Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Chemiczna czkawka

Amerykanie nie chcą wcale „ukarać” Asada za rzekome użycie przez niego broni chemicznej. Oni jadą na wojnę, by leczyć własne wyrzuty sumienia.

Wszyscy wprawdzie silą się na poważne analizy i rozważają, czy USA mają prawo „karać”, czy nie mają takiego prawa wobec rządu w Syrii. Nieliczni tylko pytają, czy jest możliwe – a jest – że broni chemicznej użyli jednak rebelianci, na których składają się islamscy terroryści. Poważne analizy wymagają też przedstawienia możliwych scenariuszy rozwoju wypadków itd. itp. mądrzenie się.

A tymczasem zamiast kawiorowych rozważań i mądrych min analityków, wystarczy przypomnieć parę faktów z bogatego CV amerykańskich „misji” wojskowych. Przede wszystkim z Iraku – państwa, które popadło w ruinę na skutek agresji Stanów Zjednoczonych.

W takim razie zapytajmy:

- czy Amerykanie pamiętają, w jaki sposób wygrali z tzw. rebeliantami w irackiej Faludży w 2004 roku? Czy pamiętają zwęglone do kości ciała (kule tak nie zabijają) – nie tylko „rebeliantów”, ale także cywilów, w tym kobiet i dzieci?

- czy Biały Dom pamięta, jak w panice amerykańska propaganda próbowała niezgrabnie tłumaczyć się, gdy media ujawniły zeznania żołnierzy, potwierdzających, że dostali rozkaz użycia białego fosforu? Że owszem, ale nie użyto go przeciwko ludziom (a przeciwko komu, czemu – muchom? komarom?)

- czy tak wrażliwi na tragedię Syryjczyków Amerykanie pamiętają, że w końcu oficjalnie przyznali się do użycia fosforu w Faludży, „ale tylko przeciwko rebeliantom”?

- czy Waszyngton pamięta czasy jeszcze odleglejsze, gdy Saddam Husajn był cacy, bo walczył z Iranem ajatollahów i gdy ten sam Saddam używał w tej wojnie broni chemicznej, a także gdy użył jej przeciwko Kurdom, przy cichej akceptacji USA?

- czy Amerykanie pamiętają, kto w Wietnamie użył śmiercionośnego Orange Agent (miałem o to nie pytać, bo to oni akurat dobrze pamiętają, poza tym Sowieci wykorzystywali to propagandowo), który miał tylko niszczyć roślinność na górskim szlaku Ho Chi Minha, którym komuniści z północy dostarczali broń na południe, a w rzeczywistości tysiące ludzi uczynił kalekami na całe życie – spotkałem taką rodzinę w Hanoi, zresztą bardzo pobożnych katolików…

- czy wreszcie zwykli Amerykanie pamiętają, jak administracja Białego Domu zrobiła ich w konia (wybacz, koniu), łżąc przed kamerami, że jadą do Iraku… szukać broni chemicznej, którą Saddam całą zużył już lata wcześniej przy milczeniu Waszyngtonu?

Pytań można stawiać jeszcze więcej. Te jednak wystarczą, by słuchać z zimną rezerwą wszystkich zapewnień Obamy i jego klakierów, że oto jadą „ukarać” prezydenta Syrii. Pomijam absurd wydawania wyroku przed uzyskaniem pewności, kto broni użył. Ja niezależnie od tego, jak było tym razem, nie wierzę w ani jedno słowo wypowiedziane przez członków amerykańskiej administracji. Nie ma żadnych powodów, by wierzyć. Ci panowie jadą na wojnę leczyć swoje narodowe wyrzutu sumienia. Tyle, że robią to najczęściej w sposób, który wyrzuty sumienia tylko kumuluje.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny