Film Glińskiego „Kamienie na szaniec” nie jest dokumentem ani wierną w każdym szczególe ekranizacją książki Aleksandra Kamińskiego. Jednak jak najbardziej oddaje jej ducha.
Nie szarga świętości ani nie ściąga bohaterów z pomnika. Raczej na jego podstawie stawia bohaterów z krwi i kości. Od napisania książki minęło 70 lat. W tym czasie pojawiało się mnóstwo opracowań, relacji, dokumentów i spisanych wspomnień uczestników opisywanych w niej wydarzeń. Trudno ich nie uwzględnić, realizując film przeznaczony dla współczesnego widza. Gliński nie przeinacza faktów. Dokonuje wyboru, koncentrując się na postaciach Zośki i Rudego w przejmującej interpretacji Marcela Sabata i Tomasza Ziętka. Film pomija przedwojenną część opowieści Kamińskiego i rozpoczyna się od kapitalnej sceny w kinie, kiedy jesteśmy świadkami jednej z akcji małego sabotażu. Później następują kolejne w brawurowym wykonaniu Zośki, Rudego i ich kolegów. Wkrótce staną się, o czym marzyli od dawna, członkami Grup Szturmowych Kierownictwa Dywersji AK i będą brać udział w akcjach z bronią w ręku. Przygotowania do odbicia storturowanego Rudego i sama akcja pod Arsenałem zostały nakręcone brawurowo. To kawał znakomitego kina, w którym dynamiczny, perfekcyjny montaż i doskonałe zdjęcia sprawiają, że w widzu budzą się emocje, jakich rzadko doświadczamy na sali kinowej. Udziela się nam rozczarowanie i zniecierpliwienie związane z odwołaniem pierwszego terminu akcji, niepokój i napięcie, jaki odczuwają, czekając pod bronią na zgodę na jej wykonanie, i ulga, jaką przynosi wydany w ostatniej chwili rozkaz „trzaskać”. Ogromne wrażenie robią sekwencje walki z Niemcami na ulicach Warszawy. Kamera wychwytuje każdy szczegół, który wydaje się nawet mało znaczący, ale z tego pozornego chaosu wyłania się drogo okupione krwią zwycięstwo. Tym większe, że jego autorami nie są, jak to bywa w dzisiejszym kinie, długo szkoleni członkowie oddziałów specjalnych, ale młodzi, zdeterminowani chłopcy, których beztroską młodość przerwała wojna. Przeszli wojskowe szkolenie, ale takie, jakie było możliwe w okupacyjnych warunkach. Bohaterowie filmu nie są bezmyślnymi maszynami do zabijania.
Gliński, idąc za Kamińskim, przedstawia wątpliwości i dylematy moralne, jakie przeżywali w związku z koniecznością walki zbrojnej i zabijania. I cenę, jaką za to trzeba zapłacić. Uwidacznia się to szczególnie w postawie Zośki, który po śmierci przyjaciół przeżywa depresję. Chociaż akurat tu reżyser poszedł za daleko, bo scena jego śmierci jest niewiarygodna. Zośka miał wątpliwości, ale pacyfistą nie był. Wydaje się, że film wiele by nie stracił, gdyby pominięto w nim wątek związków męsko-damskich, chociaż wbrew temu, co można było gdzieniegdzie przeczytać, nie ma tu „śmiałych scen erotycznych”. Film Glińskiego jest przede wszystkim filmem o przyjaźni i wierności ideałom. Młodzi bohaterowie udowadniają swój patriotyzm nie pięknie brzmiącymi z trybun komunałami, lecz w działaniu. I płacą za to życiem.
Kamienie na szaniec, reż. Robert Gliński, wyk.: Tomasz Ziętek (Rudy), Marcel Sabat (Zośka), Kamil Szeptycki (Alek), Polska, 2014
Dziennikarz działu „Kultura”
W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.
Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się