Każdy polityk może zyskać uznanie Kościoła dla swojej działalności. Wszystko zależy od tego, jaka to działalność.
Na tytułowe pytanie niektórzy odpowiadają bez namysłu: oczywiście! Tak się jednak dziwnie składa, że ci niektórzy prawie zawsze popierają PO lub Nowoczesną i sympatyzują z KOD. I tak się też jakoś dzieje, że ci ludzie z reguły nie widzą problemu w sprawach, które dla Kościoła są problemem zasadniczym. Osoby te z reguły twardo obstają też za „kompromisem aborcyjnym”, wiele z nich aktywnie uczestniczyło w „czarnym proteście”, a prawie wszystkie poparły rozpętaną wtedy histerię z powodu obawy, że PiS zakaże aborcji. Nie przeszkadza im, na przykład, in vitro, a często domagają się zwiększenia dostępności tego procederu. Podobnie jest z ich stosunkiem do związków partnerskich, w tym homoseksualnych i do paru innych rzeczy, które do chrześcijaństwa mają się tak, jak Kijowski do alimentów. Krótko mówiąc, ludzie ci – co oczywiste – mają takie same poglądy jak partia, którą popierają. Z katolicyzmem jednak tych poglądów pogodzić się nie da.
Jeśli ktoś uważa się osobiście dotknięty takim stawianiem sprawy, to niech zadeklaruje zgodę z poniższymi punktami, z którymi katolik zgodzić się musi:
1. Sprzeciwiam się cywilizacji śmierci, zwłaszcza aborcji, a także sztucznemu zapłodnieniu, próbom wprowadzania eutanazji i działań eugenicznych;
2. Sprzeciwiam się próbom seksualizacji dzieci w szkołach w postaci promocji antykoncepcji, masturbacji, a także forsowania ideologii gender.
Można tych punktów podać więcej, ale już bez uznania tych dwu trudno na serio uważać się za katolika. A przecież już te wystarczą, żeby jasno wyszła sprzeczność między deklaracją „jestem katolikiem” a wspieraniem opcji politycznych, które aktywnie uczestniczą w niszczeniu fundamentów cywilizacji chrześcijańskiej. Jeśli ktoś chce, żeby Kościół beznamiętnie przyglądał się tworzeniu nieprawego prawa, jest albo kompletnie odrealniony, albo zwyczajnie pracuje dla jego wrogów. Owszem, rzecznicy „Kościoła marzeń”, milusiego i mięciutkiego, chętnie szermują nabożną gadką o miłości, szacunku i chrześcijańskich wartościach, ale po to, żeby z tych wartości zrobić ich karykaturę.
Cóż, najwyraźniej ludzie ci mają niewłaściwe marzenia. Jeśli sam przewodniczący PO deklarował niedawno wiarę „w projekt in vitro, w konwencję antyprzemocową” i w to, że „temat związków partnerskich wróci i zostanie w Polsce przeprowadzony”, to raczej nie mieści się to w ramach Ewangelii.
To nie tak, że Kościół stoi po stronie jakiejś partii. Kościół stoi po stronie Jezusa Chrystusa. Jeśli danej opcji politycznej bliżej do Jezusa, to i do Kościoła jej bliżej. PO i Nowoczesna mogą tego doświadczyć. Wystarczy, że przestaną służyć cywilizacji śmierci, a wartości chrześcijańskie uczynią swoim prawdziwym drogowskazem. Proste, nie?
Dziennikarz działu „Kościół”
Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.
Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się