Sejm zmienił ustawę o służbie cywilnej. Korpus urzędniczy został otwarty. Kogo teraz zaprosi do współpracy PiS?
Czy jest nam potrzebna nowa ustawa o służbie cywilnej? Odpowiedź, jak praktycznie w każdej dziś sprawie, zależy od „punktu siedzenia” po jednej lub drugiej stronie politycznej barykady. – Widzieliśmy pewien przepis na korpus służby cywilnej w latach 2007–2015, to był przepis „Sowy i Przyjaciół”. Nie polecamy – mówiła w Sejmie Beata Kempa, szefowa kancelarii premiera, rekomendując zmiany w ustawie. Opozycja nie ma wątpliwości, że sprowadzą się one jedynie do „politycznych czystek w administracji rządowej” i „drastycznego obniżania jakości służby cywilnej”. A władza szykuje w ten sposób zamach na kolejne instytucje, niezależne (jeszcze) od partii rządzącej.
W rzeczywistości dylemat jest głębszy i dużo starszy niż spór PiS z PO, a dotyczy z jednej strony swoistego bezpieczeństwa i higieny pracy urzędników służby cywilnej, a z drugiej możliwości skutecznego zarządzania administracją w warunkach demokratycznej zmiany władzy. Są na ten temat dwie szkoły. Jedna mówi o stworzeniu stałego, nieusuwalnego, cywilnego korpusu urzędniczego do dyrektorów gabinetów i departamentów włącznie, druga uznaje za naturalne, że każda władza przychodzi do urzędów centralnych ze „swoimi” ludźmi, do których ma zaufanie i którzy gwarantują jej sprawność działania. (Administracji samorządowej służba cywilna nie obejmuje). Ten drugi model praktykują np. Stany Zjednoczone i Francja, pierwszy jest stosowany w Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Teoretycznie także w Polsce. Praktyka ostatnich dwóch dekad potwierdziła jednak stare powiedzenie, że Polak potrafi… i z taką przeszkodą sobie poradzić. Kolejne ekipy wymyślały obejścia i fortele, tworzyły gabinety polityczne, ustawiały konkursy, wymyślały nowe stanowiska albo „tymczasowo powierzały obowiązki”… nawet na 8 lat.
PiS proponuje teraz zerwanie z fikcją i hipokryzją, czyli zwrot w stronę modelu amerykańskiego. Gra nie toczy się o armię szeregowych urzędników, a jedynie o tzw. średni szczebel zarządzania, stanowiący ok. 1 proc. administracji centralnej. Tyle że jest to procent kluczowy.
Wystarczy utrata zaufania
W zasobach służby cywilnej pozostaje ok. 120 tys. pracowników, zaś osób sprawujących funkcje kierownicze jest 1600. Projekt zmian ustawowych przygotowany przez PiS dotknie bezpośrednio jedynie tę grupę. I to w ograniczonym zakresie, bo trudno sobie wyobrazić, by z dnia na dzień wymienić kręgosłup urzędniczy państwa. Profesor Maria Gintowt-Jankowicz, która w latach 1991–2006 pełniła funkcję pierwszego dyrektora Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, w ekspertyzie do projektu ustawy napisała: „Twierdzenie, że nowelizacja likwiduje służbę cywilną jako pragmatykę służbową, nie jest prawdziwe. Wprowadza w błąd nie tylko tysiące zainteresowanych prawników, ale i szerszą opinię publiczną. I jako takie ma cechy nadużycia”. Najważniejsze w projekcie PiS z praktycznego punktu widzenia jest automatyczne rozwiązanie umów ze wszystkimi osobami na stanowiskach kierowniczych. Co nie znaczy, że z większością z nich nie zostaną one odnowione. Autorzy nowelizacji tłumaczą, że chodzi o to, by uelastycznić proces powoływania oraz odwoływania szefów gabinetów i departamentów. I że nikt nie znajdzie się na bruku.
– W zasadzie cały korpus to urzędnicy mianowani i zatrudnieni na umowę o pracę. Ta ustawa nie daje możliwości zwolnienia ich z dnia na dzień, ponieważ urzędnik mianowany może być tylko przesunięty na inne stanowisko – wyjaśniała na posiedzeniu sejmowej komisji poseł Małgorzata Wassermann z PiS. Najwięcej kontrowersji wzbudzają zapisy dotyczące wymagań wobec kandydatów na średni szczebel zarządzania: znosi ona np. wymóg, by nowy szef służby cywilnej w okresie ostatnich 5 lat nie był członkiem partii, zakłada też obsadzanie wyższych stanowisk w służbie cywilnej w drodze powołania, a nie konkursu. Chodzi o tryb zatrudniania, niemający obostrzeń zawartych w Kodeksie pracy. Zwolnienie kogoś, kto ma umowę o pracę, wymaga podania przyczyn. Dyrektora „z powołania” można pożegnać bez szukania prawdziwych czy wydumanych haków. Prawnicy nazywają to bardziej oględnie: przesłanki do rozwiązania umowy z osobami na stanowisku kierowniczym są lżejsze niż w przypadku szeregowego pracownika. Wystarczy utrata zaufania.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się