Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Globalna rewolucja

Fundamentem realizmu jest prawda

Trzy miesiące temu Federika Mogherini, wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej, reprezentująca Unię na forum międzynarodowym, uroczyście zapowiedziała wypracowanie wspólnego stanowiska całej Unii Europejskiej w kwestii „praw zdrowotnych, reprodukcyjnych i seksualnych”. Gdy zapytałem ją, do jakiej prawnej definicji „praw reprodukcyjnych i seksualnych” odnosić się mają podejmowane prace i przede wszystkim na jakiej podstawie mają być realizowane – wiceprzewodnicząca Mogherini odpowiedziała, że „kwestie zostały określone” na międzynarodowych konferencjach ludnościowych w Kairze i Pekinie przed 20 laty, że organy Unii już się nimi zajmowały i będą zajmować się nimi dalej, ponieważ… działają po to, by prowadzić politykę Unii Europejskiej. Choć szefowa unijnej polityki zewnętrznej nie pokazała podstawy swoich działań (bo trudno pokazać coś, czego nie ma) ani nie wyjaśniła, czym konkretnie mają być owe „prawa seksualne i reprodukcyjne”, jej odpowiedź powiedziała w istocie bardzo dużo. Pokazała jasno, że mamy tu do czynienia z czymś znacznie więcej niż tylko z nadużyciem władzy, do czego Unia, żądna coraz to nowych kompetencji, zdążyła nas już przyzwyczaić.

Wwypadku zaangażowania Unii na rzecz „praw seksualnych i reprodukcyjnych” mamy do czynienia nie z uzurpacją, ale z rewolucją, z całkowitym wywróceniem teoretycznie obowiązującego porządku traktatowego. Unia nie jest już zrzeszeniem państw, które chce się stać superpaństwem. Nie potrzebuje już uprzedniej zgody państw na swe działania. Wystarczające uprawomocnienie stanowią dla niej dowolne sformułowania „praw człowieka”, na przykład rezolucje ONZ-owskich konferencji. A moc polityczną bierze z milczącego przyzwolenia rządów i z bierności opinii publicznej w Europie. Działa to podobnie (choć odwrotnie) jak w filmach kryminalnych: wszystko, czego przywódcy polityczni nie powiedzą, wszystko, przeciw czemu nie zaprotestują, może być wykorzystane przeciw suwerennej władzy ich państw. Unia staje się organem porządku globalnego, który od państw oczekuje posłuszeństwa w imię uniwersalizmu „praw człowieka”. A te, coraz bardziej nieokreślone i obejmujące coraz bardziej nieoczekiwane dziedziny „prawa”, stają się podstawą władzy absolutnej. W ich imię wolno wszystko, bo któż śmiałby wyznaczać granice „prawom człowieka”?

Oczywiście w dzisiejszej dobie i w ramach ideologii praw człowieka każdej władzy przyda się legitymacja demokratyczna. W końcu nie gardzili nią (legitymacją, nie demokracją) najwięksi tyrani XX wieku. Władza powołująca się na „wolę ludu” jest z reguły silniejsza. I tej legitymacji Unii Europejskiej dostarcza Parlament Europejski. Choć państwa Europy nigdy nie przyznały mu szerszych kompetencji – Parlament chętnie występuje jako czynnik wobec nich nadrzędny. I tak 10 marca PE, powołując się na „prawa seksualne i reprodukcyjne”, oficjalnie opowiedział się za wprowadzeniem wszędzie „łatwego dostępu do środków antykoncepcyjnych i możliwości aborcji”. A dwa dni później wezwał do „uznawania małżeństw lub związków cywilnych osób tej samej płci za kwestię PRAW politycznych, społecznych i LUDZKICH ORAZ OBYWATELSKICH”.

Co możemy robić, by tę globalną rewolucję zatrzymać? Dobrą minę do złej gry? To stanowisko większości polityków, którzy szermując „skutecznością”, tak naprawdę skuteczność wykazują jedynie w obejmowaniu stanowisk i w przystosowywaniu się do panującej ideologii. Albo – jeśli napotykają opór wyborców – w pozorowaniu sprzeciwu. W takiej pozornej polityce konkretne propozycje aktów i instytucji wygodnie zastępują gromkie wyrazy oburzenia i deklaracji, z których nie wynika żadne konkretne, zobowiązujące stanowisko polityczne. Choćby więc robili najlepszą minę – gra jest zła. Co zatem trzeba robić naprawdę? Po pierwsze: uświadomić sobie prostą prawdę, którą Prawica Rzeczypospolitej powtarza od lat, że cywilizacja chrześcijańska ma prawo do swojej polityki. Tak jak każda sprawa czy społeczność, która chce naprawdę realizacji swoich zasad, praw i interesów. Jeśli prawo do życia, prawa rodziny, a nawet zwyczajne prawa obywatelskie tych, którzy zasady te wyznają, atakowane są stale, potrzebna jest również ich stała i czynna obrona.

Po drugie: prawda, to ona jest fundamentem realizmu. Nie można udawać, że nie widzimy zaangażowania Unii Europejskiej (ale również Rady Europy czy ONZ) przeciwko prawu do życia i prawom rodziny. Sprzeciw, sprzeciw prawdziwy, domagający się zmiany i organizujący opór, a nie tylko sprzeciw rytualny (pokrzykujący: „Ja też jestem przeciw”) – to nie tylko akt odpowiedzialności za przyszłość naszych dzieci i wnuków, to nie tylko akt odpowiedzialności za naszą ojczyznę, to również akt odpowiedzialności za Europę. Tylko ludzie nasączeni niewolniczą mentalnością, którą pozostawił po sobie totalitaryzm, mogą traktować opozycję jako akt nielojalności. Opozycja w społeczeństwie demokratycznym to normalna i konieczna instytucja. To warunek republikańskiej demokracji (której – nikt, kto czytał św. Tomasza, nie będzie się temu dziwił – najpowszechniej przyjętym wzorem jest monarchia brytyjska). Gdzie nie ma opozycji – nie ma demokracji. Każdy, kto zna Unię Europejską, niech się nad tym zastanowi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy