Bo, rozumie pan, u nas nie można zmienić ani kreseczki! – słyszę w Gabowych Grądach. Czy staroobrzędowcy są skazani na pożarcie przez cywilizację chipsów i iPodów?
Poczuli się oszukani. – To miał być patriarcha? To antychryst! – załamuje ręce Zinajda Leonow. – Jak można męczyć swoich ludzi? Opowiada o reformie patriarchy Nikona, tak jakby dokonała się nie w latach 1652–1656, ale dwa, trzy miesiące temu. Wciąż boli, uwiera, drażni. Nikon zmienił księgi liturgiczne i nakazał prawosławnym wiernym żegnać się trzema, a nie, jak dotąd, dwoma palcami. Zamiast Исусъ (Isus) kazał pisać Іисусъ (Iisus). Zamiast: „I w Ducha Świętego, Pana prawdziwego i Ożywiciela” kazał modlić się w Credo: „I w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela”. Z ośmioramiennego krzyża zdjął poprzeczniki, zostawiając jedynie sześć. Dla współczesnego człowieka, bezradnego wobec symboli zachodniego świata, to jedynie kosmetyczne poprawki. Starowierom zawalił się świat. Reforma była dla nich niedopuszczalnym świętokradztwem, ingerencją w najświętszą materię. Sprzeciwili się. W 1667 r. Sobór Moskiewski uznał stare obrzędy za herezję. Nikon wyklął raskolników „wraz z Judaszem – zdrajcą, Żydami, którzy ukrzyżowali Chrystusa, Ariuszem i innymi przeklętymi heretykami”.
Polała się krew, zapłonęły stosy. Staroobrzędowcy zostali wygnani z Rosji. Wedle świadectwa arcybiskupa riazańskiego Hilariona, całe lokalne społeczności porzucały miejsca zamieszkania, twierdząc, że uciekają przed antychrystem. Osiedlali się na ziemiach zachodnich. W Estonii, na Łotwie. W Rzeczypospolitej. W Wojnowie, Wodziłkach, Pogorzelcu, Borze, Gabowych Grądach.
Żywa woda
Poczuli się zdradzeni. Gabowe Grądy. Z szosy przed Augustowem zjeżdża się na Białobrzegi. Bezkresne lasy, kilkadziesiąt drewnianych chat, puste bocianie gniazda, zmoknięta molenna. Znak: zwolnij do 40 kilometrów na godzinę. Zwalniamy. Wszystko wokół zwalnia. Staroobrzędowcy przetrwali w oceanie katolicyzmu i morzu prawosławia. Ich świat dramatycznie się kurczy. W II Rzeczypospolitej żyło ich jeszcze około 50 tysięcy. Został niecały tysiąc. Ostatnia zakonnica w monasterze w Wojnowie zmarła przed sześciu laty. Przez wieki trwali w kulturze izolującej ich od świata. Czy są skazani na zamieszkanie w globalnej wiosce? Bez molenn, ikonostasów, bani i świętych ksiąg? – A to jest najważniejsza część mieszkania. Ikonostas. Zawsze w rogu izby, w kierunku wschodnim. Bo stamtąd przyjdzie Zmartwychwstały – Józef Jonik pokazuje nam swą starą chałupę. Stoi samotna, obłożona szczelnie murem drewnianych szczap. – Zanim wszedłeś do domu i przywitałeś się z domownikami, wpierw witałeś się z Bogiem, kłaniając się przed ikoną. W takim porządku! Pan Józef podnosi do góry dwa palce. Tak się trzeba żegnać! Trzy palce są do tabaki. Trzema palcami to się tytoń zawija, a nie żegna! W Gabowych Grądach zna każdy kąt. Potrafi wymienić wszystkie bocianie gniazda w promieniu kilku kilometrów. Kończy remont nowego domu. – Piszą o nas w przewodnikach, że nie pochowają cię, jeśli nie masz brody. To kłamstwo. Jeśli nie nosisz brody, nie możesz w czasie pogrzebu leżeć w otwartej trumnie. Ale pochować – pochowają. Czym się Gabowe różnią od okolicznych wiosek nad Nettą? Katolicy uznają nasz chrzest, ale my waszego nie uznajemy. Dlaczego? Bo chrzest musi się odbyć w żywej wodzie! Najlepiej w rzece. Albo też w wodzie czystej zaczerpniętej z rzeki. My chrzcimy dzieci w lodowatej wodzie z rzeki i nikt jeszcze od tego nie umarł! W największe liturgie nasza molenna jest pełna. Tyle że – pan Józef zawiesza głos – młodzieży mało przychodzi. Uciekli do miast. Wielu pożeniło się z katolikami. Starowiery twierdzą, że po prześladowaniach Nikona prawdziwi kapłani wyginęli w kazamatach, a wyświęcenie nowych było bezprawiem. A skoro nie ma już prawdziwych kapłanów, można udzielać jedynie dwóch sakramentów: chrztu i pokuty. Udziela ich nastawnik – wybierany jak w pierwszych gminach chrześcijańskich przez ogół gminy wyznaniowej. Obecny nastawnik z Gabowych Grądów jest emerytowanym żołnierzem. Dojeżdża na liturgię z Białegostoku. – Jak wygląda u nas spowiedź? – pan Józef gładzi swą brodę. – Gdy kończysz wyznanie grzechów, nastawnik mówi: Gospodi prosti! Ale nastawnik nie daje rozgrzeszenia.