Trojaczki Wenus, Ziemia i Mars urodziły się identyczne, ale gdy dorosły, każde z nich poszło inną drogą. Na starość znowu się upodobnią. Ale nas – ludzi – już tutaj nie będzie.
Samobójstwo na Wenus
Gdy w 2005 roku w kierunku Wenus mknęła europejska sonda Venus Express, naukowcy byli w euforii. Od wielu lat do siostrzanej względem Ziemi planety nie doleciała żadna sonda. Ta na swoim pokładzie miała siedem podstawowych instrumentów, dzięki którym mogła badać jonosferę planety, atmosferę i powierzchnię. Dzięki przeprowadzonym obserwacjom wiemy, że powierzchnię Wenus mogła kiedyś formować tektonika płyt, podobnie jak dzieje się to ciągle na Ziemi. Być może istniały też na niej oceany. Venus Express zaobserwowała cyklon zwijający chmury w „trąbkę” na jednym z biegunów. Odkryła także, że w atmosferze planety wieją wiatry z prędkością do 400 km/h. No i że planeta obraca się wokół osi coraz wolniej. A to i tak tylko przykłady z wielu, wielu odkryć.
Pod koniec życia sondy (zaczyna jej brakować paliwa) naukowcy zdecydowali się na ostatni manewr. Zaplanowali ostatnie – samobójcze – zadanie. Sonda ma wejść w wysokie partie atmosfery Wenus. Ma tam badać m.in. zderzenie wiatru słonecznego z wenusjańską atmosferą. Zejście na tak niską orbitę oznacza jednak, że Venus Express już się nie podniesie. Spłonie w gęstej atmosferze. Piękne samobójstwo.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się