Kochał ją jak matkę, uczył takiej miłości. Pod krzyżem w 1979 roku wołał, że nie można zrozumieć Polski bez Chrystusa. Cierpiał z powodu rozłąki, stanu wojennego, ale i rodaków...
Nigdy nie wstydził się tej miłości. Wyznawał ją wielokrotnie podczas kolejnych pielgrzymek do ojczyzny. "Chciałbym, abyście pamiętali, iż myślą i sercem jestem przy was i sprawy mojej ojczyzny niezmiennie traktuję jako swoje własne. Wasze radości są mymi radościami, a wasze niepokoje – mymi niepokojami” (Skoczów 1995) – to jedno z wielu tych wyznań. Jak każda miłość, także ta miała swoją cenę, miała swój krzyż. "Nie pragniemy takiej Polski, która by nas nic nie kosztowała” – mówił w 1983 roku na Jasnej Górze. Walczył o wolność dla Polski, mówiąc do nas, ale także i za nas. Boleśnie przeżył wojnę, którą wypowiedział narodowi gen. Wojciech Jaruzelski. Jak powiedział kiedyś kard. Glemp, gdyby Sowieci wkroczyli do Polski, Jan Paweł II "był gotowy na wszystko, nawet na to, by zostawić stery Kościoła i stanąć w obronie własnego kraju”. Gdy odzyskaliśmy wolność, uczył, jak z niej mądrze korzystać. Przejmujące było papieskie wołanie w Kielcach, gdy wzywał do odnowienia życia małżeństw i rodzin, do poszanowania życia poczętego. Mówił gniewnie, jak zatroskany i cierpiący ojciec: "Może dlatego mówię tak, jak mówię, ponieważ to jest moja matka, ta ziemia! To jest moja matka, ta ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować”. Słowa nadal aktualne. Do bólu.
Rewolucja pod krzyżem
Decyzja konklawe z 16 października 1978 roku oznaczała dla kard. Karola Wojtyły rozstanie z Polską na zawsze. W liście przekazanym polskim biskupom Jan Paweł II napisał, że "trudno myśleć i mówić” o opuszczeniu ojczyzny "bez najgłębszego wzruszenia. Zda się, że nie wystarczy serca ludzkiego – a w szczególności serca polskiego – ażeby wzruszenie to ogarnąć”. Pierwsza wizyta w Polsce w 1979 roku była dla niego wydarzeniem niezwykle radosnym, ale jednocześnie czuł ciężar odpowiedzialności za każde słowo. Emocje Polaków sięgały zenitu, komuniści przeczuwali już kres swojego panowania. Papież wiedział, że tę wyzwoloną w ludziach duchowo-moralną energię musi tak skierować, by nie doprowadzić do gwałtownych wystąpień przeciwko reżimowi. A zarazem chciał, by jego naród powstał z kolan, by nabrał nowego poczucia godności, wolności i siły.
Eucharystia z 2 czerwca 1979 roku, sprawowana pod wielkim krzyżem na placu Zwycięstwa, stała się jednym z symboli tego pontyfikatu, była jednym z punktów zwrotnych w historii Polski. "Tu, na tej ziemi… trzeba stanąć, aby odczytać świadectwo Jego krzyża i Jego zmartwychwstania”. Krzyż, pod którym przemawiał papież, był dopełnieniem jego słów. Był znakiem, że zło zwycięża się tylko dobrem, nienawiść miłością i przebaczeniem. Wielkie historyczne starcie, które doprowadziło do przemian w roku 1989, dokonało się pod krzyżem Chrystusa. Jan Paweł II nigdy nie wzywał wprost do obalenia komunizmu. Głosił Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. Głosem pełnym nieziemskiej mocy mówił w Warszawie, że Chrystus jest kluczem do człowieka, także do historii naszego narodu. "Nie sposób zrozumieć tego narodu, który miał przeszłość tak wspaniałą, ale zarazem tak straszliwie trudną – bez Chrystusa”. A na zakończenie homilii wypowiedział modlitwę, która dała początek lawinie: "Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój! I odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi! Amen”. Oglądałem jako nastolatek transmisję w telewizji, nagrywałem kazanie na grundigu, ówczesnym cudzie techniki. Brzmi mi w uszach ten przejmujący tembr głosu Wojtyły. Kazanie przerywał śpiew "My chcemy Boga”. Dobrze się stało, że pomnik na palcu Piłsudskiego, upamiętniający tamtą chwilę, ma kształt krzyża. Homilia w Krakowie była zwieńczeniem tej katechezy budzącej Polaków ze snu. Jan Paweł powtarzał: "Musicie być mocni”. "Mocni mocą miłości, która jest potężniejsza niż śmierć, jak to objawił św. Stanisław i bł. Maksymilian Maria Kolbe”. Czyli mocni miłością płynącą z krzyża.
