Europa jest dla Chin pionkiem w grze z USA. Rozmowa z prof. Bogdanem Góralczykiem

O perspektywie, z jakiej na państwa europejskie patrzy Pekin, mówi sinolog prof. Bogdan Góralczyk.

Wojciech Teister Wojciech Teister

|

13.11.2025 00:00 GN 46/2025

dodane 13.11.2025 00:00

Wojciech Teister: Gdy jakiś czas temu rozmawiałem z Tomaszem Wróblewskim na temat relacji amerykańsko-unijnych, mój rozmówca postawił tezę, że w tej chwili jedyny argument, jakim dysponuje Europa w rozmowach z USA czy z Chinami, są pieniądze, za które kupujemy ich towary.

prof. Bogdan Góralczyk: Zgadzam się z tą opinią.

To dość ponura perspektywa: zasoby będą się wyczerpywać, co doprowadzi do dalszego osłabienia państw europejskich w relacjach z Chinami. Czy w takim razie Chińczycy mogą widzieć w nas cokolwiek więcej niż kupca ich towarów?

Jeśli chodzi o Unię Europejską, jest to problem zasadniczy, ponieważ weszliśmy już za pierwszej kadencji Trumpa w epokę hard power, czyli wielkomocarstwowej gry opartej na sile. Unia Europejska mocarstwem nie jest – ma potencjał tylko jako jednolity rynek.

Jest na to określenie – „mocarstwo regulacyjne”.

Ja używam określenia „mocarstwo normatywne”. Jesteśmy mocarstwem normatywnym i naszą najmocniejsza kartą jest soft power. Ale to do niczego się nie nadaje, kiedy w grze zaczyna być wykorzystywana siła. Unia stanęła przed egzystencjalnym wyzwaniem: co zrobić, żeby mieć rękojmię tej siły. Widzimy już, że pod naciskami Trumpa pojawiają się duże wydatki zbrojeniowe, ale to ciągle nie jest silny ośrodek w wymiarze mocarstwowym. Potrzebne są nam jedność i solidarność. A te towary, ujmując delikatnie, są teraz na kontynencie europejskim deficytowe. Dla Chin w Europie dużą wartość nadal mają Niemcy i Francja. Nie tylko dlatego, że to duże rynki dla chińskich towarów. Chiny dostrzegły okazję, by oba te państwa oderwać od Stanów Zjednoczonych, czyli rozbić nasze więzi transatlantyckie.

I robią to z coraz lepszym skutkiem.

Donald Trump cały czas powtarza, że chce zajmować Grenlandię – terytorium innego państwa w ramach sojuszu NATO, czyli Danii – gdzie znajdują się metale rzadkie oraz właściwie cała tablica Mendelejewa. Dlatego amerykańskiemu prezydentowi tak bardzo zależy na Grenlandii. Na sytuację Sojuszu Północnoatlantyckiego wpłynęły też niedawne wypowiedzi Donalda Trumpa pod adresem Kanady. Na dodatek Amerykanie nadal zapowiadają, że będą wycofywać swoje wojska nie tylko z Rumunii – bo to już się stało – ale także z innych regionów Europy. Chińczycy uważają, że powinni w tej sytuacji wejść do gry i postarać się oderwać nas od Stanów Zjednoczonych. Czy to się uda? To zależy od naszych polityków.

Słabością Europy jest to, że nie mamy scentralizowanego ośrodka władzy ani jednolitej polityki zagranicznej, jaką mają Stany Zjednoczone czy Chiny. Pomimo kilku dekad integracji czujemy się osobnymi narodami. Taka sytuacja może być wykorzystywana i rozgrywana zewnętrznie.

Warto uświadomić sobie dwie rzeczy. Po pierwsze, projekt europejski Unii Europejskiej nigdy nie został dokończony, ponieważ został odrzucony przez społeczeństwa Francji i Holandii w maju i 1 czerwca 2005 roku, czyli 20 lat temu. Od tamtej pory mamy w Unii kryzys wizji, przywództwa i konstytucyjny. Nie wypracowaliśmy nowej wizji. Wcześniejsza polegała na zbudowaniu podmiotu ponadpaństwowego, jakiejś federacji politycznej. Jednak nie spełniliśmy podstawowego kryterium: nie mamy europejskiej tożsamości. Nadal definiujemy się jako Polacy, Słowacy, Niemcy, Węgrzy – jako narody. Nie mamy też wspólnej tożsamości ani projektu zbudowania ponadnarodowego organizmu Stanów Zjednoczonych i Europy, więc nie może się to udać. Po drugie, Amerykanie po rozpadzie ZSRR podyktowali światu swoje warunki. Proszę zwrócić uwagę, że traktat z Maastricht został podpisany 8 lutego 1992 roku, a Związek Sowiecki rozpadł się w Boże Narodzenie 1991 roku. A zatem zaledwie sześć tygodni po rozpadzie ZSRR pojawiły się na arenie międzynarodowej Unia Europejska, która do dziś definiuje swoje podstawowe wartości jako kryteria kopenhaskie, czyli liberalną demokrację, oraz konsensus z Waszyngtonu, a więc rynek bez granic. Ten ostatni załamał się w 2008 roku wraz z upadkiem Lehman Brothers. Obecnie Donald Trump świadomie, co pokazuje słynny „Projekt 2025” Heritage Foundation, rozmontowuje liberalną demokrację. Dlatego współpracuje na przykład z Viktorem Orbánem, który jeździ do prezydenta USA, ponieważ nadal chce brać rosyjskie ropę i gaz, gdyż jego kraj jest od nich uzależniony. Jednak łączy ich właśnie niechęć do demokracji liberalnej. W tym sensie Europa jest, co widać jak na dłoni, pęknięta. Wyraźnie jest to dostrzegalne także w Polsce, gdzie suwerenniści, czyli PiS, próbują być w sojuszu z innymi europejskimi partiami, które są zwolennikami państw narodowych, jak Fidesz Orbána, Alternative für Deutschland, Vox w Hiszpanii, Marine Le Pen we Francji. Z drugiej strony są ci, którzy kiedyś nazywali się federalistami, a dziś integracjonistami. Oni chcą dalszej współpracy i integracji w ramach UE. Widzimy więc, że jesteśmy w Europie w brutalnym boju wewnętrznym, aksjologicznym, który toczy się o wartości. Tymczasem w szerokim świecie wartości przestały się liczyć, tam liczy się wyłącznie rachunek sił.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

Czytasz fragment artykułu

Subskrybuj i czytaj całość

już od 14,90

Poznaj pełną ofertę SUBSKRYPCJI

Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister Wojciech Teister Dziennikarz, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego” oraz kierownik działu „Nauka”. W „Gościu” od 2012 r. Studiował historię i teologię. Interesuje się zagadnieniami z zakresu historii, polityki, nauki, teologii i turystyki. Publikował m.in. w „Rzeczpospolitej”, „Aletei”, „Stacji7”, „NaTemat.pl”, portalu „Biegigorskie.pl”. W wolnych chwilach organizator biegów górskich.

Zapisane na później

Pobieranie listy