Nowy numer 39/2023 Archiwum

Tęczowi realiści

Lewica „nie chce umierać za Krym”, tak jak przed wojną „nie chciała umierać za Gdańsk”.

Brutalne wykorzystanie przewagi militarnej, obsesja na punkcie utrzymania statusu supermocarstwa, bezprawne zagarnięcie cudzego terytorium. Mało? Idźmy dalej: absolutyzowanie idei wspólnej krwi i jedności narodowej, bezwolny parlament akceptujący wojnę, szowinistyczne wiece z militarystycznym sztafażem – wszystkie te elementy tradycyjnie wzbudzały oburzenie zachodniej lewicy. Tyle że to oburzenie było kierowane tylko wobec USA. W latach komunizmu Polacy szydzili z pacyfistów, od Bonn po Rzym pikietujących ambasady Stanów Zjednoczonych w czasach wojny wietnamskiej czy inwazji na Irak i zaskakująco biernych, gdy rosyjskie czołgi najeżdżały Czechosłowację, czy – już za Władimira Putina – parły na gruzińskie Tbilisi.

Optymiści po rozwiązaniu ZSRR głosili, że nowa Rosja utraci poparcie zachodnich postępowców z racji porzucenia haseł socjalizmu. Ogłaszano, że jako „normalne” państwo nie będzie już tak kochana przez epigonów marksizmu. Nie były to do końca trafne prognozy. Na Krymie proukraińskie demonstracje rozpędzają kozacy z nahajkami w ręku – wydawałoby się wcielenie ducha czarnej sotni. A jednak lewica na całym świecie nie pikietuje jakoś rosyjskich ambasad. Rosyjskich dyplomatów anarchistyczni happenerzy nie obrzucają tortami. Niemiecka SPD jest zwolennikiem miękkiej linii w stosunku do agresji Rosji, a i tak jest przelicytowywana przez jawnie już proputinowską partię post-enerdowskiej lewicy Die Linke. Ktoś może powiedzieć: co innego odległe od Rosji Niemcy, a co innego Polska. Tu nawet lewica powinna czuć, czym pachnie retoryka Kremla. Owszem, Leszek Miller formalnie przyłączył się do wspólnego stanowiska polskich partii broniących Ukrainy, ale już poseł SLD Adam Kępiński, gdy odwiedził Krym jako obserwator tamtejszej farsy wyborczej, nie dopatrzył się „żadnego zastraszania”. Tym, którzy twierdzą, że filoputinizm nie może dziwić w wypadku SLD, której lider ma za sobą aferę dotyczącą „moskiewskiej pożyczki” z początku lat 90. XX wieku, można wskazać komentarze polskiej „nowej lewicy”. Prezydent Rosji znajduje tu zaskakująco sporo zrozumienia.

Potworne zbrojenia?

Zjednoczenie Polaków wokół idei solidarności z Ukrainą trwało dokładnie 11 dni, od pamiętnej soboty, gdy Rada Federacji Rosji przyznała prezydentowi tego kraju prawo do zagranicznej interwencji. Już 12 marca na łamach „Gazety Wyborczej” swoje rozdrażnienie polskim consensusem zademonstrowała Magdalena Środa. Skrytykowała ona „media i polityków” za to, że „nic nie wydaje się im ważniejsze niż nakręcanie atmosfery strachu, gotowości do walki, bohaterstwa i przyzwolenia dla wydatków na potworne, bezsensowne zbrojenia”. Od atmosfery troski o bezpieczeństwo Polski zdystansowała się też Kinga Dunin, publicystka „Krytyki Politycznej”. W artykule „Umrzeć – ale po co?” wezwała Polaków, aby w razie ataku Rosjan na nasz kraj nie stawiali oporu. I podkreśliła, z wyraźnie mściwą satysfakcją: „Polska jest za słaba, by być ważnym aktorem wydarzeń”.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast