By rozprawić się z niepokornym artystą, nie trzeba go mordować. W systemie totalitarnym można go po prostu wykreślić z ewidencji i zabić milczeniem.
Ostatni film Andrzeja Wajdy – „Powidoki”, który właśnie wchodzi na ekrany naszych kin, był polskim kandydatem do Oscara. Film jest interesujący, ale z pewnością nie należy do najwybitniejszych w twórczości reżysera. Kilka innych, jak „Ziemia obiecana” czy „Człowiek z marmuru”, bardziej zasługiwało na start w oscarowym konkursie. Wydaje się, że komisja selekcyjna po prostu zrobiła gest w stronę zmarłego reżysera. W ubiegłym roku powstało u nas przecież kilka wyróżniających się produkcji. Chociażby „Wołyń” Smarzowskiego czy „Ostatnia rodzina” Matuszyńskiego. Nie dziwi więc fakt, że „Powidoki” ostatecznie nie znalazły się wśród 9 tytułów na tzw. shortliście filmów, które powalczą o nominacje do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny.
Dostępne jest 33% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
Dziennikarz działu „Kultura”
W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.
Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza