Misyjna katecheza. Od wielu lat planowała wyjazd na placówkę misyjną. Na razie udało się wyrwać na trzy tygodnie. Doświadczenie tego czasu zmieniło jej spojrzenie na wiele spraw.
Wdomu przy drodze przechodzącej przez Dźwierzuty mieszka Karolina Orzoł, uśmiechnięta i energiczna katechetka. – Widzi ksiądz, co ona wyprawia? Martwię się o jej bezpieczeństwo. Ale cóż my możemy zrobić, kiedy chce, nie ma na nią siły. Oczywiście po wszystkim cieszymy się. Jest dorosła. Tak sobie tłumaczę, że rodzice są po to, aby się martwić – mówi mama Karoliny, Barbara. Dla Karoliny odległości nie mają znaczenia. Chodzi o pomoc bliźniemu, nawet jeśli mieszka on tysiące kilometrów od Dźwierzut.
Opatrznościowe spotkanie
Młoda katechetka jest absolwentką Wydziału Teologii UWM w Olsztynie. – Nie umiem usiedzieć w miejscu. Ciągle mnie gdzieś ciągnie. Kiedy zaczęłam jeździć na czuwania młodzieży do Pieniężna, poczułam miłość do misji. Byłam wtedy na drugim roku studiów. Postanowiłam wyjechać na misje – mówi Karolina. Z dźwierzuckiej parafii pochodzi marianin, ks. Marek Dąbkowski, który od 20 lat mieszka w Brazylii. Karolina przez kilka lat próbowała umówić kwestię ewentualnego wyjazdu na jego placówkę. – Po kilku latach męczenia ks. Marka, wreszcie powiedział: Przyjeżdżaj. 3 lata temu kupiłam bilet i poleciałam. Mieszkałam u sióstr zakonnych przez sześć tygodni i pracowałam w przedszkolu, które prowadzą – opowiada katechetka. Po powrocie czuła niedosyt. Ze względu na koszty podróży nie mogła jednak co roku pozwolić sobie na taki wyjazd. Rok temu pojechała do Chludowa na Misyjne Święto Młodych. Tam poznała kilku werbistów i spotkała Michała Piętosę ze Śląska. Ostatnio wystąpił w „Szansie na sukces” i promował przed swoim występem misyjną adopcję na odległość. Michał jest katechetą, pisze doktorat z teologii pastoralnej i działa na rzecz pomocy misjom. – Po powrocie z Chludowa znalazłam w internecie informację o warsztatach misyjnych organizowanych przez TABOR Werbistowskie Centrum Młodych. Wzięłam ze sobą dwie uczennice i pojechałam. Pewnego dnia rozmawiałam z Michałem. Ja opowiadałam mu o Brazylii, on o Kamerunie. W myślach mówiłam sobie: Jeśli spyta, czy z nim pojadę do Kamerunu, to chętnie się zgodzę! – wspomina Karolina. Michał zapytał, ale Karolina nic nie powiedziała. Po powrocie do domu wszystko przemyślała i skontaktowała się z nim. Zaczęły się przygotowanie do wyjazdu do Kamerunu.
Kalendarz dobroci
Okazało się, że wyjazd realizowany jest w ramach projektu „Młodzi Polacy młodym w Kamerunie”. Przedstawiając swój pomysł Piętosa pisze: „Chcemy pomagać, a najlepsza pomoc to konkretna pomoc. Nasz projekt ma rozwijać się dwutorowo. Gromadzimy środki, które umożliwią nam wylot do Afryki, gdzie będziemy pracować w wakacje na rzecz misji. Poszukujemy sponsorów i ludzi dobrej woli, którzy umożliwią nam przeprowadzenie projektu od strony logistycznej. Drugim działaniem jest akcja związana z kalendarzem. Dochód z jego sprzedaży zostanie przekazany młodzieży z miejscowości Bafoussam. Potrzeby są ogromne, jednak nasza pomoc jest ściśle sprecyzowana”. Zdobyte środki miały być przeznaczone na zakup nagłośnienia dla chóru parafialnego. – S. Orencja Żak, pallotynka, skontaktowała się z Michałem i poprosiła o pomoc w tej sprawie. Na pomysł wyprodukowania kalendarzy wpadł o. Krzysztof Kołodyński. – Ja swoje kalendarze dostałam w połowie stycznia i rozprowadzałam je jeszcze do kwietnia. Ludzie kupowali. Rozprowadziłam w sumie 450 sztuk. Uzbierało się na sprzęt. Znalazły się także pieniądze na bilet i szczepionki. Ja osobiście postanowiłam sama uzbierać środki na przelot. Kosztowało to mnie dużo wyrzeczeń, ale się udało – mówi Karolina. Sprzęt dla zespołu muzycznego zakupiono w Kamerunie, gdyż tak było taniej. Wydano na to 1300 euro.
Mikrofon dla Afryki
Gdy wszystko było gotowe, młodzi miłośnicy misji wyruszyli w podróż do Kamerunu. – Dotarcie do celu zajęło nam więcej czasu niż planowaliśmy. W Casablance udzielono nam złej informacji na temat miejsca odlotu. Gdy się zorientowaliśmy, że znajdujemy się nie w tym terminalu, co trzeba, pobiegliśmy do tego właściwego. Było jeszcze dużo czasu do odlotu. Jednak panie z okienka przyjęć pozamykały swoje stanowiska – akurat skończyły pracę. Zostaliśmy trzy dni w Maroku. Jedliśmy kabanosy i cukierki, które zabraliśmy ze sobą. Na szczęście w końcu udało się dotrzeć do Kamerunu, gdzie czekały na nas siostry pallotynki – opowiada Karolina. Zakonnice zrobiły na katechetce z Dźwierzut duże wrażenie. Uśmiechnięte, energiczne i z żarem w oczach. Miejscem zakwaterowania był dom zakonny w Bafoussam. Oprócz przywiezionej pomocy, młodzi pomagali przez trzy tygodnie w pracach domowych i uczestniczyli w duszpasterstwie. Michał regulował komputery, Karolina zajęła się domem. – Siostry pokazały nam prawdziwą Afrykę, nie taką z gazety, telewizji. To rodzi jeszcze większy ból, bo nie można wszystkim pomóc. Doświadczyliśmy jednak ogromnej radości tych ludzi. Są mimo biedy radośni – mówi Karolina. Radość sprawił także przekazany sprzęt muzyczny. Już na początku pobytu goście z Polski wręczyli młodym Kameruńczykom trzy mikrofony, wzmacniacz z głośnikiem i statywy. Odbyło się to w czasie Mszy św. Okazało się, że wykonywane pieśni zupełnie inaczej słychać, gdy włączono nagłośnienie. – W piątek odbyła się próba. Młodzieży tak się spodobało, że siostra nie mogła zakończyć spotkania. Bardzo się cieszyli. Sami nie byliby w stanie kupić sprzętu – opowiada katechetka.
Kawałek Polski
Największe wrażenie zrobiły na Karolinie świadectwa sióstr zakonnych. Wszystkie wcześniej pracowały w Rwandzie w czasie wojny domowej. Pomimo okropności przeżytych w tamtym czasie, dalej pracują na misjach i pomagają bliźnim. – Jak bardzo człowiek musi chcieć zaufać Bogu, aby tak żyć. Widząc krzywdzących się ludzi, dalej im ufać i pomagać – wyznaje ze wzruszeniem. Na zakończenie pobytu Kameruńczycy podziękowali za prezenty i przyjazd Polaków. Przy rytmicznym śpiewie dwie kobiety przyniosły podziękowanie wypalone na drewnie. – Najbardziej wzruszający był moment, kiedy usłyszałam znajomą pieśń wykonywaną przez chór. Parafianie z Bafoussam nauczyli się słów i melodii apelu jasnogórskiego. To przebiło wszystko. Miałam łzy w oczach – wspomina Karolina. Nie był to jedyny polski akcent w czasie wyprawy do Kamerunu. Pewnego razu pojechała z s. Anną do Doume. Była godz. 15.00. Po wejściu do katedry zauważyła ze zdumieniem, że jakaś kobieta, stojąc przed obrazem Jezusa Miłosiernego, śpiewa na głos „Jezu, ufam Tobie” – po polsku. Siostry mówiły potem, iż w wielu wspólnotach ludzie chcą znać tę modlitwę w oryginalnym języku.
Dach dla dzieci
Siostry opiekują się także jedną ze szkół. – Gdy przybyliśmy na miejsce, nie mogłam uwierzyć, że barak pokryty blachą jest szkołą. Weszliśmy do klasy, w której panowała zupełna cisza. Odbywały się letnie zajęcia dla dzieci. Prowadzili je uczniowie z pobliskiego gimnazjum. Podłoga to było klepisko. Zamiast drzwi i okien otwory. Dzieci siedziały cichutko. Ktoś odpowiadał przy tablicy. Ja pracuję w szkole i moja szkoła jest piękna, świeża, pomalowana. Aż się chce do niej iść. Tam dzieci uczą się w takich warunkach – mówi Karolina. Młodzi katecheci z Polski postanowili po powrocie rozpocząć akcję pomocy tej szkole. Na początek chcą zebrać pieniądze na nowy dach. Propagują także adopcję serca – akcję, która polega na finansowaniu nauki i utrzymaniu konkretnego dziecka z tej szkoły. Karolina zdecydowała się na to i czeka na odpowiedź z Kamerunu. Po powrocie chce o wszystkim opowiedzieć innym, także swoim uczniom, którzy w luksusowych warunkach rozpoczynają właśnie kolejny rok szkolny. Może opowieści katechetki z Dźwierzut uświadomią wielu, że nie wszędzie nauka i warunki, w jakich się odbywa, wyglądają tak jak u nas.•