„Klasztor przedstawiał widok straszny: dachy zniszczone podczas działań wojennych i naruszone zębem czasu były jak sito; mury klasztoru sczerniałe i odarte odstraszały przechodniów” – zanotował kronikarz.
Mur ma 570 m długości i 0,6 m grubości. Od maja pracuje przy nim ekipa budowlańców, która wymienia dachówkę, zbija stary tynk i kładzie nowy. Na razie roboty prowadzone są na odcinku przy ulicach Klasztornej i Targowej. – Renowacja prowadzona jest tylko ze składek wiernych. Nie mamy żadnych dotacji. Niektórzy wsparli nas, przywożąc np. piasek, inni cement, a sami pracownicy zgodzili się robić za mniej, by mieć też swój wkład w to Boże dzieło – mówi gwardian klasztoru br. Jerzy Kiebała.
– Z klasztornych archiwów wynika, że 13 kwietnia 1741 r. Jerzy Ignacy Lubomirski zawarł z architektem Opitzem umowę dotyczącą budowy klasztoru kapucynów w Rozwadowie. Dziesiąty punkt tej umowy dotyczył wzniesienia klasztornego muru. Pierwsza natomiast wzmianka o jego naprawie pojawia się w 1837 r. – wyjaśnia Grażyna Lewandowska, redaktor naczelna gazetki parafialnej „Na szlaku”. Klasztorny mur mógłby posłużyć Fredrze do napisania „Zemsty”, bo bracia zakonni toczyli spory z aptekarzem Stanisławem Czerneckim, w których tle były lipa, szopa i właśnie mur; jedna ze ściętych przez aptekarza lip zwaliła bowiem dach z muru. Sprawa trafiła do sądu. Kolejny raz mury poprawiano w 1905 roku. Podczas I wojny światowej rosyjskie kule uszkodziły zabudowania klasztoru, utkwiły także w murze. Nie lepiej wyglądał on zaraz po następnej światowej zawierusze. Prace, jeżeli pogoda dopisze, zakończą się w połowie sierpnia. Do renowacji pozostanie jeszcze druga połowa klasztornego muru.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się