Ukraina świętuje 25. lecie swej niepodległości w bardzo trudnym dla siebie momencie. Dobrze, że prezydent Duda był tego dnia w Kijowie.
Dlatego Poroszenko w swym przemówieniu, adresowanym także do gospodarza Kremla mógł zacytować wiersz Majakowskiego, aby towarzysze Moskale uważali na Ukrainę, gdyż z nią żartów nie ma. Co z naszego punktu widzenia ważne, armia ta w warstwie symbolicznej odwołuje się do dziedzictwa najnowszych walk o niepodległość, pomijając zupełnie wątek tradycji UPA. Tego dnia na Majdanie, nie został wymieniony żaden z dowódców tej formacji, ani także jej lider - Stefan Bandera. Nie widziałem, aby jakikolwiek oddział biorący udział w paradzie w swych oznakach bojowych nawiązywał do formacji OUN - UPA, co zdarzało się niekiedy batalionom ochotniczym. Widać wysiłek państwa, aby wyrugować z oficjalnej ikonografii symbolikę mogącą wywoływać negatywne reakcje na międzynarodowej arenie. Od dzisiaj w konkatedrze kijowskiej pod wezwaniem św. Aleksandra zawiśnie krzyż, przekazany przez prezydenta Dudę administratorowi apostolskiemu diecezji kijowsko-żytomierskiej bp Witalijowi Skomarowskiemu, upamiętniający Polaków zamordowanych na ziemiach ukraińskich. Być może to pierwszy, symboliczny krok dla uczczenia w stolicy Ukrainy m.in. ofiar wołyńskiego ludobójstwa. Obaj prezydenci mają świadomość wagi tej problematyki. Zapowiedzieli kontynuację dialogu historycznego prowadzonego w duchu prawdy, ale także z intencją zbudowania wspólnej pamięci historycznej o najbardziej nawet tragicznych wydarzeniach z przeszłości.
Niepodległość Ukrainy kosztuje jej obywateli bardzo wiele. Utworzenie nowoczesnej armii, choć akceptowane społecznie i konieczne z powodu sytuacji międzynarodowej, jest ogromnym ciężarem dla budżetu państwa. Tych środków brakuje na wiele innych celów społecznych, zaś ukraińska gospodarka boleśnie odczuwa zamknięcie przed nią rosyjskich rynków. Mnóstwo spraw nadal nie jest rozwiązanych i wywołuje irytację społeczną. Wyzwaniem jest korupcja, niszcząca państwo od wewnątrz, być może skuteczniej, aniżeli zewnętrzna agresja. Sprzyja natomiast Ukrainie czas. Zdążyło bowiem wyrosnąć pierwsze pokolenie Ukraińców wychowanych we własnym państwie. Jego istnienie jest dla nich oczywistością. To oni w noc przed paradą wojskową i oficjalnymi uroczystościami, spontanicznie bawili się na Majdanie, tłumnie uczestnicząc w improwizowanych koncertach. Twarze tych młodych ludzi, jako symbol niepodległości, pojawiały się później na telebimach stanowiących element dekoracji Majdanu. To pokolenie, mające dzisiaj tyle lat, co ich państwo, jest najlepszą rękojmią dalszego, niepodległego bytu Ukrainy. I zapewne będzie pamiętać, że to Polska jako pierwszy kraj na świecie uznała w 1991 r. ukraińską suwerenność, a dwadzieścia pięć lat później, polski prezydent, jako jedyna głowa państwa świętował razem z nimi tę rocznicę.
Dziennikarz „Gościa Niedzielnego”, kierownik działu „Świat”
Doktor nauk politycznych, historyk. W redakcji „Gościa” pracuje od czerwca 1981. W latach 80. był działaczem podziemnych struktur „Solidarności” na Podbeskidziu. Jest autorem wielu publikacji książkowych, w tym: „Agca nie był sam”, „Trudne pojednanie. Stosunki czesko-niemieckie 1989–1999”, „Kompleks Judasza. Kościół zraniony. Chrześcijanie w Europie Środkowo-Wschodniej między oporem a kolaboracją”, „Wygnanie”. Odznaczony Krzyżem Pro Ecclesia et Pontifice, Krzyżem Wolności i Solidarności, Odznaką Honorową Bene Merito. Jego obszar specjalizacji to najnowsza historia Polski i Europy Środkowo-Wschodniej, historia Kościoła, Stolica Apostolska i jej aktywność w świecie współczesnym.
Kontakt:
andrzej.grajewski@gosc.pl
Więcej artykułów Andrzeja Grajewskiego