O późniejszej emeryturze i naukowym spojrzeniu na rodzenie dzieci z prof. Leszkiem Balcerowiczem rozmawia Joanna Jureczko-Wilk.
Joanna Jureczko-Wilk: W czasie naszego krótkiego powitania na liczniku długu publicznego w centrum Warszawy, przybyło ok. 140 tys. zł. Kiedy licznik przestanie galopować?
Prof. Leszek Balcerowicz: – Dług publiczny przestanie rosnąć, kiedy budżet państwa będzie zrównoważony, czyli kiedy będzie wydawał tyle, ile dostaje z podatków oraz innych dochodów, np. dywidend. Katastrofalna jest sytuacja, jeśli jego relacja do PKB jest bardzo wysoka, jak np. obecnie w Grecji, gdzie wynosi ona około 140 proc. PKB. Ale i u nas nie jest ona niska – ok. 55 proc. i jest drugą wielkością w tej części Europy po Węgrzech.
Co powoduje, że dług tak szybko narasta?
– Wynika to głównie z ogromnych rozmiarów i wzrostu wydatków socjalnych, które często są bezrefleksyjnie popierane, uważane za z natury dobre. Należymy do krajów o bardzo dużych wydatkach budżetowych, z których około 70 proc. to właśnie różnego rodzaju zasiłki, emerytury, renty oraz bezpłatna edukacja, służba zdrowia, która przecież darmowa nie jest, bo opłaca się ją z naszych podatków. Proces starzenia się społeczeństw i kryzys finansowy, który dotknął wiele państw socjalnych – a taka jest teraz ogromna większość państw europejskich – zmusza do stanowczych decyzji – do stopniowego podnoszenia wieku emerytalnego, ale i do przyjrzenia się innym wydatkom budżetowymi. Niestety nie słyszę zapowiedzi rządzących u nas, by likwidować również przerost zatrudnienia w administracji, zwłaszcza we władzach lokalnych, a także w oświacie. Nauczycieli mamy w Polsce 700 tys., a liczba uczniów od lat spada. Błędem było dawanie nauczycielom od wielu lat systematycznych podwyżek, bez żadnych reform, z których skorzystaliby uczniowie, i kosztem narastania długu publicznego.
Pensum w szkołach podstawowych mamy najniższe w Europie! Moim zdaniem najważniejszą reformą, jaką zrobiono w poprzedniej kadencji sejmu, było zawężenie przywilejów emerytalnych. Teraz należałoby ponownie wprowadzić do systemu emerytalnego grupy, które na początku tam były: górników i służby mundurowe.
A rolnicy?
– Też, ale skutki budżetowe wprowadzenia do systemu budżetowego górników byłyby większe niż rolników. Reformy typu podniesienie wieku emerytalnego przyniosą widoczną ulgę dla budżetu dopiero około 2040 r. A problem wielomiliardowej dziury budżetowej mamy już teraz.
– Sama zapowiedź gruntownych reform, jeżeli oczywiście nie jest gołosłowna, uspokaja rynki finansowe, co powoduje, że spadają odsetki od zaciąganych kredytów. Kraje nadbałtyckie dwa lata temu płaciły kilkunastoprocentowe odsetki od kredytów, a po wprowadzeniu gruntownych reform płacą mniej od nas. W krajach o rozbudowanym repartycyjnym systemie emerytalnym, jak nasz ZUS, najważniejszą reformą jest stopniowe wydłużanie wieku emerytalnego. Czyli zdecydowane i konsekwentne reformy dają efekty na krótką i na dłuższą metę
Bezrobocie wśród osób powyżej 50. roku życia wynosi 22 proc. i ciągle rośnie. Jak pracować dłużej, jeśli nie ma pracy?
– Ale dlaczego traktuje pani pracę jako karę za grzechy?! A może warto propagować to, że praca jest wartością, że należy pracować, dopóki się jest zdrowym, że nie należy żyć kosztem innych podatników. Okrucieństwem nie jest dłuższa praca, ale doprowadzanie kraju do bankructwa. Wysokie podatki, w tym składki na ZUS, powodują, że firmy tworzą mało miejsc pracy, co przyczynia się do bezrobocia. A składki na ZUS są wysokie m.in. dlatego, że mamy wczesne przechodzenie na emerytury. Jeżeli podatkowo odciąży się przedsiębiorstwa, to przybędzie nam miejsc pracy.
W Holandii podniesiono wiek emerytalny bez społecznych protestów, bo rząd wprowadził szereg ułatwień w zatrudnieniu starszych pracowników. U nas takiego pakietu nie ma.
– Najgorzej, jak ktoś wierzy w świętego Mikołaja, w państwo, które ma wszystko gwarantować, dawać… Największym ułatwieniem są niskie podatki i proste przepisy.
Ja wierzę w św. Mikołaja…
– Ale czy to państwo jest dla pani świętym Mikołajem? Oprócz wiary potrzebne są dowody. A z badań wynika, że większość tzw. aktywnych form wspierania rynku pracy jest na dłuższą metę nieskuteczna. Natomiast w krajach, gdzie podwyższono wiek emerytalny, bezrobocie jest na ogół niższe. W członie ZUS-owskim wysokość emerytury słusznie wiąże się z długością okresu aktywności zawodowej. Jeśli wcześnie przechodzi się na emeryturę, to jej wysokość jest niska, chyba że inni ludzie dopłacą.
To dlaczego nie możemy sami wybierać: krótsza praca czy wyższa emerytura?
– Gdyby to był system kapitałowy – czyli nasze OFE – finansowany nie z podatków, ale z kapitału, który sami uzbieramy, wtedy nie byłoby powodu do narzucania momentu przejścia na emeryturę. Sami decydowalibyśmy o tym, czy nasze oszczędności wystarczą na uzyskanie satysfakcjonującej emerytury. W Polsce, zwłaszcza po obcięciu składki do OFE, dominująca część przyszłej emerytury będzie pochodziła z systemu ZUS-owskiego, w którym obecne świadczenia są finansowane z bieżących podatków osób jeszcze pracujących. Przy tym rozwiązaniu potrzebne jest działanie państwa, bo aby wypłacić świadczenia zwiększającej się liczbie emerytów, należałoby podnosić podatki. Jednak im wyższe podatki, tym gorzej, zwłaszcza dla młodych. Lepszym rozwiązaniem jest podniesienie wieku emerytalnego w sytuacji, gdy – na szczęście – ludzie dłużej żyją. Uzupełniający może być napływ młodych imigrantów.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się