Nowy numer 18/2024 Archiwum

„Kremówki” papieża Franciszka

Radość z wyboru nowego papieża nie powinna przysłaniać nam najważniejszego.

Cieszę się. Cieszę się jak wszyscy. Bo trudno - patrząc na postać papieża Franciszka, po prostu się nie uśmiechać. Po chwili lęku, opuszczenia, zawieszenia, przyszedł czas radości i pewności, że Kościół jest w dobrych rękach. Papież Franciszek - jego sposób bycia, mówienia, bliskość jakiej niemalże (chociaż poprzez ekran telewizora) doświadczamy, spowodowała ogólnoświatową… franciszkomanię. To naturalne. A jednak… uważajmy.

Najpierw „znaki” - czyli chociażby chmura zwana po prostu… cirrusem. Chmurę ktoś sfotografował nie wiadomo gdzie i kiedy. Ale obiegła Internet jako niewątpliwa… wróżba (sic!). Bo kształtem podobno przypominała anioła. Potem mewa. Mew w Rzymie dostatek. Siadają na dachach i kominach. Czy aby na pewno są „prorockie”? Może kogoś urażę. Ale dla mnie roztrząsanie publiczne czy mewa jest „znakiem”, zakrawa na formę… bałwochwalstwa. 

A potem rozpoczął się medialny wyścig na papieskie „niekonwencjonalne zachowania”. Buty papieża. Nie tradycyjnie czerwone lecz czarne i… stare. Fotografia obiegła niemal wszystkie media i portale społecznościowe. Papież w autobusie. Wyjątkowe wydarzenie, prawda. Papież głaszczący psa przewodnika (notabene: tego robić nie wolno). Papież (podobno, bo nikt tego nie widział - świadków nie było) strofujący kurialistę za propozycję założenia pelerynki zaraz po wyborze. I wszyscy się cieszą, że taki krewki papież i poradził sobie z kurialną opresją. I wiele innych „kwiatków” papieża Franciszka, które to… kwitną niezależnie od jego samego. A moim zdaniem, nawet nieco wbrew skromnemu papieżowi. Który po prostu jest sobą i musimy nauczyć się szanować to z radością, ale i ze spokojem, bez wywoływania wrażenia taniej (!) sensacji.

Przypomina się jakoś nieodparcie scena z Wadowic, gdy Jan Paweł II wspominał swoje dzieciństwo. I słynne kremówki. Słodko się wszystkim zrobiło, dobrze, ciepło i ludzko. Mówiło się o tych kremówkach, cieszyło nimi. I gadało tylko o nich prawie. W efekcie sporo prawdy było w późniejszej krytyce nas wszystkich, wiernych: że zamiast słuchać faktycznych treści papieskiego nauczania, skupialiśmy się na wadowickich ciastkach. Przypuszczalnie zresztą, gdyby pontyfikat Jana Pawła II przypadł na czasy współczesne: wszechobecności mediów, Internetu, portali społecznościowych, od papieskich „kremówek” - czyli niekonwencjonalnych zachowań czy wypowiedzi - zrobiłoby się aż za słodko. Codziennie mielibyśmy inny „news” w postaci zdjęcia, powiedzonka czy zwykłej plotki na temat papieża.

Cieszmy się z papieża Franciszka. Bo jest się z kogo cieszyć. Ale zamiast skupiać się wyłącznie na „konsumpcji” nowych, papieskich „kremówek” - a będzie ich zapewne wiele - skupmy się na słowie. Moim skromnym zdaniem, słowa papieża, wypowiedziane przez pierwszych kilka dni pontyfikatu, są stokroć ważniejsze niż mewy, buty, pelerynki i inne, nawet najsłodsze, „kremówki”.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej