Nowy numer 17/2024 Archiwum

Franciszek nie ubóstwiał przyrody

Święty Franciszek jest patronem dzisiejszego dnia, a ja mam to szczęście, że jest patronem wszystkich moich dni. To nie jest patronat malowany i nieraz mam tego dowody.

Jak wiadomo, Franciszek z Asyżu jest także patronem wielu instytucji, zwłaszcza związanych ze środowiskiem naturalnym. I słusznie, bo – jako Boże stworzenie – z wyjątkową wrażliwością odczuwał braterstwo z całym stworzeniem. Nie miało to jednak nic wspólnego z dzisiejszą laicką tendencją do zrównywania człowieka z innymi ziemskimi bytami, a tym bardziej z ubóstwieniem przyrody.

Przeciwnie. Wystarczy tylko przyjrzeć się temu, co mówił i robił Biedaczyna, żeby zorientować się, iż człowiek ma u niego pierwszeństwo przed jakimikolwiek stworzeniami tego świata. Franciszek nie koncentrował się na kwiatkach i nie nawracał ludzi na zwierzątka. On nawracał ludzi do Boga, a robił to tak szczerze i prawdziwie, że świętość wyczuwały w nim nawet zwierzęta. Nie uwielbiał przyrody, tylko jej Stwórcę. Jego spotkanie z krwiożerczym wilkiem w Gubbio polegało nie na skłonieniu ludzi ku wilkom, tylko skłonieniu wilka, żeby nie atakował ludzi.

Bo u Franciszka człowiek był najważniejszy po Bogu. To właśnie o człowieka dobijał się chodząc po wsiach i miastach, i głosząc, że Chrystus żyje. A nie było to głoszenie cukierkowe, żadne słodzenie ludziom. Był krwawiący z miłości Bóg i był człowiek, który za nic ma tę miłość i tę Krew. I był płacz z tego powodu, i był krzyk. Ale była też porywająca radość, jakiej nie zrozumie nikt, kto nie dotknął Chrystusa.

Franciszek jako pierwszy w chrześcijaństwie otrzymał stygmaty – największy i najbardziej wstrząsający znak, jaki może otrzymać śmiertelnik. Od dnia, gdy jego ręce, nogi i bok przebiły promienie cherubina, nie był tym, kogo chciałby widzieć popkulturowy ekolog. Cóż to za wzór: żywa rana? Co to za przesłanie dla tych, którzy trzęsą się nad globalnym ociepleniem? Oni chcą ocalić ten świat własną aktywnością, choć nie wiedzą nieraz nawet po co ten świat miałby istnieć i dla kogo.

Franciszek ocala świat Krwią Chrystusa, którą wszyscy mogli zobaczyć na jego ciele. Ale, ludzie – czy znacie inny sposób ocalenia? Wszystko przeminie. Nasze Słońce ma jeszcze tylko kilka miliardów lat. Potem zacznie się wypalać. Najpierw rozszerzy swą objętość, pochłaniając Jowisza, Marsa, Neptuna, Wenus – i Ziemię. A potem się zapadnie i nastanie lodowata ciemność. To się musi stać. Wszystko, co się zaczęło, musi się skończyć. Ocaleje tylko to, co zostanie przeniesione do wieczności, gdzie czas nie istnieje. I to jest prawdziwa ekologia – zabieganie o to, żeby człowiek znalazł się tam, gdzie przeniesione będzie wszystko co dobre. A najważniejsze, że będzie tam Jezus, który powiedział ludziom coś, co dla działaczy o wegetariańskim sposobie myślenia jest herezją: „Jesteście ważniejsi niż wiele wróbli”.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak

Dziennikarz działu „Kościół”

Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.

Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka