– A jak świerk upada, trzeba uciekać, czy się skulić? – Wszystko jedno, nawet pan się nie zdąży przeżegnać – odpowiada nadleśniczy.
Najwięcej turystów jest w czerwcu i wrześniu. To wtedy do Puszczy Białowieskiej przyjeżdżają wycieczki szkolne. Oglądają żubry, jeżdżą kolejką leśną, kupują trochę pamiątek. Uczniowie są bardziej zainteresowani zwiedzaniem niż dorośli, którzy przybywają tu na szkolenia. Ci w dzień siedzą w hotelach na zajęciach, a wieczorami – też w hotelach – imprezują.
Przez Białowieżę do Krakowa
Puszczę Białowieską odwiedza rocznie 100–150 tys. osób. Mogłoby więcej. Okoliczne hotele, pensjonaty i kwatery agroturystyczne mają na ogół wolne pokoje. Już niedługo park narodowy zwiedzą pielgrzymi udający się na ŚDM: 200 osób z Włoch, Ukrainy i Rosji goszczących w diecezji drohiczyńskiej. – Zobaczą Hajnówkę, przejdą szlakiem dębów królewskich i zobaczą żubry – wylicza Dariusz Skirko, nadleśniczy z Białowieży. W planach jest też wizyta w miejscowym kościele katolickim oraz w prawosławnej cerkwi. W Hajnówce są trzy parafie wschodnich chrześcijan (katolickie są dwie). Znajduje się tu m.in. drewniana cerkiew pw. Siedmiu Świętych Braci Machabeuszy z 1846 roku. Obok niej bije Krynoczka, czyli cudowne źródełko. Według jednej z wersji łaska spłynęła na nie dzięki modlitwom XIII-wiecznych mnichów z Ławry Kijowsko-Peczerskiej, którzy schronili się w Puszczy Białowieskiej przed Tatarami. Inna opowieść głosi, że pewnemu pustelnikowi ukazała się nad strumieniem ikona. Źródełko jest dziś zabudowane, a wodę czerpie się przez pompę. Miejscowa ludność macza w wodzie chustki i przeciera nimi chore miejsca. Chustki zostawia się potem na płocie. Księża zbierają je co jakiś czas i palą.
Plan dnia pielgrzymów będzie bardzo napięty. Nie wystarczy czasu na przejażdżkę kolejką leśną z Hajnówki. Mająca 100 lat wąskotorówka powstała, by wywozić z puszczy drewno. Korzystała z niej tzw. Centura, czyli The Century European Timber Corporation, brytyjska firma, która eksploatowała las. Robiła to jednak w rabunkowy sposób – w ciągu kilku lat wycięła ponad 2 mln m sześc. drewna – więc polska strona zerwała z nią kontrakty, obawiając się zniszczenia puszczy. W czasie II wojny światowej kolejka przydawała się Niemcom do walki z partyzantami. Dziś 10-kilometrowy odcinek torów służy wycieczkom.
Lisy, kuny, jenoty...
Nie wiadomo, czy podczas wyprawy pielgrzymi napotkają żubry żyjące dziko. O to najłatwiej zimą, kiedy zwierzęta zbijają się w stada, albo wtedy, kiedy same pojawiają się w pobliżu ludzkich osiedli. Wchodzą na pole rzepaku i ucztują przez tydzień. 700-kilogramowe stworzenia niełatwo wyprosić, a strzelać do nich nie wolno. Łatwiej jest z dzikami, których żyje w Puszczy Białowieskiej kilkaset. One też korzystają z pracy rolników. Są jednak zwierzyną łowną i poza rezerwatem myśliwi mogą dokonywać odstrzału. Spotkanie z dzikami nie będzie może dla pielgrzymów atrakcją życia, ale w Białowieży można też zobaczyć wilki i rysie, jenoty, żółwie błotne czy różne gatunki płazów. Pełna lista lokatorów będzie wkrótce gotowa, bo właśnie trwa inwentaryzacja. Przeprowadza się ją co roku. Pracownicy lasu, studenci i uczniowie techników leśnych przepędzają zwierzynę – tyraliera ludzi idzie przez pewien obszar, jak nagonka myśliwska, a osoby ustawione na końcu tego obszaru liczą wszystko, co wybiegnie. Osobno liczone są rośliny. Wyznacza się teren będący kwadratem o boku długości 20 m i spisuje każdy kwiatek. Na tej podstawie szacuje się liczebność roślin w całym lesie.
Coraz łatwiejsze jest liczenie świerków, bo jest ich coraz mniej. Drzewa tego gatunku stanowią blisko jedną trzecią tutejszego lasu. W całej Puszczy Białowieskiej znajduje się 17 mln m sześc. drewna, a świerki stanowią 5 milionów. W tej chwili już 1,2 mln m sześc. to drewno martwe, a przy obecnym tempie degradacji do końca roku może go być 2 mln m sześciennych. Jak podają Lasy Państwowe, zginęło już pół miliona drzew, czyli 4 tys. ha lasu. Odpowiedzialny za ten stan rzeczy to owad 5 mm długości z ciemnobrązowym pancerzykiem. Nie wszyscy wiedzą, że potrafi latać. Żeruje niemal wyłącznie na świerkach. Czasem tylko, jeśli bardzo się rozmnoży, może się przenieść także na sosny. Należy do tzw. szkodników wtórnych. To znaczy, że atakuje dopiero wtedy, kiedy drzewo jest osłabione. Zdrowe potrafiłoby się obronić, zalewając wygryzione korytarze żywicą. – Jeden zaatakowany świerk to stracony hektar lasu – podsumowuje Grzegorz Bielecki, nadleśniczy Nadleśnictwa Hajnówka.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się