O tym, czy da się połączyć kozetkę z konfesjonałem i czy rany mogą świecić, z prof. Krzysztofem Krajewskim-Siudą rozmawia Joanna Bątkiewicz-Brożek
Joanna Bątkiewicz-Brożek: Kozetka czy konfesjonał? Kapłan odradził mi to pierwsze jako nieewangeliczne. Idź w przód, bez oglądania się wstecz, jak za pługiem. Po co rozdrapywać rany u terapeuty…
Prof. Krzysztof Krajewski-Siuda: Jeśli człowiek ma nieprzepracowane rany, to właśnie wtedy ogląda się za siebie, próbuje zanegować, że coś go w życiu w tył pociąga. I trudno iść do przodu za pługiem. W Księdze Syracha jest wskazówka, by wszystkie sprawy powierzać Bogu, ale jest również napisane: „Sprowadź lekarza, bo jego też stworzył Pan” (Syr 38,12).
I jest napisane, że Jezus Chrystus leczy wszystkie rany i choroby.
Ale jeżeli boli nas ząb, to idziemy do dentysty, a nie do kościoła.
Ale tu nas dusza boli.
Tylko, jak mawiał św. Augustyn, łaska bazuje na naturze. Warto tę naturę poznać i z łaską współpracować, dostrzegać dwa poziomy. Jeśli zobaczymy tylko duchowy, to będziemy uciekać od rzeczywistości. Większość z nas ma lęk przed psychoterapią. Woli magiczne myślenie, że ktoś inny dokona zmiany w moim życiu, a nie ja sam, ufając, że jest Ktoś, kto mi pomoże.
Jeśli ktoś nas skrzywdził np. w dzieciństwie, przebaczamy i zapominamy. A na kozetce wracamy do sprawy...
Przebaczenie, jako akt woli, niekoniecznie dokonuje się od razu na poziomie emocji. Trzeba przejść etapy od złości, smutku, żalu do pogodzenia. Miłosierdzie to sytuacja, w której nie tylko reperujemy więź, ale uznajemy, że to, co było trudne, jest dla nas szansą. Bo nie ma takiej sytuacji, z której Bóg nie wyprowadziłby dobra. „Tam, gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5,20).
A czy sama spowiedź nie ma roli terapeutycznej?
Żal za grzechy jest aktem woli, świadomym. A jak mamy „poranione” emocje, to trudno go wypracować. Trudno czasem żałować za coś, co było przyjemne, choć było grzechem.
A czy odsyłasz do konfesjonału?
Terapeuta nie mówi pacjentowi, co ma robić. Nie może zaatakować wolności pacjenta. W pewnych sytuacjach warto skorzystać z pomocy doświadczonego duszpasterza lub osoby świeckiej. Szczególnie kiedy ktoś ma surowe sumienie. Potrzeba wtedy kierownika duchowego, który naprowadzi i wyjaśni, że wiele spraw w życiu takiej osoby nie odpowiada nauce Kościoła, bo np. ktoś ma nieadekwatne poczucie winy z jakiegoś powodu. Zdarza się też, że księża odsyłają do mnie na terapię, bo zauważają problem emocjonalny.
Czyli łączyć kozetkę z konfesjonałem…
Tak, bo sumienie ma psychiczne, a nawet fizyczne reprezentacje. Sfery duchowa, fizyczna i psychiczna wzajemnie się przenikają. Wiele rzeczy w dzisiejszej psychologii odkryła dawno duchowość. Św. Augustyn mówił już o gratyfikacyjnej części superego (sumienia), którą nazywał radością zwyciężającą (delectatio vinctrix). Dzisiaj wiemy, że rozwija się ona wskutek późnej identyfikacji z sukcesem ojca. Umiejętność cieszenia się z tego, że czynimy dobro, jest możliwa, kiedy mamy dobrą relację z ojcem. Św. Augustyn tego nie miał, bo jego ojciec zmarł, kiedy ten miał 17 lat, a ich relacja była trudna. To było powodem m.in. problemu Augustyna z kontrolą popędowości. Po nawróceniu zmagał się z tym przez siedem lat. I nauczył się, że – mówiąc językiem psychoanalizy – przyjemnością płynącą z superego można skontrolować tę pochodzącą z id (naturalnych popędów). Dlatego mówił: „tylko przyjemnością można zwyciężyć przyjemność”. W ogóle pierwszymi psychologami byli Ojcowie Pustyni, mnisi, anachoreci. Na pustyni poddani skrajnej frustracji obserwowali, z jakimi demonami zmaga się człowiek. Ewagriusz z Pontu opisał teorię ośmiu demonów zła: od obżarstwa, nieczystości, chciwości, gniewu, smutku, acedii do próżnej chwały i pychy. I doszedł do wniosku, że trzeba z nimi umiejętnie postępować.