Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Po co katolikom ekumenizm?

Po co katolikom ekumenizm? Dlaczego nie uznajemy wszystkich wspólnot chrześcijańskich za Kościoły? Jakie problemy trzeba jeszcze rozwiązać w dialogu ekumenicznym? – na te i inne pytania odpowiada kard. Kurt Koch, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan.

Rozmowa z kard. Kurtem Kochem, przewodniczącym Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan

KAI: Po co katolikom ekumenizm, skoro uważają swój Kościół za (jedyny?) prawdziwy Kościół założony przez Chrystusa?

– Chyba wszystkie Kościoły uważają siebie za Kościoły Jezusa Chrystusa. Sobór Watykański II uczy, że Kościół Jezusa Chrystusa trwa w Kościele katolickim. Oznacza to, że Kościół Jezusa Chrystusa nie jest rzeczywistością idealną, bujającą w obłokach, niewidzialną, lecz stanowi organizm widzialny historycznie. Ale Sobór mówi także, że istnieją elementy eklezjalne poza Kościołem katolickim. Ekumenizm jest więc koniecznie potrzebny do odnalezienia pełni katolickości Kościoła Jezusa Chrystusa, do odbudowania jedności między wszystkimi istniejącymi historycznie Kościołami i wspólnotami kościelnymi.

Ale czy fakt, że nie uznajemy wielu wspólnot chrześcijańskich za Kościoły, nie osłabia naszych relacji ekumenicznych z nimi?

– Każdy Kościół ma własną eklezjologię, które bardzo się różnią między sobą. Na przykład Kościoły wywodzące się z Reformacji mówią, za Konfesją Augsburską, że elementami konstytutywnymi Kościoła są: głoszenie Ewangelii i sprawowanie sakramentów, po czym dodają: satis est (to wystarczy). Tymczasem katolikom i prawosławnym to nie wystarcza. Mamy bowiem trzecie kryterium, którym jest posługa biskupia. Kościół katolicki jest przekonany, że Eucharystia i episkopat są elementami tworzącymi Kościół. Nie może więc twierdzić, że wszystkie Kościoły, które nie mają tych elementów lub nie traktują ich jako konstytutywne, są Kościołami w tym samym co on sensie.

Kościół katolicki nie był inicjatorem ruchu ekumenicznego. Włączył się w jego prace pół wieku temu. Co już osiągnęliśmy w relacjach z różnymi Kościołami? Jakie jeszcze stoją przed nami problemy do rozwiązania?

– Nie jesteśmy już w początkach ekumenizmu, ale też nie znajdujemy się jeszcze u jego kresu. Wciąż idziemy drogą ekumenizmu. Bardzo trudno jest powiedzieć, co już się wydarzyło, bo Papieska Rada ds. Popierania Jedności Chrześcijan prowadzi 16 różnych dialogów. Trzeba by przyjrzeć się każdemu z osobna... W dialogu z Kościołami prawosławnymi i innymi Kościołami wschodnimi zasadniczym problemem pozostaje sprawa prymatu Biskupa Rzymu w Kościele. Dialog z Kościołami i wspólnotami kościelnymi zrodzonymi z Reformacji obejmuje szerszy obszar zagadnień. Chodzi o koncepcję Kościoła, która musi znajdować się w samym centrum naszych dyskusji, jeśli chcemy osiągnąć jakiś postęp. Dotychczas sprawę tę nieco spychaliśmy na bok, skupiając się na innych zagadnieniach: sakramentach, głoszeniu Ewangelii, usprawiedliwieniu... Jednak we „Wspólnej deklaracji w sprawie nauki o usprawiedliwieniu” z 1999 r. uznaliśmy, że obecnie należy bardzo poważnie się zająć przede wszystkim kwestiami eklezjologicznymi.

Po Soborze Watykańskim II byliśmy niesieni na fali prawdziwego entuzjazmu dla ekumenizmu. Ale po pewnym czasie zaczęliśmy dyskutować najtrudniejsze problemy dzielące chrześcijan. Skończył się czas spektakularnych gestów. Może dlatego niektórzy odnoszą wrażenie, że w ruchu ekumenicznym panuje obecnie impas?

– Nie można się temu dziwić. Ekumenizm nie jest drogą prostą. Wciąż są na niej objazdy, zbaczanie z kursu, osłabienie, zmęczenie. Dotyczy to całego procesu spotykania się chrześcijan różnych wyznań. Na pewno też trochę straciliśmy z oczu wspólną wizję celu ekumenicznych dążeń. Stoimy na dworcu i nie wiemy, do którego pociągu chcemy wsiąść. Nie wiemy dokąd dokładnie zmierzamy. Koniecznie więc musimy odnaleźć ten wspólny cel. A brakuje nam go dlatego, że mamy różne eklezjologie. Kierując się własną wizją Kościoła, każdy wypracował też własną wizję jego jedności. Grozi nam niebezpieczeństwo uznania tej konfesyjnej wizji za cel ekumenizmu. Wielość tych wizji wymaga sięgnięcia głębiej – skoncentrowania się w dialogu na eklezjologii.

Czy również sekty mogą być partnerami w ruchu ekumenicznym? W niektórych krajach, np. w Brazylii, rodzą się one jak grzyby po deszczu i stanowią wielkie wyzwanie dla lokalnego Kościoła...

– Jeśli sekty chcą dialogu ekumenicznego, jesteśmy na niego otwarci. Ale gdy go nie chcą i utrzymują, że Kościół katolicki jest największą herezją na świecie, wówczas trudno prowadzić z nimi jakikolwiek dialog. Jesteśmy gotowi do rozmowy ze wszystkimi, którzy tego pragną. Wydaje mi się jednak, że sekty stanowią raczej problem duszpasterski, a nie ekumeniczny.

Czyli nie ma na razie dialogu z sektami na szczeblu światowym?

– Nie. Naszym zadaniem jest przywracanie jedności między Kościołami i wspólnotami kościelnymi, które same siebie uważają za chrześcijańskie. Tymczasem sekty odłączyły się i nie chcą z powrotem się zjednoczyć. Dlatego tak trudno jest wejść z nimi w jakikolwiek dialog.

Od pewnego czasu prowadzona jest internetowa akcja zbierania podpisów na rzecz ustalenia wspólnej daty Wielkanocy dla wszystkich chrześcijan. Kiedy ten głos ludu będzie wysłuchany? Czy w ogóle możemy mieć nadzieję na wspólną datę Wielkanocy? Byłby to piękny znak jedności wszystkich wyznawców Chrystusa...

– Oczywiście, ale to nie takie proste. Trzeba by znaleźć rozwiązanie na szczeblu światowym. Kościoły posługują się różnymi kalendarzami. Weźmy przykład Ziemi Świętej. Istnieje tam wiele Kościołów chrześcijańskich i dat Wielkanocy. Gdybyśmy ustalili wspólną datę, gdzie pomieściliby się turyści z całego świata, którzy teraz przybywają tam na święta w różnych terminach? Podobnie jest z Bożym Narodzeniem, obchodzonym 25 grudnia, 6 stycznia i 18 stycznia... Trzeba by zmienić całoroczny kalendarz liturgiczny!
 

« 1 2 3 4 »

Zapisane na później

Pobieranie listy