Kino może wszystko. Bandytę przemienić na ekranie w romantycznego bohatera i rewolucjonistę. A nawet realnie wspomóc sprawę, dla której zabijał.
Przed epoką telewizji, radia i internetu świadomością odbiorców manipulowało kino, co w czasach rewolucji i później wykorzystali komuniści. Okazuje się, że jeszcze wcześniej z powodzeniem robiło to Hollywood. Jednym z mało znanych przykładów takich poczynań jest historia z czasów rewolucji meksykańskiej 1910–1920. Po upadku dyktatury Porfirio Diaza w Meksyku nastąpił kilkuletni okres zamętu i krwawych walk o władzę. Pojawiło się szereg dysponujących siłą zbrojną lokalnych przywódców, zaciekle rywalizujących między sobą. Pancho Villa był jednym z nich. W 1914 r. był gubernatorem największego meksykańskiego stanu Chihuahua, graniczącego z USA, gdzie bez problemu zaopatrywał się w broń. Konflikt z Huertą, ówczesnym prezydentem Meksyku, sprawił, że Villa postanowił zdobyć stolicę.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
Dziennikarz działu „Kultura”
W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.
Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza