MSZ planuje obniżenie dotacji dla niezależnej białoruskojęzycznej telewizji nadawanej z Polski. Czy to słuszna decyzja?
Nie da się znaleźć bardziej reprezentatywnego grona białoruskiej inteligencji – mówi GN Agnieszka Romaszewska-Guzy, dyrektor Biełsat TV, wymieniając osoby, które podpisały apel w obronie stacji skierowany do prezydenta Andrzeja Dudy i premier Beaty Szydło. Za dalszą działalnością telewizji opowiedzieli się najważniejsi białoruscy opozycjoniści, m.in. Stanisłau Szuszkiewicz, Swiatłana Aleksijewicz, Aleś Bialacki i Uładzimir Niaklajeu, a także prezes Związku Polaków na Białorusi Andżelika Borys. Nie brakuje również wsparcia „zwykłych” Białorusinów: tylko w małej Naroczy błyskawicznie zebrano 144 podpisy.
Coraz więcej osób protestuje przeciwko finansowemu osłabieniu Biełsatu, które zapowiedział minister Witold Waszczykowski. Szef polskiej dyplomacji stwierdził, że telewizja odgrywa niewielką rolę na Białorusi, bo nie została dopuszczona do ogólnokrajowego odbioru: „Otwarcie mówię, że po 10 latach istnienia jest to stacja nieefektywna” – stwierdził minister w wywiadzie dla GN (nr 1/2017). Właśnie dlatego dotacja MSZ ma zostać obniżona z 17 mln zł do 5 mln zł.
Witold Waszczykowski zaproponował także rozszerzenie działalności TVP Polonia, którą Łukaszenka mógłby dopuścić do odbioru na terenie Białorusi. Zdaniem ministra polskojęzyczna stacja mogłaby pozytywnie oddziaływać na tamtejsze społeczeństwo, pokazując demokratyczne przemiany w naszym kraju.
Roczny budżet Biełsatu wynosił do tej pory ok. 26 mln zł, z czego tylko ok. 8 mln pochodziło z kieszeni TVP i z zagranicznych grantów. Agnieszka Romaszewska-Guzy stwierdza, że tak niska kwota nie pozwoli na dalsze funkcjonowanie kanału. – Pieniędzy wystarczy nam do maja. W okolicach lutego będę musiała zacząć zwalniać pracowników – wyjaśnia dyrektor.
Oficjalnie ministerstwo jako przyczynę decyzji podaje oszczędności. W mediach spekuluje się jednak o pomyśle na polepszenie relacji z Białorusią kosztem niezależnej telewizji. Dowodem na to miałaby być wzmożona aktywność dyplomatyczna polskiego MSZ w kontaktach z białoruskimi władzami. – Nie, to jest bardzo proste zestawienie wydarzeń, które nie mają ze sobą związku – odpowiada na tego typu zarzuty Konrad Szymański, wiceszef MSZ. Przyznaje, że Polska jest co prawda zainteresowana zbliżeniem z Białorusią, ale stawką na pewno nie jest Biełsat. Opinii publicznej trudno jednak w to uwierzyć.
Walka o tożsamość
Projekt dedykowanej Białorusinom telewizji powstał w 2006 r. podczas rządów PiS. Na swojej stronie internetowej twórcy stacji podkreślają, że wszystko zaczęło się od grupy kilkunastu dziennikarzy i ich marzenia o zburzeniu muru, którym oddzielił swój naród od Europy jeden człowiek – Alaksandr Łukaszenka.
Przy wsparciu MSZ wchodząca w skład TVP stacja rozpoczęła swoją działalność w 2007 r., już za rządów PO. Jej centrala mieści się w Warszawie, ale większość dziennikarzy pracuje na terenie Białorusi. Zebrane tam materiały przesyłają do polskiej siedziby, gdzie są montowane i emitowane przez satelitę. Telewizji próżno bowiem szukać w białoruskich sieciach kablowych – władze już trzykrotnie odmawiały Biełsatowi rejestracji. Dziennikarze stacji są zatem zmuszeni do pracy bez akredytacji. Z tego powodu w samym 2016 r. otrzymali kilkadziesiąt kar grzywny na łączną sumę 35 tys. zł.
Nad nadawanym przez 19,5 godziny dziennie programem w języku białoruskim pracuje w sumie 170 osób. Dominują serwisy informacyjne oraz publicystyka. W 2013 r. stacja zaangażowała się w relacjonowanie protestu na Euromajdanie, a rok później – konfliktu na Krymie. Jednoznacznie opowiadała się wtedy po stronie ukraińskich opozycjonistów.
W ramówce nie brakuje także programów kulturalnych oraz filmów dokumentalnych, których od 2007 r. wyprodukowano już 150. Wśród nich znalazł się m.in. dostępny na YouTube.pl „Siewca”, opowiadający niezwykłą historię mężczyzny, który pomimo przeciwności zdecydował się pielęgnować zanikające białoruskie tradycje i żyć tak jak jego przodkowie. – To nie jest telewizja opozycyjna sensu stricto. Najbardziej zależy nam na budowie świadomości narodowej Białorusinów oraz dobrych relacji z Polską. To długoterminowa, kulturotwórcza działalność – podkreśla Agnieszka Romaszewska-Guzy.
Uzupełnieniem działalności stacji jest portal internetowy Belsat.eu, prezentujący treści w czterech wersjach językowych: białoruskiej, rosyjskiej, angielskiej i polskiej. Można na nim znaleźć większość materiałów emitowanych w telewizji oraz artykuły pisane przez dziennikarzy zaangażowanych w projekt.
Pustka po Biełsacie
Badania przeprowadzone w 2014 r. przez grupę SATIO pokazują, że program stacji ogląda 4,7 proc. dorosłej białoruskiej widowni. To procentowo nawet trochę więcej niż wiodące prym w Polsce stacje informacyjne. – Biełsat cieszy się zainteresowaniem szczególnie na białoruskiej prowincji, gdzie jest jedynym wolnym medium, do którego ludzie mają dostęp – zauważa dr Paweł Kowal, jeden z sygnatariuszy listu w obronie stacji. Jego zdaniem likwidacja Biełsatu byłaby złą decyzją. – Istnienie stacji było wyraźnym sygnałem, że Polska angażuje własne środki w zmiany w Europie Wschodniej – ocenia były wiceszef MSZ w rządzie PiS w latach 2006–2007.
Były chargé d’affaires RP na Białorusi Witold Jurasz dodaje, że pomysł zamiany białoruskojęzycznego Biełsatu na polskojęzyczną, ale powszechnie dostępną Polonię w dłuższej perspektywie może okazać się zgubny dla naszych interesów. – W momencie zaostrzenia relacji Białorusini są w stanie jedną administracyjną decyzją przerwać nadawanie TVP Polonia, a Biełsatu już wtedy nie odbudujemy – wyjaśnia. Zauważa też, że polskojęzyczna stacja nie stanowi realnej alternatywy dla Biełsatu: grupa Polaków na Białorusi nie jest aż tak liczna.
Agnieszka Romaszewska-Guzy nie ma nic przeciwko pomysłowi wprowadzenia na Białoruś TVP Polonia. Zaznacza jednak, że to zupełnie inna sprawa. – Polonia nadaje informacje z Polski. Ile osób na Białorusi interesuje to, co dzieje się w Warszawie? Białorusini chcą wiedzieć, co dzieje się na miejscu – podkreśla. Andrzej Talaga uważa jednak, że ten pomysł ma pewien potencjał. – Na Białorusi i Ukrainie Rosja buduje swoje wpływy w sferze kultury poprzez własne stacje telewizyjne. Polska także może próbować działać w ten sposób – mówi publicysta „Rzeczpospolitej”. Przyznaje jednak, że kształtowanie demokratycznych postaw politycznych na bazie obcojęzycznego kanału to chyba nie najlepszy pomysł.
Jaka jest szansa na to, żeby Biełsat funkcjonował niezależnie od ministerialnej dotacji? Agnieszka Romaszewska-Guzy odpowiada, że jeszcze do niedawna stacja mogła liczyć na pieniądze od brytyjskich instytucji, które chciały zaangażować się w produkcję programów rosyjskojęzycznych dla byłych republik sowieckich. – Mieliśmy duże szanse, ale kto wesprze teraz telewizję, której grozi zamknięcie? To nierealne – podkreśla dyrektor.
Gra z Łukaszenką
– Trzeba znaleźć właściwą formułę współpracy dla wszystkich państw Partnerstwa Wschodniego czy wschodniej części polityki sąsiedztwa, również takich, które dzisiaj, jak Białoruś, są w zasadzie neutralne, albo pasywne, jeśli chodzi o współpracę z Europą – stwierdził Konrad Szymański. Zgadzają się z nim nasi rozmówcy, którzy podkreślają konieczność stworzenia strefy buforowej pomiędzy Polską a Rosją oraz powstrzymania dyslokacji rosyjskich sił zbrojnych w tym regionie. – Białoruś jest co prawda zależna od Rosji, ale pamiętajmy, że nie jest jej częścią – mówi Andrzej Talaga. Publicysta podkreśla, że białoruskie wojsko, poza wspólną z Rosją strefą obrony powietrznej, jest niezależne od swojego wschodniego sąsiada. Łukaszenka zwolnił ostatnio wszystkich oficerów, którzy skończyli akademie wojskowe w Rosji, poza tym nie poparł Putina w konflikcie na Krymie. – Mamy przynajmniej podstawy do tego, żeby grać z Białorusią jako suwerennym państwem, a nie agenturą rosyjską – uważa Talaga. Komentatorzy podkreślają, że trzeba prowadzić rozmowy z Mińskiem, ale na pewno nie kosztem likwidacji Biełsatu. – Musimy szukać innych rozwiązań, być może w sferze gospodarki – mówi dr Paweł Kowal. Witold Jurasz zwraca uwagę, że Biełsat mógłby być elementem gry dyplomatycznej, ale na innych zasadach. Dobrym sposobem byłoby profilowanie stacji. – Kiedy Mińsk dotrzymywałby słowa, telewizja utrzymywałaby prozachodni, ale nie antyreżimowy kurs. Z kolei jeśli Łukaszenka nie realizowałby ustaleń rozmów, komponent antyreżimowy ulegałby wzmocnieniu – wyjaśnia były dyplomata. Agnieszka Romaszewska-Guzy liczy jeszcze na zmianę decyzji MSZ. – Zdarzało się, że ostateczne porozumienie z ministerstwem zawieraliśmy dopiero latem, po trudnych negocjacjach. Mamy wciąż nadzieję, że wszystko dobrze się skończy – podsumowuje dyrektor Biełsat TV. •
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się