Mama Łarysa: – Tolik miał być pochowany na Łyczakowie, w kwaterze dla Niebiańskiej Sotni, ale chciałam go mieć blisko. Leży między swymi i bliżej mu do nieba.
Stoimy na cmentarzu w Dublanach pod Lwowem przed grobem Anatolija Żałowagi, zastrzelonego przed rokiem na Majdanie. Cmentarz jest na dość wysokim pagórku, prowadzi do niego nieubita droga, która rozmokła, gdy mrozy zelżały i śnieg stopniał. Nad nami ciężkie, ołowiane chmury. Jakub robi ostatnie zdjęcia. Ojciec, Hryhorij, siedzi w milczeniu na ławce i pustym wzrokiem patrzy na grób obłożony kwiatami i wieńcami. Trzyma się twardo, panuje nad emocjami. Na wystawie przywitał się z nami bez wylewności, ale podziękował za zdjęcia z Majdanu. Matka, nazywana przez męża Lusią, ciepła i uczuciowa, nie potrafiła powstrzymać łez, oglądając powiększone zdjęcie zabitego syna. Długo modli się przy grobie. – Przychodzę tutaj codziennie – mówi, gdy wracamy. – Dlatego nie chciałam, aby pochowali go we Lwowie. Zresztą kwatera przygotowana dla niego nie stała długo pusta. Spoczął w niej generał Serhij Kulczycki, który zginął w śmigłowcu zestrzelonym pod koniec maja 2014 roku przez separatystów pod Słowiańskiem.
Zdjęcie z Majdanu
Na Majdanie nasz fotoreporter Jakub Szymczuk zrobił wiele wspaniałych zdjęć, które stały się już symbolem tamtego protestu. Jedno jest wyjątkowe. Wyraża tragizm czarnego czwartku, kiedy 20 lutego 2014 roku zastrzelono 53 osoby. Sprawiło, że skromny chłopak z Dublan stał się jedną z twarzy Majdanu. Jakub zrobił je w górnej części ulicy Instytuckiej o godz. 10.24 czasu miejscowego. Bardzo chciałem poznać historię obu uwiecznionych na nim ludzi, martwego i żywego. Latem udało się poznać tożsamość Anatolija Żałowagi po tym, jak z Jakubem skontaktował się Andrij, brat zastrzelonego. Opisałem to w tekście „To nasz syn” (GN nr 28/2014). Obiecałem wówczas ojcu Anatolija, że jeśli będziemy we Lwowie, skontaktujemy się z nim.
Okazja nadarzyła się, gdy w mieście tym otwarta została wystawa zdjęć Szymczuka. Po spotkaniu pojechaliśmy do domu państwa Żałowagów do Dublan. Przyjęli nas bardzo serdecznie. Sami go budowali, gdyż ojciec prowadził firmę budowlaną, niegdyś dobrze prosperującą. W pracy pomagali mu obaj synowie. Andrij założył rodzinę i został z rodzicami, a Anatolij ruszył w świat. Pracował w Polsce, Hiszpanii, Rosji. Szukał swojego miejsca. Gdy zaczęły się protesty na Majdanie, kilka razy tam się wybierał. Decyzję podjął, gdy zobaczył, jak we wtorek 18 lutego Berkut prawie rozegnał protestujących. Z pomocą ruszyło wtedy do Kijowa kilka autobusów ze Lwowa. W jednym był Anatolij. – Ostatni kontakt z bratem miałem w środę wieczorem 19 lutego – wspomina Andrij. Mówił, że jest bardzo ciężko. „Tutaj jest prawdziwa wojna” – to były ostatnie słowa, jakie od niego usłyszeli. Następnego dnia komórka milczała, a z Kijowa nadchodziły informacje o rosnącej liczbie ofiar masakry.
Próbowali dzwonić do znajomych i przyjaciół, którzy wraz z nim pojechali na Majdan, ale nikt nic nie wiedział. W Kijowie był chaos. Dowiedzieli się tylko, że ochotnicy przyjechali w środę rano i od razu poszli bronić barykad. Nikt ich nie rejestrował, nie prowadzono żadnej ewidencji. Mówiono jedynie, aby śledzić w internecie listy zabitych, publikowane przez służby medyczne Majdanu. Wieczorem zgasła ostatnia nadzieja. Ktoś z rodziny zadzwonił, że w spisie zabitych umieszczono Żałowagę. Andrij z ojcem natychmiast pojechali do Kijowa, aby odszukać ciało. Skierowano ich najpierw do klasztoru Michajłowskiego, gdzie znoszono zabitych i rannych. Tam zobaczyli go po raz pierwszy. Później ciało odebrali z kostnicy, gdzie leżał wśród kilkudziesięciu innych zabitych, tak samo jak on okopconych, z przestrzelonymi głowami, mokrych. Na pogrzeb w Dublanach przyszły tysiące ludzi. Wszyscy powtarzali, że bohaterowie nie umierają, a rodzina nie wiedziała nawet, jak zginął.
Latem 2014 roku wolontariusze gromadzący dokumentację o poległych na Majdanie przysłali im do identyfikacji wiele zdjęć z pytaniem, czy kogoś rozpoznają. Było wśród nich zdjęcie Szymczuka. Odezwał się ktoś, kto poznał osobę klęczącą nad zwłokami Anatolija. Skontaktowali się z nią w nadziei, że może coś więcej opowie o okolicznościach śmierci syna.
Opowieść Olega
W taki sposób udało się ustalić tożsamość mężczyzny zastygłego w niemym krzyku nad ciałem Anatolija. To Oleg Packan z Drohobycza, lat 58, były żołnierz. W połowie lat 90. służył w międzynarodowych pokojowych siłach w b. Jugosławii. Na Majdanie był od grudnia 2013 do marca 2014 roku. Ponieważ był świadkiem ostatnich chwil życia Anatolija oraz jego śmierci, można było wreszcie ruszyć ze śledztwem. Mając zdjęcie oraz świadka, ojciec doprowadził do tego, że na miejscu tragedii przeprowadzono wizję lokalną z udziałem prokuratora.
Dziennikarz „Gościa Niedzielnego”, kierownik działu „Świat”
Doktor nauk politycznych, historyk. W redakcji „Gościa” pracuje od czerwca 1981. W latach 80. był działaczem podziemnych struktur „Solidarności” na Podbeskidziu. Jest autorem wielu publikacji książkowych, w tym: „Agca nie był sam”, „Trudne pojednanie. Stosunki czesko-niemieckie 1989–1999”, „Kompleks Judasza. Kościół zraniony. Chrześcijanie w Europie Środkowo-Wschodniej między oporem a kolaboracją”, „Wygnanie”. Odznaczony Krzyżem Pro Ecclesia et Pontifice, Krzyżem Wolności i Solidarności, Odznaką Honorową Bene Merito. Jego obszar specjalizacji to najnowsza historia Polski i Europy Środkowo-Wschodniej, historia Kościoła, Stolica Apostolska i jej aktywność w świecie współczesnym.
Kontakt:
andrzej.grajewski@gosc.pl
Więcej artykułów Andrzeja Grajewskiego