Nowy Numer 16/2024 Archiwum

By i hydraulik pojął jery

Beata Zaremba: Panie Profesorze, jak się Panu podobają słowa pochodzące ze slangu młodzieżowego, typu: nara, pozdro, net, siema?

Prof. Jan Miodek – Śledzę użycie tych słów, natomiast ich nie powtarzam, po prostu nie chcę być śmieszny. Jako człowiek prawie sześćdziesięcioletni byłbym odbierany jako ktoś, kto na siłę stara się upodobnić do młodzieży, używając jej języka.

Ale młode pokolenie ma prawo tak mówić?
– Ależ oczywiście, zawsze tak było, że młodzież posługiwała się własnym językiem. A słowa typu nara, siema, impra, kolo – słowa skrócone, mówiąc ogólnie – są znakiem czasu, znakiem przyspieszenia, jakiego wszyscy doświadczamy. Problem zaczyna się w momencie, gdy w grę wchodzą zachowania stylistyczne. Opowiadał mi mój kolega, że przyszła do niego studentka i oznajmiła, że chce zdać kolo. Jakie kolo? – pytał kolega. – No kolo – upierała się przy tym słowie dziewczyna. Kolega chyba ze cztery razy ją przetrzymał, w końcu studentka zorientowała się, czego od niej się oczekuje i powiedziała, że chce zdawać kolokwium. Ten mój kolega wytłumaczył jej, że do koleżanki może tak mówić, ale do wykładowcy raczej nie uchodzi, i to nie ze względu na jakąś sztuczną hierarchię. Sam znalazłem się w identycznej sytuacji. Jako dyrektor instytutu miałem coś tam pewnej studentce podpisać i ona też do mnie powiedziała: bo wie pan, kiedy było kolo, to ja byłam chora… Reasumując, akceptuję takie słowa, ale apeluję do młodych, by wyczuwali, w jakich sytuacja można ich używać. Po prostu nie można grzeszyć złym smakiem.

Czy są takie słowa, które Pana jakoś szczególnie zachwycają, a pochodzą z języka nieoficjalnego?
– Lubię językową twórczość, uwielbiam słuchanie. W kościele wolę nawet najbardziej nieudolne kazanie niż list pasterski, który jest odczytaniem tekstu przygotowanego. Oczywiście w kościele można usłyszeć sporo rażących wypowiedzi. Przykładowo nie mogę zrozumieć, jak można się modlić za Jana Pawełczyk czy za Jana Kowalczyk. Oczywiście, że się w kościele irytuję, choć akurat księża są tą grupą społeczną, która mówi najlepiej.

To nieodmienianie nazwisk jest zjawiskiem bardzo szerokim. Brałem udział już w takich spotkaniach autorskich, które zapowiadano na plakatach: „Spotkanie z Janem Miodek”. Mnie jako gościowi trudno było robić awantury, bo nie jestem wcale taki odważny, ale zadałem gospodarzowi pytanie: jak to jest, że organizują spotkanie poświęcone poprawności językowej, a tu taki błąd? Usłyszałem wtedy od organizatora, że w szkole nauczono go, że nazwisk w oficjalnych ogłoszeniach się nie odmienia. Są jakieś takie mity, jednym z nich jest właśnie przekonanie, że w tekstach oficjalnych nazwisko ma się nie odmieniać. Oczywiście, że na takie zachowanie językowe oddziałują teksty urzędowo-kancelaryjne; w protokołach sądowych się przecież nazwisk nie odmienia. A kropla drąży skałę…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy