Nowy numer 17/2024 Archiwum

Smoleńsk: Zablokowali polskich śledczych

Dlaczego w kluczowym momencie śledztwa lot polskich prokuratorów do Smoleńska został wstrzymany?

Jak podaje "Nasz Dziennik" przez pierwsze 24 godziny od roztrzaskania się prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem w śledztwie nie brał udziału żaden przedstawiciel strony polskiej. Pierwszy transport naszych śledczych miał wylecieć z Warszawy w dniu katastrofy o godzinie 18:00 (i tak dosyć późno jak na wydarzenie tej rangi). Został jednak niespodziewanie wstrzymany. Lotnisko Smoleńsk – Północ poinformowało, że z powodu złych warunków atmosferycznych nie będzie przyjmowało nocnych lotów.

W tym samym czasie na Siewiernym przebywało już trzech polskich prokuratorów wojskowych. Byli to gen. Krzysztof Parulski, płk. Zbigniew Rzepa i płk. Ireneusz Szeląg. Żaden z nich jednak nie prowadził czynności śledczych na wrakowisku. Efekt? Nie mamy ani jednego zdjęcia ułożenia wraku i ciał, a podstawowe dowody nie zostały zabezpieczone. Tymczasem ze zdjęć satelitarnych wynika, że sporych rozmiarów szczątki samolotu zmieniały w tym czasie położenie, a służby rosyjskie zasypywały w niektórych miejscach teren katastrofy i wycinały drzewa. Jakie dowody przepadły na zawsze? Tego nie dowiemy się nigdy.

Z komunikatu, który "Nasz Dziennik" uzyskał od Dowództwa Sił Powietrznych wiemy natomiast, że decyzję w sprawie odwołania lotu prokuratorów podjął dysponent statku powietrznego wspólnie z załogą. Wskutek tej decyzji CASA wystartowała z Warszawy dopiero w niedzielę, 11 kwietnia, o 6 rano, by na miejscu znaleźć się dopiero o 11. Czyli ponad dobę po katastrofie.

Dysponentem samolotu był Inspektorat MON ds. Bezpieczeństwa Lotów. Nie wiadomo jednak kto ponosi personalną odpowiedzialność za wstrzymanie CASY. O ile wiadomość o trudnych warunkach atmosferycznych wydaje się sensownym usprawiedliwieniem rezygnacji z lądowania w Smoleńsku, o tyle zadziwia, że nikt nie podjął decyzji o locie z przesiadką w Witebsku. Tym bardziej, że właśnie w taki sposób na miejsce katastrofy, jeszcze tego samego wieczoru dotarli premier Donald Tusk i (organizując podróż prywatnie) Jarosław Kaczyński.

Zdaniem Artura Wosztyla, pilota jaka, który tego dnia wylądował na Siewiernym, decyzja o przesunięciu lotu na niedzielę została podjęta odgórnie. Wydaje się ona tym bardziej niezrozumiała, że lotnisko w Witebsku jest w pełni oprzyrządowane i spełnia międzynarodowe standardy.

Na wrakowisko w świetle fleszy dotarł Donald Tusk, nie dali jednak rady zjawić się najważniejsi w tym momencie - z punktu widzenia polskiej racji stanu - eksperci śledczy. W związku z tym strona polska straciła bezpowrotnie szanse oględzin miejsca katastrofy bezpośrednio po wypadku. Winnych tego stanu rzeczy oczywiście nie ma. Tego już nie można zrzucić na pilotów czy pasażerów TU-154M.

« 1 »

Wojciech Teister

Redaktor serwisu internetowego gosc.pl

Dziennikarz, teolog. Uwielbia góry w każdej postaci, szczególnie zaś Tatry w zimowej szacie. Interesuje się historią, teologią, literaturą fantastyczną i średniowieczną oraz muzyką filmową. W wolnych chwilach tropi ślady Bilba Bagginsa w Beskidach i Tatrach. Jego obszar specjalizacji to teologia, historia, tematyka górska.

Kontakt:
wojciech.teister@gosc.pl
Więcej artykułów Wojciecha Teistera