Nowy numer 17/2024 Archiwum

Poszukiwacze zaginionych światów

Indianę Jonesa wymyślił George Lucas, twórca „Gwiezdnych wojen”, a Spielberg znalazł idealnego odtwórcę tej postaci w osobie Harrisona Forda.

Już po „Poszukiwaczach zaginionej arki”, pierwszym, nakręconym w 1981 r. filmie cyklu, Indiana Jones błyskawicznie stał się ikoną popkultury. Czy wymyślony przez Lucasa bohater miał swoje pierwowzory w rzeczywistości? Inspiracją były raczej popularne filmy przygodowe z lat 20. i 30. I filmy o Jamesie Bondzie. Jednak biografie niektórych podróżników i badaczy przeszłości mogły zainspirować scenarzystów. Spośród wielu życiorysów łączonych z postacią Indy’ego wyróżniają się trzy sylwetki.

Poszukiwacz zapomnianego miasta
Hiram Bingham III co prawda nie odkrył inkaskiego miasta Machu Picchu, bo wiedzieli o nim zamiesz-kujący okolicę Indianie, ale przywrócił je pamięci. Urodzony w rodzinie pastora Hiram Bingham zdobył znakomite wykształcenie na kilku uczelniach. Wykładał m.in. na Harvardzie, fascynował się historią In-ków, pragnął odkrywać ich starożytne miasta. Do Peru przyjeżdżał wielokrotnie. Koniecznie chciał odna-leźć ruiny zaginionego miasta Vilcabamba, legendarnej stolicy Inków. W 1572 r. miasto to zostało zdoby-te i zburzone przez Hiszpanów, a jego lokalizacja uległa zapomnieniu. Właśnie ono było celem jego wy-prawy w 1911 r. Zamiast Vilcabamba, dzięki mieszkającemu w dolinie rzeki Urubumba Melchiorowi Arteaga, odnalazł ruiny Machu Picchu.

Miasto wzniesione zostało około roku 1450, kiedy państwo Inków było u szczytu potęgi i sięgało od dzisiejszego Ekwadoru do Chile. Do tego odkrycia Bingham nie przywiązywał początkowo większego znaczenia. Z czasem Machu Picchu stało się największą atrakcją turystyczną Peru. Bingham wywiózł stąd mnóstwo cennych zabytków i pamiątek. Do Peru wróciły dopiero w 2007 r. Wydana w 1948 r. książka Binghama „Zagubione miasto Inków” stała się międzynarodowym bestsellerem. W czasie I wojny światowej Bingham służył w lotnictwie, a później zajął się skutecznie polityką. Został gubernatorem stanu Connecticut i senatorem. W 1926 r. oskarżono go o korupcję. Zmarł w 1956 r. w Waszyngtonie.

Zaginiony w zielonym piekle
Z biografii brytyjskiego archeologa Percy’ego Harrisona Fawcetta można wykroić kilka scenariuszy przygodowych filmów. Fawcett przyjaźnił się z H. Riderem Haggardem i Arturem Conan Doyle’em, którzy zaczerpnęli podobno niektóre wątki swoich powieści z jego opowiadań. Człowiek, który mógł być pierwowzorem granego przez Harrisona Forda bohatera, zaginął w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach. To jeszcze bardziej pobudziło zainteresowanie jego postacią. Urodzony w 1867 r. Fawcett żyłkę podróżnika odziedziczył po ojcu, członku Królewskiego Towarzystwa Geograficznego. Pod naciskiem ojca wstąpił do armii brytyjskiej, przez jakiś czas służył na Cejlonie. Później pracował w tajnych służbach w Afryce Północnej. Ale koszarowe życie nudziło go, marzył o wielkich wyprawach i odkryciach. Taka szansa przyszła w 1906 r. Królewskie Towarzystwo Geograficzne, jako strona neutralna, miało wytyczyć dokładną granicę między Brazylią i Boliwią. Prezes Towarzystwa zaproponował kierownictwo ekspedycji pułkownikowi Fawcettowi. Ten przyjął propozycję bez wahania. Wyprawa była niebezpieczna, przebiegała przez niezbadane rejony, gdzie łatwo można było nabawić się jakiejś tropikalnej choroby i spotkać wrogie podróżnikom indiańskie plemiona. Jednak pułkownik dogadał się z Indianami dzięki traktowaniu ich z szacunkiem i podarkom. Czasem te spotkania kończyły się tragicznie dla ekipy podróżników.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Dziennikarz działu „Kultura”

W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.

Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza