Nowy numer 39/2023 Archiwum

Święta bieda

Bielice. Dopiero na sądzie ostatecznym zobaczymy, że w nie zawsze ładnie pachnących nieszczęśnikach jednak ukrywał się Chrystus. Czy niektórzy widzą to już dzisiaj?

Wchodzącego do schroniska dla bezdomnych w Bielicach wita zawieszona nad drzwiami pokoju na wprost wejścia tablica z epigramatem Seneki: „Res sacra miser”. Rzucają się w oczy także potężne, dobudowane drewniane podpory stropu trzykondygnacyjnego starego budynku dworskiego. Pod ścianami lub przy stole siedzi kilku mieszkańców, raczej milczących. „Res sacra miser” – ubogi (lub nieszczęśliwy) jest rzeczą świętą. W 5-osobowym pokoju witającym wchodzącego łacińską mądrością mieszka brat Jerzy Adam Marszałkowicz. Powszechnie, z szacunku, z uznania duchowej roli tytułowany księdzem i noszący sutannę. Inicjator pierwszego w Polsce schroniska dla bezdomnych (Wrocław, ul. Lotnicza) i Towarzystwa Przyjaciół im. św. Brata Alberta. Postać legendarna. Ma 83 lata, w Bielicach zamieszkał w roku 1988.

Raz przyszedł taki żebrak

Nie sposób pisać o schronisku, Towarzystwie Przyjaciół czy o bezdomnych, nie zaczynając od brata Jerzego. Do miłosierdzia wychowała go mama. Nigdy nie odmawiała pożywienia licznym żebrakom, którzy ciągnęli kamienistą drogą wiodącą od Krakowa aż do Lwowa przez rodzinne, podtarnowskie Zgłobice. – Raz przyszedł pewien biedak, dostał mleko i chleb. Na drugi dzień okazało się, że wszedł do stodoły koło naszego domu i umarł. To było dla mnie bardzo tragiczne przeżycie – wspomina brat Jerzy. Potem studiował anglistykę, wstąpił do seminarium wrocławskiego, gdzie przyjął niższe święcenia (stąd sutanna). Święceń kapłańskich nie otrzymał, ale pracował w seminarium. Nie zapomniał nauki wyciągniętej z rodzinnego domu, wzmocniła ją lektura życiorysu brata Alberta Chmielowskiego. – Starałem się pomagać tym nędzarzom bezdomnym, którzy przychodzili do seminarium, gdzie ja na furcie pracowałem i byłem bibliotekarzem. Przynosiłem im z kuchni chleb, zupę. Oni trochę zakłócali porządek w seminarium. Jednak ówczesny ojciec duchowny, jeszcze żyjący biskup Józef Pazdur, popierał mnie w tej akcji, umacniał i bronił, chociaż różne przykrości były z tego powodu – wspomina brat Jerzy. Po seminaryjnej furcie miejscem jego misji było wspomniane wrocławskie schronisko – barak na Lotniczej, w którym zamieszkał na krótko przed stanem wojennym. A potem Bielice k. Łambinowic.

Bywały dziwne rzeczy

Zimą 1996 r. w Bielicach schronienie znalazło 300 bezdomnych. To był rekord. Latem 2014 r. mieszka ich 100. – Bywał taki tłok, że ludzie noce spędzali, siedząc na schodach – mówi brat Jerzy. Dlatego potrzeba było wbudować drewniane filary widoczne od wejścia do schroniska – żeby nie zawalił się strop, który mógł nie wytrzymać ciężaru ciasno ułożonych piętrowych łóżek i wszystkich zgromadzonych braci. – Tak, naszych podopiecznych nazywamy braćmi – mówi Edwarda Ważny, kierowniczka schroniska. Nie panuje tu jednak sielska atmosfera powszechnego braterstwa i nikt tego nie ukrywa. – Bywały dziwne rzeczy w schroniskach. Jeden się powiesił na sośnie, z tym, że gałąź się złamała i on spadł. A teraz jest przykładnym podopiecznym. On był szalony, bił się, komuś oczy chciał wydłubać. Jednak niektórzy się zmieniają, co jest budujące. Chociaż też wiele jest zawodów i to również jest prawda – mówi brat Jerzy. – Jest problem z alkoholem. Regulamin zabrania, ale jak zimą wyrzucić osobę na wózku inwalidzkim na mróz? Trudno to ogarnąć. Mogą spotykać się raz w tygodniu z grupą AA, namawiamy do podjęcia leczenia odwykowego. Rocznie podejmuje się go około 5 osób – informuje Urszula Chudobowicz z biura bielickiego koła Towarzystwa. Dawniej za alkohol wyrzucano na miesiąc, dwa, trzy. Jednak ostatnio jeden z braci dostał całkowity zakaz powrotu. – Bo co wrócił, to pił. Ale teraz można wyrzucić, bo jest w Polsce dużo schronisk i noclegowni, a na początku tu było jedyne – mówi brat Jerzy. Teresa Rojek, prezes koła Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta w Bielicach, które 18 czerwca obchodziło 25-lecie działalności, wylicza, że przez ćwierć wieku przewinęło się przez schronisko 5820 osób. Ostatnio rocznie przyjmowanych jest około 500. – Staraliśmy się zawsze każdemu głodnemu dać jeść, bezdomnemu miejsce, a nagiemu odzież. Jak nie można było dużo, to mało – pointuje słowami św. Brata Alberta pani prezes.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast