Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Rosyjskie „białe kadry”

Czy współczesne kino rosyjskie rozliczyło się z historą? Z pewnością nie do końca, ale w tych rozliczeniach poszło dalej 
niż polskie.

Niedawno zrobiłem małą ankietę i poprosiłem znajomych, którzy nie zajmują się kinem zawodowo, by wymienili kilka tytułów rosyjskich filmów, jakie utrwaliły im się w pamięci. Wynik nie był niespodzianką. „Cichy Don” Gerasimowa, „Lecą żurawie” Kałatozowa, „Iwan Groźny” Eisensteina to tytuły, które powtarzały się najczęściej. Czasem dochodziło jeszcze „Wniebowstąpienie” Szepitko i „Dworzec Białoruski” Smirnowa. Wszystkie nakręcono w czasach, kiedy znajomość kinematografii radzieckiej była niejako obowiązkowa. Znajdowało to swoje apogeum w czasie corocznych spędów z okazji Dni Filmu Radzieckiego. Jednak zapamiętane produkcje były sprawnie zrealizowane, a niektóre odchodziły, jak np. „Wniebowstąpienie”, od narzuconych odgórnie ideologicznych kanonów. Trudność pojawiała się w przypadku filmów zrealizowanych po upadku ZSRR. Padały najczęściej dwa tytuły. „Spaleni słońcem” Konczakowskiego i osławiony „Rok 1612” Chotinienki. Ten ostatni zyskał nieoczekiwaną popularność dzięki medialnemu zgiełkowi akcentującemu jego antypolską wymowę. Film był słaby, chociaż Chotinienko udowodnił później, że jest reżyserem z ambicjami, realizując „Popa”.
Współczesne kino rosyjskie jest u nas praktycznie nieznane. Niewiele z ciekawszych filmów trafia do naszych kin, sytuację ratują wydania płyt DVD czy telewizyjne kanały tematyczne.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Dziennikarz działu „Kultura”

W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.

Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza