– Żegnaj, nasz Hetmanie – mówił nad trumną prof. Włodzimierza Wójcika jego wychowanek prof. Marian Kisiel.
Po Mszy żałobnej, sprawowanej 4 października w katedrze Chrystusa Króla w Katowicach pod przewodnictwem abp. Damiana Zimonia, trumna ze zmarłym została przewieziona na cmentarz do Będzina-Łagiszy. Profesor Wójcik przyszedł na świat w 1932 r. właśnie w Łagiszy, którą razem z Zagłębiem Dąbrowskim uważał za ukochaną małą ojczyznę.
Przez 55 lat pracował w oświacie. Co nietypowe w karierze filologa – najpierw skończył Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe, dopiero później filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1973 r. wrócił do Zagłębia i współtworzył Wydział Filologiczny Uniwersytetu Śląskiego. Pełnił funkcję wicedyrektora i dyrektora Instytutu Literatury i Kultury Polskiej. W 1981 r. założył na polonistyce Zakład Literatury Współczesnej. Znany był z tego, że potrafił pielęgnować swój przydomowy ogród i relacje międzyludzkie. Wspierał w trudnych sytuacjach nie tylko kolegów z uczelni, ale też osoby zagubione w życiu. Dużo prac napisał o Nałkowskiej, ale jego wielką miłością była poezja. Przyjaźnił się z Tadeuszem Różewiczem. – Prawdziwą cnotą jednostki – górnika czy uczonego – jest wytworzenie w sobie nakazu budowania pewnej duchowości, sfery psychiczno-moralnej – powiedział kiedyś GN. – Człowiek powinien żyć codziennością, ale też dbać o sferę metafizyczną.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się