W tym roku po raz 30. na pątniczy szlak wyrusza Gdańska Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę. O sensie pielgrzymowania, trudzie oraz skomplikowanej organizacji tego przedsięwzięcia z ks. Krzysztofem Ławrukajtisem, kierownikiem Gdańskiej Pielgrzymki, rozmawia ks. Rafał Starkowicz.
Ks. Rafał Starkowicz: Czy dzisiaj, kiedy w każde miejsce na świecie można dotrzeć w miarę komfortowo w ciągu kilkunastu godzin, ma jeszcze sens chrześcijańskie pielgrzymowanie?
Ks. Krzysztof Ławrukajtis: – Znajdą się pewnie ludzie, którzy powiedzą, że nie. Oglądałem kiedyś program w telewizji, w którym jeden ze znanych redaktorów powiedział, że jedyne, co pozostawia po sobie pielgrzymka, to śmieci i masa zużytego papieru toaletowego w lasach. To nie jest prawda. Oczywiście, że pielgrzymowanie ma sens. Wiele z pielgrzymek miało w historii charakter pokutny, np. do grobu św. Jakuba w Santiago de Compostela wędrowali także przestępcy. Ich kary zamieniano na pielgrzymowanie. Panowało bowiem słuszne przekonanie, że pątniczy szlak ma wymiar uzdrawiający i odradzający człowieka.
W jaki sposób dokonuje się to uzdrowienie?
– Najlepszą terapią dla człowieka jest prawda o nim samym. Na pielgrzymce opadają z nas maski.
Czy zawsze?
– Zawsze. Bo nie da się udawać, gdy cię noga boli, gdy masz dosyć. I gdy wszystko cię wówczas denerwuje. W takich warunkach nagle człowiek zdaje sobie sprawę ze swoich słabości – złośliwości czy egoizmu. Co więcej, to wychodzi na zewnątrz i pokazuje prawdę o nas. O tym, jacy jesteśmy.
I wówczas człowiek musi coś z tym zrobić…
– Musi nie musi... To zwykle jest proces. Na początku człowiek może się kryć, chować przed innymi, bo jest mu zwyczajnie wstyd. I wówczas z pomocą przychodzi relacja z drugim człowiekiem. Okazuje się, że ludzie obok mówią: nie przejmuj się, idziemy dalej. I nagle widać uzdrawiające działanie wspólnoty, to, że człowiek może być zaakceptowany ze swymi mankamentami. Ale zdarzają się sytuacje przeciwne. Ktoś na pozór wydaje się niesympatyczny. Nie spodziewamy się po nim życzliwości. Tymczasem gdy trzeba pomóc, robi to z ochotą. Zdaje egzamin. Ci ludzie uczą nas wdzięczności. Tak było z jednym z proboszczów parafii, przez które przechodzi pielgrzymka. Krążyły o nim różne opowieści – że jest trudny we współpracy, że na nic się nie zgadza. Ale on jako jedyny wsiadł z kwatermistrzami do samochodu, obwiózł ich po kwaterach po to, aby wszyscy pielgrzymi mogli spać w domach – u rodzin. Ogromny sens ma spotykanie ludzi podczas tego pielgrzymowania. Myślę tu o odniesieniach zarówno wewnątrz grup pielgrzymko- wych, jak i o spotkaniach z tymi, którzy nas goszczą, witają albo choćby życzliwie machają przez okno, mijając nas samochodami, tylko dlatego, że jesteśmy pielgrzymami. Następuje zupełnie naturalna wymiana miłości. Ktoś chce porozmawiać, ktoś prosi nas o modlitwę. To, co jest w życiu codziennym, w pośpiechu i anonimowości – ginie.
Mówi Ksiądz o pośpiechu w życiu codziennym. Ten pośpiech jest znakiem przemian, jakie dotknęły nasz kraj. Jak Polska dzisiaj wygląda oczami pielgrzyma?
– Pielgrzymka pokazuje, że chrześcijaństwo w Polsce jest rzeczywiście powszechne. Świat nie jest taki zły, jak pokazują media. Przechodzimy trzy czwarte Polski i widzimy otwartość ludzi, ich modlitwę, religijność… Warto wyjść ze swojego domu, aby zobaczyć, jaka jest Polska naprawdę.
Z czego wynika ta różnica w postrzeganiu rzeczywistości?
– Pielgrzymka to doświadczenie spotkania żywego Jezusa. To także moc świadectwa. To modlitwa poparta trudem. Trochę jak u benedyktynów – módl się i pracuj.
Reguła benedyktyńska narzuca dość konkretną organizację dnia i sposobu życia. Jak wygląda dzień na Gdańskiej Pielgrzymce?
– Trochę jak w zakonie kontemplacyjnym. Dzień zwykle rozpoczyna się Mszą św. sprawowaną w grupach pielgrzymkowych. Obecnie mamy ich pięć. Nocują w różnych miejscowościach. Po wyruszeniu na trasę śpiewamy godzinki. Każdy dzień poświęcony jest rozważaniu konkretnego tematu z zakresu duchowości. Nie są one jednak oderwane od życia. W czasie modlitwy porannej następuje wprowadzenie do tych tematów. Podczas drugiego etapu jest konferencja, „Anioł Pański” i litania do Matki Bożej. Około godz. 15 odmawiamy Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Na ostatnim etapie jest przeważnie Różaniec. Dodatkowo w piątek około południa odprawiamy Drogę Krzyżową. Dzień kończymy zawsze Apelem Jasnogórskim. Na naszej pielgrzymce to ostatnie spotkanie odbywa się w grupach, w miejscu, gdzie nocujemy. Apele to okazja nie tylko do modlitwy. To także czas zabawy, chrześcijańskiej radości. Zawsze zapraszamy do niej miejscowe dzieci.
Bolące nogi sprzyjają zabawie?
– Ja cały czas jestem pod wrażeniem tego, że wieczorem chce nam się jeszcze bawić. Były takie dni, kiedy nawet zabraniałem takiej zabawy jak Laurencja. Śpiewa się wówczas piosenkę z pokazywaniem, a każdej zwrotce towarzyszą przysiady. Zabraniałem, bo to jest zabójstwo dla ścięgien. Ale daje dużo radości, szczególnie dzieciom. Nie można natomiast zakazać pielgrzymom rozgrywania meczów. Grupy grają między sobą, a czasem z miejscowymi.
To takie nawiązanie do Euro 2012?
– Z tą różnicą, że gramy co ro-ku. I u nas nie ma zamieszek.
A jak Ksiądz, jako kapłan, odnajduje się w swojej posłudze pielgrzymom? To, co robi Ksiądz na pielgrzymce, odbiega przecież od zwykłej pracy duszpasterskiej.
– To prawda, pielgrzymka ma inny rytm. Inne zadania. W moim doświadczeniu kapłaństwa odbieram ją jako niezmierne bogactwo. Ale ja też jestem jednym z pielgrzymów. Kiedy brakuje sił fizycznych, kiedy bolą otarte stopy, nawet Drogę Krzyżową przeżywam inaczej niż w codziennej pracy. Zadania na pielgrzymce kształtują życie i ludzkie potrzeby. Wymaga to podejmowania szybkich decyzji. A temu towarzyszą konsekwencje. Potrzeba tu samodzielności. Na pielgrzymce po raz pierwszy modliłem się o uwolnienie. Do tej modlitwy przystępowałem z niemałym lękiem. A tuż przed nią konsultowałem się przez telefon z moim kierownikiem duchowym. Istotnym elementem duszpasterstwa na pielgrzymce są też indywidualne rozmowy. Kiedy tylko można, my, kapłani, idziemy na końcu grupy. To tam jest okazja, by zająć się indywidualnym duszpasterstwem. Tam też jest miejsce na spowiedź. Cała ta posługa to piękne doświadczenie kapłaństwa.
A kiedy rozpoczynacie przygotowania do pielgrzymki?
– Zaczynamy już w październiku. Wtedy powstaje program duszpasterski. Rozpoczynamy tworzenie materiałów, powstają projekty. W tym roku np. na naszych gdańskich chustach widnieje wizerunek Matki Bożej Pięknej z bazyliki Mariackiej. Chcemy o niej opowiedzieć ludziom. Legenda mówi, że wyrzeźbił ją skazaniec. Jej piękno uratowało go przed wykonaniem wyroku śmierci. Nikt nie wierzył, że człowiek o tak pięknym wnętrzu mógł popełnić zarzucaną mu zbrodnię.
Gdańska Pielgrzymka podzielona jest na pięć grup. Ilu pielgrzymów liczyła w ubiegłym roku?
– Liczba pielgrzymów waha się w ostatnich latach w granicach 500 osób. Kiedyś, na początku liczono ich w tysiącach. Myślę jednak, że zmienia się ich jakość. Dzisiaj trudno jest znaleźć ludzi do kwatermistrzostwa, do służb porządkowych. Nie dlatego, żeby był jakiś opór przed służbą drugiemu. Po prostu jak ktoś decyduje się na pielgrzymowanie, nie chce jeździć samochodem. Ludzie wiedzą dobrze, po co idą.
Kiedyś nie wiedzieli?
– Wiedzieli. Ale pewnie pierwsze pielgrzymki wyglądały inaczej nie tylko ze względu na dużą liczbę pielgrzymów. Kapłani przed 30 laty zmagali się nie tylko z trudami drogi i zadaniami duszpasterskimi. Musieli walczyć także z przejawami systemu. Wiele może na ten temat powiedzieć ks. Bernard Zieliński, proboszcz z Gdańska-Brzeźna, pierwszy kierownik pielgrzymki. Ciągłe utrudnienia, próby zatrzymania pątników, agenci nagrywający konferencje, wzbudzający ferment wśród wiernych… Pielgrzymka była wówczas znakiem sprzeciwu także wobec systemu.
A są tacy pątnicy, którzy byli na wszystkich dotychczasowych piel- grzymkach?
– Są, nawet wśród księży. Ks. Władysław Pałys, ks. Tadeusz Chajewski, ks. Jerzy Stolczyk… Są niezwykłymi ludźmi. Liczy się osobowość. A oni ją mają.
Co chciałby Ksiądz powiedzieć ludziom, którzy pragną wziąć udział w pielgrzymce, ale najzwyczajniej boją się, że nie sprostają jej trudom?
– Gubimy się czasem, poszukując w życiu rzeczy wielkich. Pielgrzymka to kolejne dni. Dni to etapy. Etapy dzielą się na kilometry, a te na kolejne kroki. Trzeba zacząć od rzeczy małych. Od pierwszego kroku. Odważyć się, a Pan da siłę. Nie wolno zapominać o tym, że On jest z nami. Bo pielgrzymowanie bez Boga jest ucieczką. Wszystkich zainteresowanych zapisami zapraszam na stronę: www.pielgrzymka.gda.pl.•
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się