Nowy numer 17/2024 Archiwum

E-booki nie pachną

Jak złożyć autograf na książce w wersji elektronicznej?

Targi Książki w Krakowie zakończone. Piętnaste. Uścisk tłumu zaczytanych między stoiskami każe sądzić, że ani ostatnie, ani przedostatnie. Co roku w czasie Targów zastanawiam się, skąd biorą się wszystkie pogłoski o śmierci książki papierowej. Bo co roku ten sam obrazek: dziesiątki tysięcy osób, wiek bez ograniczeń, szperających między tysiącami tomów rozłożonych na półkach setek wydawców. Mimo że co roku fatalne położenie krakowskich Targów i fatalna infrastruktura parkingowa zmusza do szukania miejsca dla autka na okolicznych drzewach, mimo że co roku straż miejska wlepia mandaty za wiszące na krawężnikach i płotach pojazdy zdesperowanych bibliofilii, mimo tych wszystkich nieważnych w sumie szczegółów zewnętrznych – ludzie garną się do książek. Wszystko tu przeczy pogłoskom o wymieraniu książki. Tłumy stojące godzinami w ścisku w kolejce po autograf ulubionego pisarza. Długie i dłuższe rozmowy z wydawcami. Kawiarnia wypełniona konsumentami ciastek (w jednej ręce) i kupionych książek (w drugiej). Spoglądanie na zegarek i nerwowe szukanie na mapce kolejnych stoisk wydawców…

„Nie myśl, że książki znikną” – ta pełna pasji rozmowa dwóch bibliofili: pisarza i semiologa Umberto Eco oraz scenarzysty Jean-Claude’a Carrièra, trafiła mi w ręce jakiś czas temu. Autorzy snują wciągającą opowieść o losach niezastąpionego – ich zdaniem – wynalazku ludzkości. Nawet jeśli e-booki i inne technologie staną się symbolem kultury, nie wyprą książki. Tak jak film nie zabił przecież malarstwa, a telewizja nie zniszczyła kina. I tak jak niezastąpione jest koło, łyżka czy widelec (nikomu nie udało się wymyślić ich następców), tak książka, szelest i zapach papieru, intymna więź miedzy słowem autora a czytelnikiem – jest zdobyczą kultury już na zawsze. Umberto Eco dostrzega rzecz jasna wygodę, jaką niesie e-book np. dla prawnika: zamiast przynoszenia do domu tysięcy dokumentów procesowych, może wszystko mieć w jednym czytniku. Ale przy Sienkiewiczu, Hrabalu czy Becketcie to już nie działa. I żywot takich nośników ograniczony, i zapach nie ten, co trzeba.

A i w Krakowie jakoś nie zauważyłem, by do nielicznych stoisk z e-bookami ustawiały się kolejki po… autograf. Autorzy też tam specjalnie na nikogo nie czekali.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny