Zginął tak, jak żył

Ci, którzy znali ks. Mariusza Graszka, najczęściej opisują go jednym słowem: skromny. I dodają, że prowadził ich do Boga.

W Boliwii, niedaleko miasta Oruro, w którym niedawno stanął gigantyczny posąg Matki Bożej, rozpędzony autobus uderzył w grupkę ludzi naprawiających auto. W wyniku tego wypadku, który miał miejsce 8 lutego, śmierć poniosło sześć osób. Wśród nich był ks. Mariusz Graszk, 36-letni polski misjonarz, który po otrzymaniu od sióstr elżbietanek informacji o awarii ich samochodu, pospieszył im z pomocą. Towarzyszyli mu czterej boliwijscy żołnierze, których był kapelanem, i postulant bonifratrów. – Zginął, tak jak żył: pomagając innym – komentuje ks. Krzysztof Seroka z parafii św. Kazimierza w Giżycku, znajomy księdza Mariusza.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Szymon Babuchowski