”, nie chciałem, by ludzie widzieli w tym filmie mnie, ale Chrystusa. Bałem się, że moje grzechy mogą to zepsuć. W modlitwie prosiłem, by ludzie oglądając film, przeżywali doświadczenie mistyczne. Ja go doznałem, kiedy byłem blisko Jana Pawła II.

Co zmieniło się w Pana życiu po nakręceniu „Pasji”?

Zapytał mnie o to także kard. Dziwisz. Jeśli byłbym księdzem, który nosi koloratkę, i poszedłbym w stronę zła, ludzie odwracaliby się ode mnie. Po tym, jak zagrałem Jezusa, wiem, jak się czuje taki ksiądz, bo moją koloratką jest moja twarz. Nie mogę tej koloratki zdjąć. Chyba że dostanę nową twarz. Czuję, że jedyną rzeczą najbliższą miłości jest… miłość. Jezus jest jak dobry trener. Mówi do nas: wstawaj, podnieś się.

Pod wpływem filmu wielu ludzi zwróciło się do Boga, wielu się nawróciło, ale w przypadku Mela Gibsona to nie zadziałało.

W przypadku Mela to nie było nic nadzwyczajnego, ale te grzeszki wyciągnięto mu po nakręceniu „Pasji”. Co tu dużo mówić. On po prostu zrobił ten film. Znam wielu dobrych katolików, którzy nie popełniają wielkich grzechów, znam wielu miłych ludzi – ale oni nigdy nie odważyliby się nakręcić takiego filmu. Znajdźmy dziesięciu takich Melów Gibsonów i może zaczniemy zmieniać świat. Pan Bóg kreśli proste linie na pokrętnie zagmatwanych drogach.

„Pasja”, jak do tej pory, pozostaje najważniejszym filmem w Pana życiu.

Wczoraj kard. Dziwisz zapytał, czy nakręcimy „Zmartwychwstanie”, kontynuację „Pasji”. Powiedział, że jego największą troską jest, czy film będzie zgodny z nauczaniem Kościoła. Odpowiedziałem, że będzie. Mel Gibson z pewnością nie zrobi nic, co stoi w sprzeczności z magisterium Kościoła. Dzisiaj niestety nawet chrześcijanie nie podążają za pełną prawdą.

Kim oni są?

Teraz jest wielu Judaszy. Nawet w Kościele. Wkradają się i wywierają naciski, które pochodzą od Złego. To ciekawe, że wielu ludzi czytając Pismo Święte, widzi świętych albo grzeszników. Ci są dobrzy, a ci źli. Ale wielu ludzi znajduje się pomiędzy, są niezdecydowani. Niektórzy są Judaszami, niektórzy Poncjuszami Piłatami. To trudne, kiedy nie można odróżnić polityka od księdza. W moim kraju jest wielu katolików, którym „Pasja” się nie podoba.

Dlaczego?

Odpowiadają, że mają problem z cierpieniem. Jeżeli zapytasz ludzi, dlaczego nie idą odwiedzić cierpiącego członka rodziny, który umiera w szpitalu, odpowiadają, że to jest dla nich zbyt trudne. Pytam, kto więc bardziej cierpi? Ten człowiek w szpitalu czy ty? Wiara jest ciągłym umieraniem dla siebie. Jeżeli się ożeniłeś, masz dzieci, a dziecko płacze o trzeciej w nocy, a nie masz pieluch i czujesz, że nie masz ochoty wstawać do tego dziecka, bo chcesz spać, zapomnij o swoich uczuciach i zrób coś. Tak jest w wierze. Musisz wyjść naprzeciw niej wbrew temu, co chciałbyś robić.

Komu zawdzięcza Pan swoją wiarę?

Zostałem tak wychowany. Rodzice zawsze zabierali mnie na Msze św. w niedzielę. Byłem ministrantem i przez 8 lat uczyłem się w katolickiej szkole podstawowej, a później średniej. Skłamałbym, gdybym powiedział, że będąc po raz pierwszy w Hollywood, nie byłem w klubie ze striptizem. Widziałem ten klub, a po drugiej stronie ulicy afisz z napisem: „Rodzina, która modli się razem, zostaje razem”. Świat modlitwy jest światem pokoju. W swoim życiu spotkałem kilka osób, które powiedziały mi, że muszę podjąć decyzję, że balansuję między światami. Światami dobra, zła i czymś, co jest pomiędzy. Dwa z tych wyborów są złe. Będąc starszym, zaczynasz jeść zakazane owoce – one nigdy nie sprawią, że staniesz się prawdziwym mężczyzną. Stanie się nim oznacza, że bierzesz całkowitą odpowiedzialność, dokonujesz odważnych, wychodzących poza siebie aktów miłości. Tak jak Jan Paweł II. Jeżeli nie wybierasz odpowiedzialności, tracisz pasję, odwagę i charakter. W każdej społeczności na świecie jest takie małe Hollywood. Jan Paweł II mówił do takiego świata: oddzielcie się od tego skorumpowanego pokolenia, bądźcie świętymi. Poczułem, że Bóg mówi do mojego serca: „Jim, nie zostałeś stworzony, by się dopasować. To Chrystus zmienia ciebie”. Ja poruszam się w tym kierunku. Mam trójkę adoptowanych dzieci. Tych dzieci nikt nie chciał. Jeden z chłopców miał raka, a drugi ciężką postać guza mózgu. Świat powiedziałby mi, na przykład, że nie jestem wystarczająco dobry, by zaadoptować te dzieci. Albo że nie jestem wystarczająco dobrym aktorem, by grać Jezusa. I tak, wyliczając to po kolei, wiódłbym bardzo nudne życie.

Jak poznał Pan swoją żonę?

Powiedziała mi o niej moja siostra. Przez trzy lata spotykaliśmy się na randkach. Teraz jesteśmy już 20 lat po ślubie. Według hollywoodzkich standardów to jakieś 400 lat. To, do czego doszedłem w swoim zawodzie, zawdzięczam w ogromnej mierze żonie.

Jak Pan obchodzi Święta Wielkanocne?

Chodzę do kościoła, odmawiam Różaniec, poszczę, biorę udział w Drodze Krzyżowej.

Dzisiaj wielu ludzi marzy, by zostać aktorem czy aktorką. Jaką dałby im Pan radę?

Powiedziałbym: trzymajcie się od tego z daleka. Ale jeżeli macie prawdziwą pasję, to i tak nikt was nie przekona, by tego nie robić. 

James Caviezel

(ur. 1968) przyjechał do Polski na zaproszenie Rycerzy Kolumba, największej katolickiej męskiej organizacji bratniej. Zasadami Rycerzy Kolumba są miłosierdzie, jedność, braterstwo i patriotyzm. W Polsce Rycerze obecni są od ponad 11 lat i liczą 4,7 tys. mężczyzn.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast