Nowy numer 38/2023 Archiwum

Raz na wozie, raz pod wozem

Muszę przyznać, że trzy lata temu, zaraz po katastrofie smoleńskiej, dałem się ponieść emocjom. A emocje, jak wiadomo, są złym doradcą.

Naiwnie wierzyłem, że tragiczne zdarzenie będzie jakimś krokiem w stronę poprawy stosunków polsko-rosyjskich i narodowego pojednania. Zamiast tego mamy fatalne relacje ze wschodnim sąsiadem oraz rów, który na długie lata podzielił polskie społeczeństwo. Władze na Kremlu, może poza pierwszym momentem, nie wahają się lekceważyć polskiego państwa, doprowadzając je do upokorzenia. Wystarczyłaby odrobina dobrej woli ze strony Rosji, by wrak samolotu już dawno znalazł się w Polsce. A przecież jest on tylko symbolem bezsilności państwa.

Przykłady można mnożyć w nieskończoność. W wywiadzie dla „Gościa” sprzed prawie dwóch lat prezydent RP zapewniał:  „w miejscu katastrofy – w wyniku mego porozumienia z prezydentem Miedwiediewem – stanie pomnik trwale upamiętniający dramat katastrofy”. Może kiedyś stanie, ale na razie najwyższe władze, a my wraz z nimi, jesteśmy wodzeni za nos. Formalnie Rosja może zasłaniać się procedurami prawnymi, ale gdyby nie zależało jej na nieustannym drażnieniu naszego państwa, po trzech latach wszystkie dowody rzeczowe mogłyby być już w Polsce. Inną sprawą jest to, że nasze władze ani razu w stanowczy sposób nie domagały się rozwiązania trudnego problemu. Nie podjęły żadnej zaplanowanej i skoordynowanej akcji w obronie polskich interesów.

Piszę o tych bolesnych sprawach nie tylko dlatego, że zardzewiały i rozkradziony wrak samolotu jest dla mnie osobistym upokorzeniem. Ten nierozwiązany problem ma i długo jeszcze będzie miał ogromnie negatywny wpływ na życie każdej przeciętnej rodziny. Tak, nie pomyliłem się. Od tzw. wielkiej polityki zależy dobrobyt każdego obywatela. Jeżeli państwo nie ma siły albo też odwagi, by zadbać o swoje interesy w tak oczywistej i jaskrawo widocznej sprawie jak katastrofa smoleńska, to tym bardziej zostawi obywateli w sytuacjach banalnych. Jeżeli ktoś uważa, że jego chata z kraja, i z tzw. kłótniami polityków, którzy stawiają pytania, nie chce mieć nic wspólnego, jest w dużym błędzie.

Dobrze, że chociaż w innej ważnej sprawie prezydent – jak się zdaje – stanął na wysokości zadania. Jak ujawnił w rozmowie z „Gościem” (ss. 22–24) prezydencki minister Krzysztof Łaszkiewicz, w kancelarii głowy państwa przygotowywane są propozycje prawne dotyczące związków partnerskich. Nie ma w nich mowy o możliwości stworzenia nowej instytucji, podobnej do małżeństwa, ale złożonej z osób tej samej płci. Minister przytomnie zauważył, że jeżeli ktoś chce mieć prawa przysługujące małżeństwom, może wziąć ślub, a jeśli woli być w związku nieformalnym, to jego wybór. Trzeba przyznać, że zarówno jasna deklaracja prezydenta, jak i proponowane rozwiązania prawne poważnie utrudniają zabiegi wszelkiej maści postępowców.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zobacz także

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast