Kilka lat temu miałam pierwszą operację bioder. Czułam się po niej tak fatalnie, że aż zastanawiałam się, czy to rzeczywiście miało sens.
Byłam tak słaba, że podczas rozmowy telefonicznej z koleżanką... zemdlałam. A nauka chodzenia - tragedia! Kiedy rehabilitant przychodził, brałam kule i... nie byłam w stanie zrobić kilku kroków od mojego łóżka do drzwi. Tymczasem aby wyjść ze szpitala, trzeba było pokonać kilka schodów w holu. Wydawało mi się, że to się nigdy tam nie dojdę.
Minęło kilka dni. Któregoś popołudnia na naszą salę przyszedł ksiądz z Najświętszym Sakramentem. Kiedy przyjęłam Pana Jezusa, poczułam radość - i to nie tylko dlatego, że wreszcie mogłam Go przyjąć. Pojawiło się we mnie przekonanie, że coś się stanie - chociaż nie wiedziałam, co.
Następnego dnia, kiedy przyszedł rehabilitant, wzięłam kule i ruszyłam. Do drzwi. A potem przez cały korytarz. Rehabilitant nie wiedział, co się dzieje. A ja wiedziałam... przecież przyjęłam Ciało Chrystusa. Nie spodziewałam się tylko, że efekt będzie aż taki :) Jezus żyje!
Renia
«
‹
1
›
»