GN 40/2023 Otwarte Archiwum

Rozwiązana pętla

O tym, dlaczego były więzień, alkoholik i bezdomny opowiada na lewo i prawo, że Bóg jest wielki, z Henrykiem Krzoskiem

Marcin Jakimowicz: W podstawówce nauczyciel matematyki rzucił: „Krzosek, z ciebie już nic nie będzie”. Naprawdę takie słowa rzutują na całe życie i skutecznie podcinają skrzydła?

Henryk Krzosek: To jedyne nazwisko nauczyciela z podstawówki, które pamiętam do dziś. Oj, zabolało mnie to i zraniło tak mocno, że nie poszedłem więcej do szkoły. Moja mama nie mogła nad tym zapanować, bo harowała od rana do wieczora. Ojciec pił. Pamiętam, że te słowa zabrzmiały o wiele mocniej: „Krzosek, z ciebie już nigdy nic nie będzie”. Nigdy!

Wracały, gdy leżał Pan na pryczy w więzieniu albo starał się znaleźć nocleg na śmietnikach Hamburga?

Wracały. Taką mamy naturę: pamiętamy rzeczy, które nas głęboko ranią. I nawet jeśli wydaje nam się, że zapomnieliśmy, to w pewnym momencie wychodzą na wierzch. Od chwili gdy usłyszałem: „nic z ciebie nie będzie”, zacząłem udowadniać wszystkim wokoło, że to prawda. Staczałem się niezwykle szybko. Siedem lat spędziłem w więzieniach. Chciałem być kimś, walczyłem: w czasie pierwszego wyroku skończyłem podstawówkę. Dostałem drugi wyrok (pięć lat) i chciałem skończyć szkołę zawodową. Mocno się przykładałem. Naprawdę nie chciałem być przestępcą. Szukałem szczęścia. Na zakończenie z matematyki miałem piątkę…

Opowiada Pan dziś, że Boga spotyka się na poziomie słabości. Jak ma Go spotkać więzień, który za Chiny nie pokaże cienia słabości i zakłada dziesięć tysięcy masek twardziela i luzaka?

W więzieniu miałem dwie osobowości: twardziela, zbuntowanego, grypsującego, w opozycji do regulaminu, prawa, personelu. A z drugiej strony byłem człowiekiem, który chciał szukać szczęścia i żyć normalnie.

Co by się stało, gdyby Pan zapomniał o tatuażu: „Urodziłem się po to, by stworzyć piekło na ziemi” i odsłonił prawdziwą twarz?

Zostałbym zniszczony. Nie miałbym życia. Wyeliminowano by mnie z kręgu grypsujących, z elity.

A gdyby ktoś wpadł do celi i zaczął opowiadać takie historie jak Pan dzisiaj: „Bóg kocha, jest mocny, przytula”?

Nie mam pojęcia. Pewnie odrzuciłbym te bajeczki. Ale kto wie? Mówiłem niedawno świadectwo w więzieniu w Stargardzie Szczecińskim. Dyrektor zapytał: „O czym pan będzie im mówił?”. „O miłości” – odpowiedziałem. „Oj, to trudne…”. „Tak, trudne, bo tu nikt nigdy nie wymawia tego słowa” – odparłem. Opowiadałem o Bożej miłości. I co? Żadnej ironii, szyderstw. Cisza jak makiem zasiał. Wszyscy mnie słuchali. Widziałem, że niektórzy wychylali się do przodu, by koledzy ich nie widzieli, a z ich oczu płynęły łzy. Twardziele płakali! Powiedziałem, że byłem grypsującym w Nowogardzie, miałem ksywę „Kurczak”. Jeden z więźniów pamiętał mnie z tamtych lat. Na zakończenie rzucił: „Heniek, ale trzymasz zasady?”. (śmiech)

Połowa Pana historii to udawanie twardziela. Czy te maski nie rujnują nam życia? Okazanie miłości swojej dziewczynie, Joli – obciach, przyznanie się do cierpienia, wątpliwości – obciach…

Bałem się, że gdy koledzy zobaczą, że jestem uległy żonie, nie będę miał życia. Więc udawałem, starałem się grać. Raniłem osobę, którą bardzo kochałem, bo bałem się publicznie okazać jej uczucia… Błędne koło…

« 1 2 3 4 5 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast