Padają ustroje, zmieniają się granice państw, a porcelana trwa w tym miejscu już prawie wiek. Dziś jest wprawdzie tylko tłem dla kwitnącego tu biznesu, ale jakże szlachetne to tło.
Ulica Porcelanowa w Katowicach to przemysłowe hale, hurtownie i warsztaty. A na końcu tej drogi – potężny kompleks dawnej fabryki, któremu ulica zawdzięcza swoją nazwę. Jeszcze cztery lata temu była to ruina. Czerwoną niegdyś cegłę pokrywał czarny nalot, a powybijane okna straszyły wszystkich, którzy zapuścili się w te rejony. Dziś większość budynków Fabryki Porcelany na nowo prezentuje się okazale, a na terenie zakładu powstało małe miasteczko z nowymi miejscami pracy. Działa w nim około 30 firm. Jest m.in. salon fryzjerski, zakład stomatologiczny, gabinety medycyny estetycznej, bistro, dwie galerie, agencje reklamowe. W potężnej hali dawnej sortowni odbywają się koncerty. A porcelana? Powstaje tu do dzisiaj, choć na znacznie mniejszą skalę niż kiedyś. Opatrzona marką Porcelana Bogucice, przypomina o historii tego miejsca, nazywanego kiedyś „białą kopalnią”.
Dzień Kobiet w fabryce
Ta historia sięga lat 20. ubiegłego wieku, kiedy to przedsiębiorca Ryszard Czuday rozpoczął adaptację budynków po dawnej wytwórni pasz. Udziałowcem w spółce była firma Giesche SA i to jej znak firmowy widniał na pierwszym serwisie kawowym i obiadowym, wyprodukowanym w 1925 roku. Później swym kapitałem zasilił spółkę amerykański koncern Harrimana, co pozwoliło na unowocześnienie fabryki, która w latach 1939–1940 reprezentowała Polskę na Wystawie Światowej w Nowym Jorku. W czasie wojny zakład nie przerwał produkcji i przeszedł pod zarząd niemiecki. W PRL-u został upaństwowiony. Zniszczono wtedy większość historycznych fasonów i modeli. – W latach 60. fabryka zatrudniała 1800 pracowników – opowiada Aleksandra Kandzia-Ulrych, wiceprezes Fundacji Giesche, obecnego zarządcy terenu. – 90 proc. tej liczby stanowiły kobiety, dlatego Dzień Kobiet był tu uroczyście świętowany. Obchody odbywały się w potężnej sali balowej ze sceną, gdzie wystawiano spektakle i koncertowano. Na terenie fabryki było więcej udogodnień dla kobiet, np. specjalne pokoje, do których pracownice w ciąży mogły udać się na odpoczynek.
Problemy zaczęły się w latach 90. Moloch nie przetrwał zmian ekonomicznych. Na pewien czas wstrzymano produkcję. Po prywatyzacji udało się ją przywrócić, choć w mocno ograniczonym zakresie. Producent wyrobów ceramicznych jest obecnie jednym z najemców na terenie Fabryki Porcelany. Zajmuje się zdobieniem i wypalaniem wzorów na porcelanie sprowadzanej od innych producentów. – Zależy nam na pozostawieniu porcelany w tle, ale dążymy do stworzenia parku przemysłowo-technologicznego – tłumaczy Aleksandra Kandzia-Ulrych. – Chcemy nie tylko rozwijać biznes, ale zamierzamy stworzyć cały kompleks usługowy.
Trzy tysiące w jeden wieczór
Od niedawna pod Fabrykę Porcelany, położoną blisko głównych arterii komunikacyjnych, ale trudniej dostępną dla niezmotoryzowanych, podjeżdża nawet z katowickiego dworca autobus komunikacji miejskiej nr 940. – Początkowo autobusy jeździły puste, bo pracownicy tutejszych firm przyzwyczaili się do tego, że wzajemnie się podwożą. Teraz linia ma duże powodzenie, również z uwagi na przybywającą wciąż liczbę pracowników na terenie samej zrewitalizowanej Fabryki Porcelany. Bywa też dodatkowo uruchamiana przy wydarzeniach weekendowych – cieszy się wiceprezes Fundacji Giesche. Dodaje, że miasto, widząc rozwój tego miejsca, chętnie wspiera prowadzone działania, np. pozwoliło na uporządkowanie zagajnika sąsiadującego z fabryką, na które samo nie miało środków.
Fundację Giesche utworzyli ludzie, których celem była rewitalizacja całego kompleksu i chęć ożywienia tej części miasta. Już w maju 2013 r., podczas Nocy Muzeów, odbyło się tu pierwsze zwiedzanie. – Byliśmy ogromnie zaskoczeni, kiedy wyszliśmy przed bramę i zobaczyliśmy szpaler ludzi stojących na całej ulicy. Odwiedziły nas wtedy blisko 3 tys. osób! Ludzie stali w kolejce po dwie godziny, żeby wejść na teren fabryki. Babcie pokazywały wnukom: tu pracowałam. Cieszyły się, że to miejsce znów jest otwarte – opowiada Aleksandra Kandzia-Ulrych.
Fabryka nadal jest dostępna do zwiedzania, po umówieniu. Przewodnik oprowadzi zwiedzających po wystawie przedstawiającej historię zakładu, pokaże oryginalne formy, na podstawie których możliwe jest odtwarzanie dawniej tu produkowanych przedmiotów, i zaprosi na pokaz zdobienia. Można wziąć udział w dodatkowych zajęciach z modelowania. Miejsce chętnie odwiedzają studenci ASP w Katowicach i Wrocławiu, którzy odbywają tu przeróżne warsztaty. Przez liczne wystawy i koncerty fabryka zaczyna stanowić ważne miejsce na kulturalnej mapie Katowic.
Jesień, nuty i beboki
Pracownia zdobnicza to dziś zaledwie kilka stanowisk, przy których panie ręcznie wykonują misterną pracę. Na przygotowaną wcześniej białą porcelanę nakładają kalkę, którą wygładzają gumowym „palcem”, by usunąć wodę i pęcherzyki powietrza. Obserwujemy, jak powstają kolejne produkty z kolekcji „Jesień”, obchodzącej w tym roku swoje 20. urodziny. Po przeschnięciu te cacka trafią do piecowni i, wypalone, staną się gotowe do użytku.
Są też zestawy malowane ręcznie, jak kolekcja muzyczna, która powiększa się o kolejne sławne nuty polskich kompozytorów, uwieczniane na filiżankach i spodeczkach. – Ta praca wymaga dużej precyzji i cierpliwości – podkreślają pracownice zakładu. Farba podczas malowania ma jeszcze kolor brązowy, ale po wypaleniu w piecu przybierze szlachetny, złoty odcień. Gotowy efekt będziemy podziwiać w jednym ze sklepów na terenie fabryki. Inną kolekcją, która cieszy się dużą popularnością, jest „Bebok”. Tym stworem z ludowych wierzeń, przypominającym diabełka, straszono kiedyś na Śląsku nieposłuszne dzieci. „Bebok mo kole půł myjtra, mjast szłapůw mo kopyta a dycki trzimje we garśći kryja kerům pjere bachory” – czytamy w gwarowym opisie produktu.
Warto przejść się Korytarzem Historii, by obejrzeć wystawę historycznych zdjęć. Część z nich pochodzi ze zbiorów rodzinnych fotografii Krystyny Ropki, byłej pracownicy fabryki. Dają wyobrażenie o czasach, kiedy zakład pracował pełną parą. Śladów historii można na terenie fabryki znaleźć znacznie więcej. Są oryginalne belki z wytłoczonymi nazwami hut, są zachowane na murze, choć już nieco zatarte, PRL-owskie napisy, np. „Przez współzawodnictwo do socjalizmu”. Padają ustroje, zmieniają się granice państw, a porcelana trwa w tym miejscu już prawie wiek. Dziś jest wprawdzie tylko tłem dla kwitnącego tu biznesu, ale jakże szlachetne to tło.
Kierownik działu „Kultura”
Doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Przez cztery lata pracował jako nauczyciel języka polskiego, w „Gościu” jest od 2004 roku. Poeta, autor pięciu tomów wierszy. Dwa ostatnie były nominowane do Orfeusza – Nagrody Poetyckiej im. K.I. Gałczyńskiego, a „Jak daleko” został dodatkowo uhonorowany Orfeuszem Czytelników. Laureat Nagrody Fundacji im. ks. Janusza St. Pasierba, stypendysta Fundacji Grazella im. Anny Siemieńskiej. Tłumaczony na język hiszpański, francuski, serbski, chorwacki, czarnogórski, czeski i słoweński. W latach 2008-2016 prowadził dział poetycki w magazynie „44/ Czterdzieści i Cztery”. Wraz z zespołem Dobre Ludzie nagrał płyty: Łagodne przejście (2015) i Dalej (2019). Jest też pomysłodawcą i współautorem zbioru reportaży z Ameryki Południowej „Kościół na końcu świata” oraz autorem wywiadu rzeki z Natalią Niemen „Niebo będzie później”. Jego wiersze i teksty śpiewają m.in. Natalia Niemen i Stanisław Soyka.
Kontakt:
szymon.babuchowski@gosc.pl
Więcej artykułów Szymona Babuchowskiego