Jeden drugiego brzemiona noście
Jan Paweł II lubił święta Bożego Narodzenia, ale te w 1981 roku należały do najsmutniejszych. Po ogłoszeniu stanu wojennego i po pierwszych ofiarach na kopalni "Wujek” papież napisał list do gen. Jaruzelskiego z „usilną prośbą i zarazem gorącym wezwaniem zaprzestania działań, które przynoszą ze sobą rozlew polskiej krwi”. W czerwcu 1983 roku papież przyjechał do Polski zduszonej i upokorzonej. Podczas pierwszej Mszy św. w katedrze warszawskiej jasno wyraził swoje intencje: "Wraz z wszystkimi moimi rodakami – zwłaszcza z tymi, którzy najboleśniej czują cierpki smak zawodu, upokorzenia, cierpienia, pozbawienia wolności, krzywdy, podeptanej godności człowieka – staję pod krzyżem Chrystusa”. Pielgrzymka odbywała się w Roku Jubileuszowym Odkupienia – 1950 lat od śmierci Chrystusa. Jan Paweł II w tym bardzo trudnym momencie cały czas konsekwentnie wskazywał na krzyż. Wzywał Polaków do zwyciężania zła dobrem, do przebaczenia i pojednania. "Przebaczenie nie jest słabością. Przebaczać nie oznacza rezygnować z prawdy i sprawiedliwości. Oznacza: zmierzać do prawdy i sprawiedliwości drogą Ewangelii”. Papież podniósł na duchu naród po raz kolejny zmiażdżony, aby nie ustawał na drodze do wolności. W 1987 roku trzecia pielgrzymka papieża przygotowała grunt pod wydarzenia 1989 roku. Podczas Mszy św. w Gdańsku ołtarz papieski miał kształt gigantycznego okrętu. Papież przemawiał z mostka kapitańskiego. Słowo "solidarność” miało wtedy niezwykłą moc. Było symbolem walki narodu z komunistyczną opresją. Papież unikał jak zawsze bezpośrednich aluzji politycznych. Zaproponował Polakom teologię solidarności, głębsze rozumienie tego słowa. Oświetlił je mądrością krzyża. Mówił: "»Jeden drugiego brzemiona noście« – to zwięzłe zdanie apostoła jest inspiracją dla międzyludzkiej i społecznej solidarności. Solidarność - to znaczy: jeden i drugi, a skoro brzemię, to brzemię niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. Jedni przeciw drugim. I nigdy »brzemię« dźwigane przez człowieka samotnie. Bez pomocy drugich. Nie może być walka silniejsza od solidarności. Nie może być program walki ponad programem solidarności. Inaczej - rosną zbyt ciężkie brzemiona. I rozkład tych brzemion narasta w sposób nieproporcjonalny”. Papież podziękował robotnikom, że w 1980 podjęli "szlachetną walkę”. I przypomniał fakt, o którym dziś wielu zapomniało, a mianowicie:, "że istnieje więź pomiędzy światem pracy a krzyżem Chrystusa, że istnieje więź pomiędzy pracą ludzką a Mszą świętą: Ofiarą Chrystusa”. Zdziwienie, ale także podziw i szacunek budził widok robotników polskich spowiadających się i przystępujących do Komunii św. na terenie zakładu pracy. Różni się dziwili. A może nie tylko... może równocześnie odkrywali. Wpływ Jana Pawła II i Kościoła na rewolucję roku 1989 jest bezdyskusyjny. Jej sednem jest teologia wyzwolenia oparta na Chrystusowym krzyżu. Sam papież pisał, że układ jałtański został przezwyciężony "wysiłkiem ludzi, którzy nie uciekali się do przemocy, zaś odmawiając konsekwentnie ustąpienia przed potęgą siły, zawsze umieli znaleźć skuteczne formy świadczenia o prawdzie. Taka postawa rozbroiła przeciwnika…”. Ta zwycięska walka "w pewnym sensie zrodziła się z modlitwy i z pewnością byłaby nie do pomyślenia bez nieograniczonego zaufania Bogu, który jest Panem historii i sam kształtuje serce człowieka. Łącząc własne cierpienia za prawdę i za wolność z cierpieniem Chrystusa na krzyżu, człowiek może dokonać cudu pokoju i uczy się dostrzegać wąską nieraz ścieżkę pomiędzy małodusznością, która ulega złu, a przemocą, która chce je zwalczać, a w rzeczywistości je pomnaża” (encyklika "Centesimus annus"). Kto nie dostrzega tego wymiaru tamtych wydarzeń, ten najgłośniej dziś krzyczy dokładnie tak samo jak wtedy komuniści, że z życia publicznego trzeba usunąć religię, a zwłaszcza katolicyzm. Wtedy domagano się uciszenia Kościoła w imię raju komunistycznego, teraz w imię utopii raju zbudowanego na liberalizmie.
Wyższy poziom walki o wolność
Zrzucenie jarzma sowieckiej niewoli i komunistycznej utopii było początkiem drogi do budowania wolnego społeczeństwa. Jan Paweł II rozumiał znacznie przenikliwiej niż wielu z nas wtedy, że rok 1989 oznaczał dla Polaków promocję do wyższej klasy, znacznie trudniejszej. Walka o wolność od zewnętrznej opresji jest w sensie moralnym czymś prostszym niż walka o mądre urządzenie odzyskanej wolności. W encyklice "Centesimus annus" z 1991 roku papież wskazywał, że do rozwoju społeczeństwa nie wystarczy sama demokracja i wolny rynek. Te dwa mechanizmy społeczne do swojego dobrego funkcjonowania potrzebują ludzi kierujących się etyką zbudowaną na obiektywnym ładzie etycznym. Sama wolność to za mało. Potrzebni są ludzie, którzy potrafią tę wolność w sposób szlachetny przeżywać jako szansę na czynienie dobra, a nie tylko jako platformę do zaspokajania swoich egoistycznych celów. Wolność, aby służyła człowiekowi, musi być oparta na uniwersalnych ludzkich wartościach, na prawdzie o człowieku.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się