Między dwoma biegunami – okazałym gmachem parlamentu i stacją Victoria, na którą przybywają imigranci z całego świata, by szukać szczęścia na ulicach Londynu – stoi zaskakująca, neobizantyjska budowla. To katedra westminsterska.
Najbliższe otoczenie świątyni również prezentuje się kontrastowo. Z jednej strony nowoczesne szklane biurowce, do których wejść strzegą eleganccy ochroniarze, z drugiej – bezdomni leżący na chodniku. Jeden z nich zdjął buty i ułożył się tak, jakby spoczywał na wygodnym posłaniu. Macha do nas przyjaźnie, gdy Heniek próbuje zrobić mu zdjęcie. W słoneczny dzień na schodach katedry pod wezwaniem Przenajświętszej Krwi przysiadają zmęczeni turyści. Śmieją się, palą papierosy, rozmawiają. Dopiero gdy przekracza się próg świątyni, czuje się wyraźną granicę między sacrum a profanum. Uderza nas pełna grozy, majestatyczna muzyka organowa. Bas brzmi tak potężnie, że aż zatyka uszy. Pasuje do tego ogromnego, surowego wnętrza. Tylko dolna część świątyni ozdobiona jest marmurami i mozaikami. Sklepienie stanowi mocno okopcona, wiekowa cegła. Tam również mają pojawić się kiedyś mozaiki. Tyle że dekoracja poszczególnych kaplic powstawała w różnych latach i trudno znaleźć kogoś, kto połączy to w jedną całość. Dzieło Johna Francisa Bentleya z 1903 r. pozostaje więc niedokończone.
Ukryty gigant
– W miejscu, gdzie stoi katedra, było kiedyś więzienie – opowiada ks. proboszcz Christopher Tuckwell. – W 1850 r., po wiekach prześladowań, została w Anglii przywrócona katolicka hierarchia. Drugi arcybiskup diecezji Westminster, kard. Manning, kupił grunt pod świątynię, ale wkrótce wpadł na pomysł stworzenia na tym terenie katolickiej szkoły. Dopiero jego następca, kard. Vaughan, zdecydował, że nadszedł czas, by katolicka wspólnota w tym kraju miała katedrę – duży kościół, który będzie duchowym centrum. Wybrał Westminster z powodu bliskości parlamentu i pałacu Buckingham. Dlatego wielu ludzi myli naszą katedrę z opactwem westminsterskim, które jest świątynią królewską. Często, spacerując po placu przed katedrą, słyszę: „To ten kościół, w którym książę William się żenił” – uśmiecha się proboszcz. Archidiecezja westminsterska jest jedną z trzech katolickich diecezji w granicach Londynu. Obejmuje najbardziej reprezentacyjną część miasta. Zwyczajowo jej ordynariusz pełni funkcję przewodniczącego Episkopatu Anglii i Walii. Pomyliłby się jednak ten, kto sądziłby, że w związku z tym katedra westminsterska będzie widoczna z wielu punktów w Londynie. Idąc Victoria Street, jesteśmy zaskoczeni, że tak potężny budynek wyrasta ni stąd, ni zowąd. Ale w czasach, gdy go budowano, katolicka świątynia nie mogła zbytnio górować nad miastem. Musiała być dobrze schowana. Na przedwojennych fotografiach można zauważyć, że plac przed nią został sprytnie zabudowany. I nawet dziś, gdy przestrzeń przed katedrą odsłonięto, sąsiednie budynki nadal nie pozwalają jej dominować.
Niecodzienne „hello”
Ale ten, kto chce, znajdzie drogę do świątyni. Świadczą o tym ciągłe kolejki do spowiedzi. – Oprócz turystów przybywają tutaj ludzie z całej diecezji, a nawet z sąsiedniej – Southwark, która leży po drugiej stronie Tamizy. Wierni wiedzą, że zawsze od 11.00 do 18.00 znajdą tu księdza w konfesjonale – podkreśla ks. Tuckwell. Msze św. sprawowane są w katedrze aż sześć razy dziennie – również w dni powszednie! – Przez cały dzień jestem na nogach – śmieje się Rose Bermingham, zakrystianka. – Ale uwielbiam to miejsce, bo ciągle coś się dzieje, nie ma czasu na nudę. Najmocniej przeżyła wizytę Benedykta XVI dwa lata temu. – Pamiętam dobrze ten dzień: wszystko było takie czyste, wymyte, wypolerowane. Na dworze była piękna pogoda, a w środku od rana czuwała ochrona. Moje spotkanie z papieżem nie trwało długo. Zwykłe „hello”, uściśnięcie ręki, błogosławieństwo. Ale nigdy tego nie zapomnę. – Przygotowywaliśmy się do tej wizyty przez długi czas – opowiada proboszcz katedry. – Było sporo bieganiny, ale w końcu nadszedł ten wspaniały dzień. Ojciec święty przybył, drzwi się otworzyły, witaliśmy go. Pogoda ducha i niezwykły pokój, który go otaczał, dały nam wiele nadziei. Papież szedł do ołtarza, by celebrować Mszę świętą. To było bardzo przejmujące – widok tej niepozornej postaci, starszej osoby, która reprezentuje tak wielu z nas. Wszyscy zostaliśmy duchowo podbudowani.
Kierownik działu „Kultura”
Doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Przez cztery lata pracował jako nauczyciel języka polskiego, w „Gościu” jest od 2004 roku. Poeta, autor pięciu tomów wierszy. Dwa ostatnie były nominowane do Orfeusza – Nagrody Poetyckiej im. K.I. Gałczyńskiego, a „Jak daleko” został dodatkowo uhonorowany Orfeuszem Czytelników. Laureat Nagrody Fundacji im. ks. Janusza St. Pasierba, stypendysta Fundacji Grazella im. Anny Siemieńskiej. Tłumaczony na język hiszpański, francuski, serbski, chorwacki, czarnogórski, czeski i słoweński. W latach 2008-2016 prowadził dział poetycki w magazynie „44/ Czterdzieści i Cztery”. Wraz z zespołem Dobre Ludzie nagrał płyty: Łagodne przejście (2015) i Dalej (2019). Jest też pomysłodawcą i współautorem zbioru reportaży z Ameryki Południowej „Kościół na końcu świata” oraz autorem wywiadu rzeki z Natalią Niemen „Niebo będzie później”. Jego wiersze i teksty śpiewają m.in. Natalia Niemen i Stanisław Soyka.
Kontakt:
szymon.babuchowski@gosc.pl
Więcej artykułów Szymona Babuchowskiego