Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Misja pionków

Dlaczego nie słychać dobrych argumentów za aborcją? Bo w złu nie ma nic dobrego.

Niedawno pewna pani napisała mi tak: „Niby jesteś taki wierzący i bronisz jakiegoś gluta zwanego zarodkiem, bo dzieckiem to jeszcze nie jest, przed aborcją – a to jeszcze nie czuje”. Podpisała się, co doceniam, ale jakoś jednak dziwnie się robi, gdy ktoś – i to kobieta – „glutem” nazywa człowieka na etapie, który każdy z nas przechodził.

Nie jest to szczególnie wyrafinowana argumentacja za aborcją, ale to norma. Kto wnikliwie obserwował obrady Sejmu nad projektami dotyczącymi aborcji, łatwo zauważył, że zwolennicy zabijania dzieci nie mają żadnych argumentów – z tej strony padały tylko emocjonalne okrzyki i slogany, obowiązkowo wymijające temat. Było o „dobru kobiet”, tak jakby dobrem jednych ludzi było trucie lub rozrywanie innych ludzi. Było o „piekle kobiet”, jakby piekłem było wydanie na świat jakiegokolwiek człowieka. Były ograne frazesy o „ciężko wypracowanym kompromisie aborcyjnym”, tak jakby najlepszym możliwym w Polsce prawem było takie, które pozwala zabijać tysiąc maleństw rocznie. I tak dalej, bez sensu i logiki. Czy jednak może być inaczej? Nie, bo racjonalnie uzasadnić aborcji, sięgając jej istoty, zwyczajnie się nie da.

Najlepiej byłoby więc poddać się i powiedzieć: „No dobra, kończymy z aborcją, zajmiemy się ratowaniem wielorybów czy innych fok”. Ale nie, to tak nie działa. Walka o aborcję będzie trwała do końca świata, bo jej prawdziwym paliwem jest nienawiść do człowieka. Nieracjonalna, podszyta obsesją i panicznym strachem, najmroczniejsza nienawiść.

Czy to przypadek, że ilekroć parlament zajmuje się projektami zniesienia aborcji, wybucha taka wściekłość, jakby rodzenie dzieci było największą potwornością?

Dwukrotnie dostałem listy od panów zbierających podpisy pod projektem domagającym się swobodnego zabijania dzieci, zwanym przewrotnie „Ratujmy kobiety”. Obaj byli bardzo dumni ze swojej działalności. Jeden z nich napisał: „Choć ustawa nie wejdzie w życie, to jednak jeden sukces jest: 215 tys. ludzi powiedziało NIE boskiemu prawu. Będziemy dalej walczyć z Kościołem, a co z tego wyjdzie, zobaczymy”.

Ten pan nieświadomie dotknął istoty problemu: to jest walka z Boskim prawem. Aborcjoniści są w tym starciu tylko pionkami. Rozstawia je „Smok starodawny” z Apokalipsy, który rzuca się na Niewiastę, „aby pożreć jej dziecię”. On najbardziej nienawidzi kobiety w ciąży, bo one przypominają mu tę Kobietę, która przyjęła nieplanowane (tak, tak) przez siebie Dziecko, a to Dziecko strąciło go z tronu. Dlatego największą satysfakcję ma wtedy, gdy ludzie sami niszczą dar Boży, jakim są ich dzieci.

Nic dziwnego, że takie trudności wyrastają na drodze do zlikwidowania tego przeklętego procederu. Po prostu sprawy idą w dobrym kierunku.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak

Dziennikarz działu „Kościół”

Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.

Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się