Barka ewangelizacyjna. – Podczas styczniowego rejsu poczuliśmy dotyk Boga. Jeden z naszych synów został uzdrowiony. Chwała Panu! – mówi, nie kryjąc wzruszenia, Wiesław Kaim.
Jak przekonuje, Bóg ma swoje sposoby na to, by dotrzeć do każdego człowieka. Trzeba tylko otworzyć oczy i zaufać Mu.
Płakałem jak bóbr...
Jego zbliżanie się do Boga zaczęło się od współpracy z Radiem Nowohuckie.pl, działającym przy pallotyńskiej parafii Matki Bożej Pocieszenia w Nowej Hucie, na Bulwarowej. Gdy zmarła jego teściowa, żona zaczęła bardziej szukać Boga. Trafiła do Pallotyńskiej Wspólnoty Ewangelizacyjnej i tam dowiedziała się o comiesięcznych rejsach ewangelizacyjnych. Po raz pierwszy na barkę poszła w styczniu, razem z jednym z synów. – Zostałem w domu i, zajmując się pozostałą trójką dzieci, słuchałem transmisji ze spotkania w radiu. Gościem barki był wtedy ewangelizator Witek Wilk.
To, co mówił, robiło ogromne wrażenie. Jego słowa trafiały do serca tak mocno, że płakałem jak bóbr. I wtedy dotknął nas Pan – opowiada. Jego syn miał problem z kręgosłupem. Odczuwał mocny ból, ciężko było mu siedzieć przez dłuższy czas, klęczeć. – Mówił nam później, że na barce bardzo prosił Boga o opiekę nad mamą, bo była zmęczona. Modlił się też o spoczynek w Duchu Świętym dla niej, a to on został uleczony... Podczas modlitwy wstawienniczej Witek powiedział słowa poznania, że Bóg uzdrawia właśnie dwie osoby z bólu kręgosłupa. Poprosił, by się zgłosiły. Najpierw odezwał się jakiś mężczyzna. Po chwili usłyszałem w radiu głos syna. Żona mówiła potem, że nagle podskoczył w górę, mówiąc, że to on, że poczuł ciepło i ból zniknął. Z radością klęczał do końca spotkania. Ból już nie wrócił. To namacalny cud – przekonuje Wiesław. Za miesiąc i on zjawił się na barce. – Zobaczyłem, że przychodzą tu ludzie szukający Boga, mający z Nim nieco inny kontakt. Ludzie, którzy swoim życiem dają świadectwo wiary, mówiąc, że z Nim wszystko można zmienić na lepsze. Barką „zarażamy” teraz rodzinę, znajomych. Moja mama powiedziała, że choć Bóg zawsze był obecny w jej życiu, do tej pory wydawał się odległy i niedostępny. Na barce poczuła Jego moc i że On jest na wyciągnięcie ręki – mówi. Jak dodaje, na brzeg ludzie wychodzą inni, pełni Bożej łaski i pozytywnej energii. – Tu ziarno zostaje zasiane, a ja widzę, jak Bóg działa w życiu mojej rodziny każdego dnia – podkreśla W. Kaim.
Coś Bożego na wodzie
Rejsy ewangelizacyjne na Wiśle to inicjatywa ks. Łukasza Gołasia SAC, kapłana z dwuletnim stażem i głową pełną szalonych, lecz Bożych pomysłów. – To dzieło Jezusa, a nie moje – mówi skromnie. – Bez Jego błogosławieństwa i bez zaangażowania w organizację barki ok. 20 osób, z Małgorzatą Morawiec na czele, nic by się nie udało. Pani Małgorzata i jej mąż Marek są właścicielami Krakowskiej Żeglugi Pasażerskiej i ludźmi bardzo kochającymi Kościół. Od lat są też związani z parafią na Bulwarowej. – Kiedyś pani Małgosia zaprosiła grupę ministrantów, którymi się opiekuję, na rejs barką. Powiedziała też, że marzy jej się zorganizowanie „czegoś Bożego” na wodach Wisły. Układ jest prosty – ona udostępnia barkę, a potrzebuje kogoś, kto podejmie się tego zadania – wspomina ks. Gołaś.
Małgorzata Morawiec: – Od lat pracuję na barkach, organizując dla ludzi różne atrakcje. W tym, co robię, każdego dnia staram się wypełniać przykazania, bo sprawy Boże są bardzo bliskie mojemu sercu. Kraków, Wawel, zakole Wisły zawsze kojarzyły mi się z miejscami, w których żyli wielcy święci. W końcu zrodziło się we mnie pragnienie, by zorganizować rejsy, które będą niosły przesłanie zaufania Bogu – Stwórcy nieba, ziemi, wody... To pragnienie przez długi czas pozostawało niespełnione, bo znajomym księżom, którym pani Małgorzata myśl podsuwała, entuzjazmu brakowało. W końcu w parafii na Bulwarowej zjawił się ks. Łukasz, który pomysł szybko podchwycił i jeszcze szybciej zaczął wcielać w życie. – Teraz trzeba było już tylko znaleźć sposób na głoszenie Dobrej Nowiny na Wiśle. Przecież Jezus też nauczał nad brzegiem wody i na środku jeziora Genezaret – mówi ks. Łukasz.
W końcu zapadła decyzja, że „czymś Bożym” na Wiśle będą rejsy ewangelizacyjne, na które zapraszany będzie gość specjalny. Podczas pierwszego, w lipcu ub. roku, gościem nie mógł być nikt inny, jak tylko bp Grzegorz Ryś, który zapoczątkował ewangelizację Krakowa (barka jest jej przedłużeniem), a pomysł od początku wspiera i mu błogosławi.
Płynie z nami Pan
Na rejsy ewangelizacyjne, w sezonie jesienno-zimowym odbywające się na pokładzie barki „Aquarius”, zacumowanej nieopodal Mostu Dębnickiego, a wiosną i latem (gdy kapryśna pogoda pozwala) – na pływającej wzdłuż i wszerz Wisły barce „Nimfa”, co miesiąc zapisuje się komplet (czyli ok. 200 osób) chętnych. Gdy w maju gościem (po raz drugi) był ks. Michał Olszewski SCJ, na rejs zgłosiło się prawie 400 osób. Za każdym razem na barce zjawiają się zarówno stali bywalcy, jak i osoby nowe, które ktoś przyprowadził albo które dopiero co o rejsach się dowiedziały. Przyjeżdżają z całego Krakowa, pobliskich miejscowości, a nawet z Chrzanowa, Sosnowca, Katowic. – Myślałem, że rejsów będzie kilka, bo przecież z czasem emocje opadają, a formuła się wyczerpuje... Pomysł przetrwał jednak próbę czasu, a od wielu osób słyszałem, że to nie jest zwykły rejs, ale doświadczenie bliskości Jezusa i Jego miłości, które coś w życiu zmienia. Wiemy też o dwóch przypadkach uzdrowienia z dolegliwości fizycznych – syna Wiesława Kaima i pewnej starszej kobiety – opowiada ks. Łukasz. – Bóg dotknął ją podczas rejsu w sierpniu ub. roku, gdy gościem po raz pierwszy był ks. Olszewski. Miała problemy z poruszaniem się. W czasie modlitwy oddania życia Jezusowi poczuła niezwykłe ciepło. Od tego momentu jest sprawna, może nawet szybko chodzić.
– Dopóki starczy nam sił, będziemy więc organizować kolejne barki, bo Bóg płynie razem z nami. Duch Święty działa bardzo mocno – przekonuje kapłan, a M. Morawiec dodaje, że oprócz uzdrowień fizycznych podczas rejsów dokonuje się też mnóstwo uzdrowień duchowych. – Za każdym razem zachwyca mnie obfitość Bożej łaski, jaka na nas się wylewa. Dla mnie to było oczywiste, że Jezusa trzeba było w to miejsce zaprosić, a On to zaproszenie przyjął i teraz spaceruje po barkach. Czuję wręcz Jego namacalną obecność. To On, w całym naszym zagmatwanym i pełnym problemów życiu, zaprasza i gromadzi nas na barce, jest gospodarzem spotkań. Oddałam Mu całą sprawę i On to wszystko organizuje, uzdrawia i działa w sercach. Ja jestem tylko narzędziem, sługą niegodną – mówi pani Małgorzata.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się