Dawno temu, gdy dzieci były małe, zalecenia, by „w dziecku budzić pasje”, traktowało się dość protekcjonalnie. Ot, mądre gadki specjalistów.
Obecnie, gdy dzieci z każdym dniem są starsze i świat otwiera się przed nimi otworem, a ten otwór nie zawsze jest jasny i czysty, zalecenia o „pasjach dziecięcych” zaczynają się jawić jako objawienie. Tylko co zrobić, by rzeczywiście te pasje obudzić. I czy... da się tak budzić odgórnie: ojcowsko i macierzyńsko? Przecież to, co może nam, rodzicom, wydawać się pasjonujące, niekoniecznie zostanie zaakceptowane przez dziecko. Dobry przykład z muzyką. Nie każde, nawet najbardziej zdolne dziecko pokocha gamy i pasaże. I co z tego, że będzie grzecznie chodzić na zajęcia, jeśli tego nie uzna za „własne”? Być może nawet za kilka lat dziecko podziękuje za lekcje i rodzicielski wysiłek. Jednak nie o to chodzi w dziecięcej pasji. Nie mylić dziecięcych pasji z tzw. zajęciami dodatkowymi.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
Dziennikarz działu „Polska”
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.
Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej