Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Bruksela spojrzała w lustro?

Komisja Europejska próbuje wyjść z twarzą ze sporu z Polską. Nie będzie jej łatwo, ale niech się stara

Dobrze, że Frans Timmermans przyjechał do Warszawy. O ile wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej nie zmieni zeznań – jak dotąd miał w zwyczaju – z dnia na dzień, to można uznać, że i sama jego wizyta, i słowa po spotkaniu z polską premier wróżą wycofanie się rakiem Komisji z politycznej gierki, w którą dała się wciągnąć. Przyznanie, że spór o Trybunał to sprawa, którą mają rozwiązać sami Polacy, jest – miejmy nadzieję – próbą naprawy nadszarpniętego wizerunku Komisji.

Ale fakt, że to Komisja Europejska powinna szukać sposobu, by wyjść z twarzą ze sporu z Polską, nie wynika tylko z kompromitacji, jaką było mówienie jednym głosem z polską piaskownicą... tj. opozycją. Bruksela musi się postarać, bo wszczynając postępowanie w sprawie „praworządności” w naszym kraju, sama wychyliła się ponad unijne prawo. Wynika to z niepohamowanej chęci komisarzy do odgrywania decydującej roli w Unii Europejskiej. Według art. 7 Traktatu o UE w przypadku „systemowego zagrożenia” dla praworządności może zostać uruchomione postępowanie wobec danego kraju – ale tylko za zgodą Rady Europejskiej, to znaczy przywódców państw członkowskich. Nie ma mowy o Komisji, która może co najwyżej wyjść z taką inicjatywą, ale sama nie może prowadzić żadnych postępowań.

I niby wszystko się zgadza, bo przecież Komisja cały czas podkreślała, że nie prowadzi żadnego postępowania „przeciw” Polsce, tylko „prowadzi dialog” z władzami Polski. Tyle że ten „dialog” to uprawnienie, które Komisja nadała sobie sama (z pominięciem traktatów) za pomocą słynnego już – uwaga – KOMUNIKATU własnego autorstwa z marca 2014 roku. Komisarze nowe uprawnienie nazwali „uzupełnieniem” art. 7 w celu zapobiegania „wyraźnemu ryzyku poważnego naruszenia" przez państwa członkowskie zasad demokratycznych.

Nie jest tajemnicą, że działo się to w czasie, gdy Bruksela walczyła z Węgrami Victora Orbana. I zanim doszłoby do ewentualnego straszenia sankcjami (co w praktyce byłoby niewykonalne, bo nie byłoby jednomyślności), Komisja znalazła sobie narzędzie pośrednie, służące w rzeczywistości do szantażowania i nękania niepokornego rządu. Wobec Węgrów tej procedury w końcu nie uruchomiono, za to teraz Komisja pozwoliła sobie na ten krok pod adresem Polski.

Dlatego też, pomijając absurdalne oskarżenia pod adresem Polski, Komisja powinna tłumaczyć się przed europejskimi obywatelami, w tym przed Polakami, jakim prawem nadała sobie uprawnienia, którymi próbuje ustawiać niewygodne dla siebie, demokratycznie wybrane rządy. Pozostaje życzyć panu Timmermansowi i spółce konsekwencji na drodze naprawy własnego wizerunku. Bo łatwo im nie będzie. 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny